podsumował moje życie w Polsce

Od ponad 5 lat doskonale wie, kiedy pojawić się w moim życiu. Wyczuwa, kiedy potrzebuję uśmiechu, dobrego słowa, komplementu i czegoś, co sprawi że przestanę myśleć o tym, jak bardzo jest nie tak jak powinno być.
Z reguły nasze rozmowy toczą się według reguł „pierdu pierdu”, czyli gadania o niczym, ewentualnie planach spotkania w Polsce, czy w Turcji. Jednak jeden z naszych ostatnich dialogów utkwił mi bardzo w pamięci. Ramazan zapytał się mnie, czy skoro mam teraz tyle czasu wolnego, to nie mogłabym przyjechać do niego, pozwiedzać i może zostać na dłużej. Pracę to on mi pomoże znaleźć w turystyce, jeśli tylko będę chciała.
Nooo… pomoże mi. A ja w ramach wdzięczności, CO? Będę spełniać jego wybujałe  fantazje seksualne? Nie wiem czy jestem na tyle wygimnastykowana 😛
Wykręcam się jak mogę i nawet próbuję argumentować niechęć wyjazdu miłością do ojczyzny, bo co mu powiem? Że chomiki to tam pewnie zjadają na podwieczorek i się trochę lękam? 😉
-Ale ty wiesz jak ja bardzo kocham Polskę? Ja jestem patriotką od urodzenia! Wiesz- ta zima, ten deszcz… te wszystkie pory roku… No po prostu KOCHAM!
Chyba nie byłam zbyt przekonywująca 😛
-Ale Chomikowa powiedz mi, co ty kochasz w tej Polsce? Deszcz, który ciągle pada? Przecież ty tam nic nie masz- nie masz dzieci, ty nawet boyfrienda nie masz! Nie wspominając o normalnej pracy. Powiedz mi, co ty kochasz w tej Polsce, hm?
Niech go szlag. Wbił swojego palucha dokładnie tam, gdzie powinien- w samo sedno problemu…

źródło własne
źródło własne
Obraz 039
źródło własne

Właśnie Chomikowa, coś ty się tak uparła…? Już sama zapomniałaś jak bardzo tą Turcję pokochałaś i jak od niej zaczęłaś spełniać swoje marzenia o podróżowaniu. Widziałam Grecję kontynentalną, Grecję na wyspach, Egipt i kilka stolic europejskich i… myślami gdzieś zawsze wracałam do tej magicznej Turcji.
Ramazana poznałam ponad 5 lat temu na wakacjach w południowej Turcji- w Marmaris. Z moją N. planowałyśmy za swoje pierwsze prawdziwie zarobione pieniądze polecieć gdzieś do Bułgarii lub Chorwacji. W biurze podróży pewien przesympatyczny człowiek uświadomił dwie zbłąkane niewiasty, że taniej i piękniej będzie w Turcji. Tak więc pofrunęłyśmy 🙂 A o moim pierwszym koszmarnym locie samolotem (właśnie do Turcji 😛 ) mieliście okazję już czytać 😛 Pamiętam, że kiedy zbliżyłam się do punktu wybawienia, czyli do schodów prowadzących z samolotu na ziemię, buchnęło we mnie gorące powietrze. W Polsce lato się już kończyło a tam żyło w pełnym rozkwicie. Później było coraz lepiej 🙂 Uśmiechali się do nas WSZYSCY. Oczywiście, że były osoby, które mimo pięknego uśmiechu bardzo chciały nas „wycackać” ze wszystkiego, co miałyśmy przy sobie (również z moralności 😛 ), ale takich ludzi możemy spotkać wszędzie. Bo kimże są ci, którzy chodzą po naszych mieszkaniach i z uśmiechem na ustach informują, że należy zmienić dostawcę prądu lub zakupić nowy, rewelacyjny samo-sprzątający odkurzacz za jedyne 2 tysiące PLN? Ogrom dobroci, uśmiechów i krajobrazów oszołomił mnie. Nigdy wcześniej nie widziałam tak turkusowej wody, nie widziałam tylu owoców na drzewach, nie pływałam w tak przeźroczystej wodzie i nigdy nie widziałam w jednym miejscu tylu kolorów. Moja N. już wcześniej była w Hiszpanii, więc nie wszystko wywoływało u niej taki sam zachwyt, jak u mnie (może to zresztą było też przez przeziębienie, które  ograniczało jej oddychanie i atakowało jakąś niepoliczalną ilością kichnięć. Swoją drogą do tej pory zastanawiam się jak to możliwe, żeby człowiek kichał z częstotliwością 3-7 razy na minutę… i nie umarł po jednej dobie 😛 ).
Brałyśmy całą kulturę pełnymi garściami i jedyne, co nas ograniczało to ruch uliczny. Bo tam nie obowiązują prawie żadne reguły ruchu drogowego. Przejść dla pieszych nie ma a znaki „ustąp pierwszeństwa” tudzież znaki „stopu” traktowane są jako urozmaicenie pobocza 😛 Za każdym razem, kiedy udało nam się z N. przebiec na drugą stronę ulicy, uznawałyśmy to znak Boży, że jeszcze mamy w życiu coś osiągnąć i czymś przysłużyć się społeczeństwu 😛 Tego „czegoś” nie odkryłyśmy do tej pory 😛

źródło własne- Chomik w środowisku naturalnym ;)
źródło własne- Chomik w środowisku naturalnym 😉

Ogrom uśmiechów i słońca nie przesłonił nam wbrew pozorom racjonalnego myślenia. Po pierwszym dniu dość nachalnych rozmów z Turkami obiecałyśmy sobie, że żadna z nas nie zniknie drugiej z oczu na dłużej, niż 2 minuty. Mimo zapewnień pracowników hotelu oraz rezydentów biura podróży, że turystkom raczej nic nie grozi, bo prawo mają dość restrykcyjne jeśli chodzi o gwałty i nie jest to tak „dziki” kraj jak pozostałe muzułmańskie (w końcu Turcja też leży w Europie 🙂 ), uznałyśmy że wakacje wakacjami to raz, ale przyszłe zdrowie i spokój emocjonalny to dwa 😛 I tak po 5 dniach prawdziwych wakacji all inclusive moja N. w jakimś ogromnym sklepie z wyrobami skórzanymi polazła z dwoma czy trzema Turkami gdzieś na zaplecze. Ja będąc zaaferowana i zauroczona tymi wszystkimi płaszczykami, kurteczkami i futerkami nawet nie zauważyłam jak mi tą moją blondynkę wyprowadzają podstępem na zewnątrz. W panikę wpadłam chyba po 15 minutach, bo ABSOLUTNIE nie mogłam znaleźć pomieszczenia, w którym mogłaby być. I WCALE mnie nie uspokajały słowa ekspedientów, że na pewno jest u niej wszystko dobrze, i żebym przestała się tak niepokoić. Kiedy już zaczynałam robić awanturę i histeryzować moja blondynka wyszła cała radosna gdzieś z jakiegoś baraku (???) zza hali i z błogim uśmiechem na twarzyczce oznajmiła mi, że herbatka była BOSKA… To był pierwszy raz, kiedy na moją N. nawrzeszczałam 😛 a ona patrzyła na mnie swoim rozanielonym wzrokiem i potraktowała jak nadopiekuńczą matkę:
-Ale Chomikowa! O co tyle pretensji? Przecież ja tylko na herbatce byłam! Ty wiesz, jak tam fajnie było? Żałuj, żeś nie poszła razem ze mną!
Nooo… nie wątpię, że było FAJNIE. Nie poszłam, bo żeś mi się oddaliła cichaczem… Zawsze to ja byłam rozsądniejsza w tym „związku” 😛 A że byłam rozsądniejsza, to co zrobiłam następnego dnia późnym wieczorem? Kiedy N. integrowała się z innymi Polakami w hotelu, ja się zamknęłam w naszym pokoju na wiele minut z Ramazanem… Wybaczcie, ale szczegółowych opisów rodem z książek erotycznych tym razem (wyjątkowo 😀 ) tutaj nie znajdziecie 😉
Kiedy zeszłam do mojej N. na dół, była zdziwiona, że w ogóle skądś przyszłam i „jak to ciebie nie było????” Nawciągała się czegoś jak nic… Naiwnie wierzyłam, że to ten cały klimat tak na nią wpływa 😉

źródło własne
źródło własne

Obowiązkowe herbatki w każdym miejscu, w którym się człowiek pojawia, targowanie się na bazarach, obowiązkowe zamienienie kilku zdań z obcym człowiekiem na ulicy i oczywiście brak zasad ruchu drogowego, to nieodłączne elementy kultury tureckiej, które dla zwykłego Polaka są czymś abstrakcyjnym. Im głębiej w życie codzienne Turków, tym absurdów będzie się pojawiać więcej. Turecka wieś na przykład- wygląda bardzo biednie- glinianki z prowizorycznymi okienkami i drzwiami, panoszące się bez celu kury, kozy (można je spotkać prawie wszędzie), gdzieś smętnie przeżuwające strawę osiołki. Można mieć wrażenie, że zwierzęta żyją tam swoim życiem 😉 W sumie troszkę jak nasza „zabita dechami” głęboka wieś 😉
Absurdy jakoś specjalnie mnie nie odstraszają. Wabi natomiast coś zupełnie innego. Sama jeszcze do końca nie wiem co… Bo czy jest to tylko słońce i wszechobecny uśmiech…? Czy może rozpaczliwa potrzeba ruszenia czegoś w tym cholernym życiu…?
No to jak, Chomikowa…? Skoro nigdzie cię tu nie chcą, nie masz tutaj niczego oprócz chałupy, która pamięta czasy obowiązkowej nauki ruskiego w szkołach; jakiejś pokręconej rodziny i kilkorga przyjaciół, to może jedź gdzieś w cholerę…? Może nawet niech i będzie jakaś Kambodża (jakkolwiek się to pisze 😛 ), tylko poczuj, że żyjesz…
Daję sobie kilka tygodni na porządne przemyślenia i może na CUD…

na Święta dla Was :)

Nadszedł ten magiczny czas Świąt Bożego Narodzenia. Może i nie ma śniegu, może i jest prawie 10 stopni ciepła na dworze i od trzech dni napierdziela deszcz na przemian z ulewą a wichury zrywają linie energetyczne… Ale niech to będzie dla Was wszystkich czas spokoju, uśmiechu i pełen nadziei na kolejne miesiące. Niech nikt z Was nie będzie w te dni samotny.
I oby Święty Mikołaj wraz ze swoimi reniferami spokojnie doleciał z prezentami i nie daj Boże nie puknął się z jakimś statkiem powietrznym czy nie został strącony przez te szalejące wichury. Mam nadzieję, że dziadek nas nie rozczaruje 😉

Ściskam Was serdecznie 🙂
Chomikowa

I niech każdy z Was poczuje, że osiągnął w sobie godną pozazdroszczenia równowagę… emocjonalną 😉

 

 

któraś z kolei rozmowa kwalifikacyjna Chomikowej

źródło: www.infopraca.pl
źródło: www.infopraca.pl

Od czasu do czasu zdarzy mi się zaproszenie na jakże miłe i ciepłe spotkanie z potencjalnym pracodawcą zwane potocznie i może nawet profesjonalnie rozmową kwalifikacyjną. Mam już za sobą dwie rozmowy kwalifikacyjne, które dam sobie rękę uciąć, że odbyły się tylko po to, aby proces rekrutacji „odbębnić” i móc wpisać w dokumenty, że „nie odnaleziono pracownika z odpowiednimi kwalifikacjami”. Ale że pieniądze wpłynęły na konto pracodawcy to osobna sprawa. Szkoda tylko tych potencjalnych pracowników. Szkoda ich czasu, pieniędzy wydanych na dojazd i tej nadziei, że „a może teraz się uda”. Ale to przecież nic nowego, że drugiego człowieka ma się najczęściej głęboko w 4 literach (cisną mi się na opuszki palców bardziej niecenzuralne sformułowania, ale przecież tak publicznie to nie wypada 😉 ). Jakie to szczęście, że ja wysoka jestem, to się nie zawsze się mieszczę w tych rejonach 😛
I tak kilka dni temu zostałam zaproszona na kolejną rozmowę kwalifikacyjną. Bardzo się zdziwiłam, że już następnego dnia po wysłaniu dokumentów aplikacyjnych odebrałam telefon z zaproszeniem na spotkanie… za 20 h. Świetnie. Za dużo czasu na przygotowanie się, to nie dają…
Docieram moim Pędzidłem następnego dnia na umówione miejsce. Z podniecenia nie zauważam, że jadę drogą jednokierunkową i prawie powoduję kolejny wypadek w tym roku 😛 Matko kochana… chyba jednak coś mam w tym życiu jeszcze do zaliczenia, skoro ŻYJĘ cała i na dodatek zdrowa 😉
Punktualnie o umówionej godzinie do „pokoju zwierzeń” zaprasza mnie jakaś kobieta z facetem. Wiecie jak to jest z tym pierwszym wrażeniem, prawda? No właśnie- tak więc nie wiem jak ja, ale ONI nie zrobili na mnie najlepszego pierwszego wrażenia 😀 Ta dziewczyna jeszcze jak cię mogę, ale ten facet… Przyszło takie Toto nieszczęście. Nie kwapił się, aby podać mi rękę na powitanie. Stał na środku pokoju najbliżej mnie i się patrzył. Uśmiech trzymałam na twarzy jak długo się tylko dało, ale NO BŁAGAM! Jego towarzyszka w końcu chyba zrozumiała, że coś jest nie tak i przejęla inicjatywę. Przywitała się ze mną, przedstawiła, po czym rękę podał mi jej towarzysz. No i podał mi FLAKA. NIENAWIDZĘ, kiedy facet podaje mi flaka na dzień dobry. Facet wyższy i większy ode mnie a rączuchnę mi podaje jak… no jak cipa no. W tyłku ci się, Chomikowa poprzewracało. Zamiast się cieszyć, ze w ogóle ktoś myśli o zatrudnieniu twojej osoby, to ty się czepiasz rączuchny i całej tej budyniowej postaci.
Podczas rozmowy padają raczej pytania, których się spodziewałam. Mało co mnie zaskakuje. Podczas rozmowy Pan Toto na moim CV robi masę notatek. Rysuje chmurki, stawia kilka strzałek, wykrzykników… cóż za kreatywny człowiek 😛 Jeszcze brakuje obok mojego zdjęcia serduszek i kwiatuszków 😛
Nagle pada stricte specjalistyczne pytanie. Nie wymagają doświadczenia w tym zakresie, ale pytanie szczegółowe zadają. Dobra. Coś na ten temat wiem, ale na przygotowanie się nie miałam zbyt dużo czasu, więc nie jest to dla mnie najłatwiejsza sprawa. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że na tyle na ile zdążyłam się od wczoraj przygotować, to jest to wszystko, co mogę powiedzieć na powyższy temat. Rekruter a zarazem moja przyszła potencjalna kierowniczka   zaczyna się lekko podśmiewać. Nie robi to na mnie wrażenia, bo mnie tez się zdarza podśmiewać z różnych rzeczy i tak naprawdę ledwo się pohamowuję, żeby tutaj też nie palnąć czegoś, co mogłoby mnie rozbawić i pozbawić marzeń o pracy 😉 Pani jednak widzę, że się coraz bardziej rozkręca, co jednak nie przeszkadza jej zadać mi kolejnego pytania:
-Pani pierwszą pracą było szkolnictwo. Powiem szczerze, że pani druga praca nie miała w ogóle związku z nauczaniem. Dlaczego zdecydowała się pani zmienić zawód?
-W ogóle nie rozwijałam się w tej pracy. Nie chciałam dłużej robić czegoś, co nie pozwalało mi zdobywać nowego doświadczenia i rozwijać skrzydeł. Dlatego podjęłam kolejne studia i zdecydowałam się zmienić zawód. Jednak bardzo dużo mnie ta praca nauczyła. Nabyłam wiele umiejętności, które są niezbędne w pracy i w kontaktach z ludźmi.
I tutaj Panią Rekruter rozbawiłam już niemiłosiernie. Pokłada się prawie na biurku z radochy. No proszę, Chomikowa. Masz jednak talent do do rozbawiania ludzi. Nawet niechcący…
Generalnie mam ochotę się zwinąć i jechać do domku. Nie wiem czy jest sens jeszcze tam siedzieć i brać w tym wszystkim udział. Pan Toto mnie dobija swoim wyglądem i nijakością a Pani Rekruter i tak nie ma z nami kontaktu, bo się zaśmiewa. Chyba zaczynam być zła. Mam poczucie straconego czasu, a przecież dałam z siebie sporo. Nie wiem po co. Jak zwykle zresztą.
Pani Rekruter w końcu się jakoś ogarnia i zadaje mi pytanie:
-Z naszej strony to wszystko. Czy chciałaby pani się czegoś jeszcze dowiedzieć?
-Tak, chciałabym wiedzieć, czy jeśli zostanę zaproszona na kolejny etap rekrutacji, to czy również będę miała jeden dzień na przygotowanie się do spotkania? Bo powiem państwu szczerze, że nie dajecie państwo potencjalnemu pracownikowi zbyt dużo czasu na przygotowanie się do rozmowy.- zadaję pytanie naprawdę spokojnie i z nieukrywaną ciekawością. Dobrze wiem, że nie powinnam mówić takich rzeczy, ale zaczęłam tracić cierpliwość. Skoro potencjalna kierowniczka jest taką wesołą osobą, to może zrozumie, co chcę powiedzieć…?
No i widzę, że tym pytaniem dobiłam rozmówczynię, bo znów nie jest w stanie ze śmiechu powiedzieć ani jednego zdania.
No i git.
To ja już chyba pójdę. Może flaszkę kupię z tej radochy po drodze, bo co mi pozostaje? Skoro tak rozbawiam ludzi, to jest co celebrować 😛
Na koniec potencjalna pani kierownik już w miarę spokojnie informuje mnie, że bardzo ją zainteresowałam swoją osobą, i że wzorowo przeszłam jeden test.
Nie chciałam już pytać ile było tych testów po drodze, że zdałam tylko jeden 😛 Pożegnałam się z uśmiechem, znów uścisnęłam flaka panu budyniowemu i pognałam do Pędzidła.
No rumaku! To do domku! Jest szansa, że tam nikt nie będzie się z ciebie śmiał, Chomikowa 😛 Tym razem JA kogoś wyśmieję 🙂

przecież jest tak pięknie…

Dwoje ludzi… Zastanawiające. Próbuję nie brać tego jakoś uczuciowo. Chciałabym podejść do tematu pragmatycznie… Jedno samo już od dłuższego czasu. Drugie podobnie. Jakoś pewnie przez przypadek gdzieś na siebie wpadli. Tak to już jest w tych opowieściach miłosnych. Zawsze gdzieś jakoś przez przypadek. Zbiegiem okoliczności. Niechcący.  Mają sobie tyle do powiedzenia. Śmieją się, żartują. Ona widać, że ostrożnie przechyla głowę, nieśmiało spogląda na niego i cały czas się śmieje. Tak miło patrzeć na kobietę, która dużo się śmieje, dzięki mężczyźnie. Ja sama zawsze miałam „problem” z takimi facetami. Wystarczyło, że cały wieczór inteligentnie rozbawiał mnie do łez i byłam zakochana po uszy… 🙂 Tak- zdarzyło się.
Patrzę na niego. Stara się, ale nie widzę tej samej iskry, która bije z jej oczu. Przecież  ciągle rozmawiają. O wszystkim. Oglądają te same filmy, omawiają ich treść. Słuchają tej samej muzyki. Potrafią bez końca wymieniać się linkami z ostatnio wysłuchanych utworów. Ale co najgorsze… Ostatnio zaczęli umawiać się na randki. Nie, nie wspólne. Dlaczego? Pytam DLACZEGO? Patrzę na nich z boku i widzę ludzi, którzy wspaniale się ze sobą dogadują. Gdzieś kiedyś może byli pogubieni ale teraz…. Aż serce ściska, kiedy się rozstają. Co się dzieje? Gdzie i kiedy coś poszło nie tak…? Moja N. mi mówi, że to przez chemię a raczej jej brak. Głupiutki Chomiczku… nie tylko N. tak mówi. Ty przecież też tak mówisz. Tylko nie wierzysz, żeby to miała być przyjaźń, bo ona w przyjaźnie damsko-męskie nie wierzy. Zresztą ja przecież widzę w jej oczach, że to nie jest przyjaźń. Właśnie dlatego nie wierzę w te przyjaźnie…
Pytam się więc CO POSZŁO NIE TAK…? Dlaczego dwoje ludzi tak idealnie dopasowanych gdzieś się mija…? To naprawdę ta chemia, której gdzieś zabrakło…? Przez tą chemię rozejdą się każde w swoją stronę poszukując feromonów, endorfin i Bóg wie czego jeszcze? Nie chce mi się wierzyć, że nawet nie próbują. Tyle czasu już nie próbują, stawiając sprawę na półce „przegrane”…
To nie są dla mnie „dobre dni”… Zaczęłam dużo myśleć. Nie wiem po co. Powiedzenie „myślenie sprawia ból” doskonale się u mnie sprawdza. Przecież jestem szczęśliwa. Szczęście bije z mojej twarzy, DO CHOLERY.
-Pamiętasz, Chomikowa mojego znajomego, którego Ci przedstawiałam?- pyta znajoma.
-Tak, pewnie, że pamiętam. Dość miły człowiek.
-Może was umówię? Przemek chętnie z tobą pójdzie na kawę.
Uśmiecham się nieśmiało. Ze smutkiem.
-Nie, dzięki. Powiedz, że jestem zajęta.
Okłam go po prostu. Perfidnie w oczy powiedz kłamstwo. To nic takiego. Kwestia wprawy.

Siedzę na fotelu u fryzjerki. Ma być pięknie. Za chwilkę będę jedną z najładniejszych na osiedlu. Zawsze z niecierpliwością zerkam w lustro i czekam na efekt. Teraz również. Patrzę w moje odbicie i gdzieś niespodziewanie napływają mi łzy.
-Chomiczku, wszystko OK? Co się dzieje?
Biorę głęboki wdech. Czuję lakier do włosów, szampon i odżywkę innej klientki gdzieś w środku pęcherzyków płucnych. Udaje mi się powstrzymać łzy pod źrenicami. Jeszcze tego by brakowało…
-Coś ty! Przecież wszystko super! Tak wszystko pięknie jest!

Zrzucam to przygnębienie na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Nie mam innego wytłumaczenia.
Tylko że ja NIGDY nie miałam czegoś takiego, jak zespół napięcia przedmiesiączkowego.

włamali się…

źródło: własne
źródło: własne

To miało być w miarę spokojne grudniowe popołudnie. Rodzicielka z Przyszywanym Ojcem w szpitalu na zabiegu a ja walcząca w kuchni z niesprawiedliwym podziałem obowiązków w kuchni 😛 Już miałam sięgać po kawał karczku, z którego miało powstać coś zjadliwego, gdy na ratunek zadzwonił mi Smarcik (telefon dla jasności 😉 ). Rodzicielka. Jakże by inaczej…
-Słuchaj, dziecko…
Bardzo nie lubię tego tonu głosu. Słyszałam go dwa razy w życiu. Raz, gdy mi powiedziała, że zmarła prababcia a drugi, gdy dziadek był bardzo ciężko chory i nikt nie dawał mu szansy na choćby 2 dni życia.
Troszkę sztywnieję, bo przecież są w szpitalu na poważnym zabiegu.
-No dawaj, matka….
-Włamali się do Pani Babci. I ja nic nie wiem więcej. Policji jeszcze nie ma, ale ona jest tam sama. Dziecko, zrób coś może z tym wszystkim, bo mnie łeb już nie pracuje…
Pani Babcia to mama Przyszywanego Ojca. Bardzo ją lubię. Pełna energii i ciekawa postać. Nie to, co moje „rodzone” babcie… Spinam się i jadę do kobieciny, bo akurat tego dnia NIKT nie był w stanie do niej podjechać i zająć się całą sytuacją. Po drodze myślę sobie, jakie to cholernie niesprawiedliwe, że okradają samotną starszą panią, która każdy grosz, który jej zostaje, to oddaje wnukom lub dzieciom, a sama żyje… nazwijmy to jak należy w miejscach publicznie dostępnych nazywać- „SKROMNIE.”
Na miejsce docieram błyskawicznie. Otwieram drzwi wejściowe i jestem załamana. Biorę głęboki wdech jak przed zanurzeniem się na głębokość co najmniej 15 metrów głębokiej krystalicznej wody. Tylko, że to nie moja magiczna Turcja, czy choćby Grecja… W przedpokój należałoby tylko rzucić granat. On by zrobił największy porządek. Pokój dzienny nie wygląda lepiej. Z szafek jest wyrzucone prawie wszystko. Kanapa stoi otwarta. Lampa przewrócona, krzesła jakby je pijany mąż w szale rzucał o podłogę. Sypialnia to jak miejsce zabaw 3-latka. Wszystkie drobiazgi ze skrzyni z materiałami do szycia leżą w artystycznym nieładzie. Z szafki nocnej powypadały wszystkie leki. Pościel gdzieś między szafką a łóżkiem. Telewizor… Jak to telewizor? Radio…????
-Pani Babciu- czy cokolwiek ukradli? Coś zginęło? Przecież jest telewizor, jest radio…
-No właśnie nie. Mam wszystko. Nawet pieniądze, które miałam odłożone na rachunki leżą w szafie nieruszone.
UFFF!!!
Lawiruję między tym cholernym nieładem i udaję się do kuchni. To jedyne miejsce, gdzie chyba nikt nie wszedł. Siadam odrobinę zrezygnowana na krzesełku i zbieram myśli. Najważniejsze, że nic nie zginęło, nikomu nic się nie stało. Teraz tylko muszę ogarnąć poddenerwowaną Panią Babcię i poczekać na Policję. Herbata. Zrobimy gorącą herbatę. Ona jest dobra na takie chwile.
Wysyłam smsa do znajomego policjanta i pytam, ile czasu możemy czekać na przyjazd Policji. Muszę mieć jakiś plan i pomyśleć jak ten wieczór wziąć w swoje ręce.
Chomikowa, zależy ile było dzisiaj włamań w tym rejonie. Ale na pewno ze 2 godziny będziesz czekać.” Co ja mam tu zrobić przez te 2 godziny? Chyba tylko rozpalić ognisko na środku pokoju, bo nie widzę innej możliwości. A na to wszystko Pani Babcia chodzi i krzyczy. Nie, nie- nie krzyczy na mnie czy na całą sytuację, ona po prostu bardzo głośno mówi. Tak ma 🙂 Generalnie mnie to bawi, ale nie tego wieczoru. Kobiecina wykonuje bardzo dużo nie zsynchronizowanych ruchów i próbuje za wszelką cenę wydedukować jak ci ludzie dostali się do jej mieszkania, bo drzwi są nienaruszone. Okna też. Tylko jedno z tyłu bloku jest otwarte. Tamtędy wyszłi, ale jak weszli…? I czemu NICZEGO nie zabrali??? Nie widzę żadnych śladów, niczego… Ja do tego nie dojdę. Zresztą jakie to ma teraz znaczenie?
Po niecałych dwóch godzinach przyjeżdża Policja. Zaskoczyli mnie 😉 Spodziewałam się ich bardzo późnym wieczorem 😉
Pani Babcia to nie jest moja rodzina, więc ukrywam się w kuchni i udaję, że mnie nie ma 😉 Jednak kobieta tak energicznie zaczyna wszystko opowiadać, że dla Policji, która jej nie zna, staje się ona kobietą do co najmniej obowiązkowej pacyfikacji 😉 Wyłaniam się z mojego schronu 🙂
-Ja panów przepraszam, ale babcia tak po prostu ma. Ona po prostu głośno mówi i na pewno nie robi tego celowo a już na pewno, aby panów obrazić. – i strzelam na obronę Pani Babci i mojej uśmiech numer sześć. No, chłopaki… nie zawiedźcie mnie. Dajcie z siebie wszystko a ja będę najmilszą „poszkodowaną”, z jaką tylko mieliście do czynienia.
Panowie od razu jaśnieją i biorą się za robotę. W ciągu niecałych 5 minut łażenia po mieszkaniu i świeceniu latarką po oknach, pokazują mi niewidoczne dla mnie ślady włamania. Jestem naprawdę pod wrażeniem a poza tym chcę, aby zajęli się tą sprawą, bo nie chciałabym, aby Pani Babcia czuła się zagrożona i nie daj Boże nie chciała z nami zamieszkać ze strachu 😉 czas zrobić z siebie słodką idiotkę.
-Panowie, jesteście NIEPRAWDOPODOBNI. Jestem pod wrażeniem waszej pracy. No ale to przecież lata praktyki, prawda?- i znów szeroki uśmiech.
To niesamowite jak mężczyźni łapią komplementy, jak im się buzie rozjaśniają 🙂
-Wie pani, to przecież nasza praca. Robimy to codziennie. Najważniejsze, żeby to robić dobrze.
-Matko kochana! I to jeszcze panowie z powołaniem! Że też ja takich stróżów prawa nie widuję codziennie na ulicy. No ale co panowie z tym zrobią? Bo że tamci zostaną złapani, to na to nie liczę, ale niech tu chociaż jakiś radiowóz podjeżdża ze 3 razy dziennie, bo babcia sama i tyle tu ludzi na tym osiedlu mieszka…
Dorobiłam im tyle piórek, że jak nic pofruną do radiowozu.
-Oj, proszę pani- zgłosimy potrzebę i czterech dziennie patroli. A babcia niech pozakłada jakieś sygnały ostrzegawcze w mieszkaniu (ale to że jak? Żółte lampki bożonarodzeniowe wystarczą?). Bo tym razem włamywacze się wystraszyli, ale co by było, gdyby babcia nie wróciła z zakupów tak wcześnie? A tak chociaż jakiś dźwięk przy wejściu do mieszkania ich wystraszy.
-Kurczę, panowie naprawdę są niesamowici. Bardzo dziękuję za szybką interwencję i pomoc. – i znów uśmiech numer sześć. Matko, już szerzej się nie umiem uśmiechać. To wszystko, na co mnie stać.
Żegnamy się przyjaźnie. To chociaż mniej więcej wiem na czym stoję.
Spustoszenie po tornadzie ogarniam w 2 godziny. Dobrze, że to małe mieszkanie i niewiele mebli. W innym wypadku musiałabym się tam przeprowadzić 😉 Pani Babcia jest taką odważną kobietą, że ze spokojną głową zostaje na noc sama a mnie wygania do szpitala do Przyszywanego Ojca.
Niesamowita jest 🙂
A co do Policji, to muszę stanąć w ich obronie. To są normalni ludzie, jak my wszyscy. Każdy z nich popełnia jakiś błąd, jak każdy z nas w swojej pracy. Ale oni naprawdę wiedzą, co robią. Działają wedle określonych procedur ( czy my nie pracujemy wedle określonych zasad i reguł w swoich zakładach?) i starają się robić to dobrze. Przecież oni też chcą pracować. Jeśli będą ciągle partaczyć swoją pracę, to ktoś wejdzie na ich miejsce, bo wbrew temu, co słyszmy w mediach- chętnych do pracy w Policji nie brakuje.
Tak czy siak Chomikowa jest pod wrażeniem. Może nie ogromnym, ale jest 🙂

dialog z obcokrajowcem

źródło: memy.pl
źródło: memy.pl

Z moimi dziewczynami z byłej już pracy wyszłam do knajpy. O godzinie późnowieczornej przysiadł się do mnie mężczyzna. Jeden z tych „podejrzanych”, których omijam szerokim łukiem, a którzy lgną do mnie jak muchy do… wiadomo czego 😉 Wzrost najwyżej 160 cm, biała koszulka z postawionym kołnierzykiem, włoski na żelu a twarz ani grama nie wyrażająca inteligencji no i oczywiście ciemna karnacja skóry. Tym razem jednak nie byłam w stanie zidentyfikować skąd Toto pochodzi, bo na pewno nie Indie, nie Turcja, Tunezja… Jakieś Włochy? Bułgaria…? Nieistotne.
Siada na kanapie obok mnie i wydaje z siebie jeden wielki… BEŁKOT. A zaznaczam, że nie był kompletnie nietrzeźwy. Widać było, że na pewno coś wypił, ale mętnego wzroku jeszcze nie miał 😉
Z tego bełkotu nie rozumiem kompletnie NIC. Absolutnie nie jestem w stanie stwierdzić w jakim języku do mnie mówi. Na pewno nie był to polski, czy choćby angielski. Bełkot ciągnie się i ciągnie, gestykulacja tylko ubarwia sytuację a ja…? A ja wybucham śmiechem 😀 Facet ma tak śmieszny wyraz twarzy i tak uroczo bełkocze, że ledwo łapię oddech podczas ataku śmiechu.
Do gry wkracza moja koleżanka. Próbuje nawiązać z nim kontakt, jakoś go zrozumieć i nagle gdzieś wyłapuję jego „Is her name Agnieszka?”
-No, my name is Chomikowa.-
wtrącam się, bo o mnie mowa.
-Nice to meet you Agnieszka.- 
i bierze mnie za rękę, którą z całym swoim romantyzmem i gracją całuje.- Ja jestem Francesco.
Nie wiem czemu ta Agnieszka i Francesco mnie bawi, ale znów zaczynam się nieprzyzwoicie śmiać. Dialog przejmuje w takim razie znajoma i widzę, że bardzo mocno się skupia, żeby cokolwiek zrozumieć.
Agnieszka jest… tu pada kilka bełkotów…
-No, she is Chomikowa and yes- she is pretty.
Tu się ocknęłam, bo o mojej wątpliwej urodzie nie lubię jak się rozmawia.
-Ok, Im not pretty and don’t talk about it, please. Where you come from?
-Agnieszka!
-Im not Agnieszka!- już zaczęło mnie to irytować. Bo jak już nieudolnie podrywa, to niech chociaż imię spamięta. A że mnie bawi całym swoim jestestwem, to jeszcze go nie wyrzuciłam z kanapy.
-Ok, ok. I come z…- i wskazuje palcem na dół.
Świetnie… ale że jak? Z parteru? Bo knajpa jest piętrowa a my zasiadamy na górze właśnie.
– Italy? Croatia? Belarus?- ale on chyba mnie nie słucha, albo nie rozumie. Przestaje mieć to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Poza tym facet zręcznie zmienia temat:
-Agnieszka, in which język chcesz rozmawiać?
-Ku*** mać. CHOMIKOWA!- zirytowałam się. Imię nie jest skomplikowane, da się je pokojarzyć.
-K***???- i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba natychmiast wytrzeźwiał 😛 A poza tym słownictwo języka polskiego jednak nie jest dla niego kompletną abstrakcją.
-NO! NO! She’s not k*** she’s Chomikowa. – próbuje mnie ratować koleżanka. Jakby mi zresztą na ten moment zależało na jakimkolwiek ratunku 😛
-Oh! Ok! Chomikowa!
Pojął. A jednak. Ze też najpierw trzeba było rzucić mięsem…
-Chomikowa in which język chcesz talking?
-It doesn’t matter. We can speak English.
-Ale dla mnie matter, bo nie znam Polish and English very well.
I ja już nie mogę. Pokładam się na stoliku i szukam chusteczki, żeby łzy śmiechu sobie powycierać 😀
I po makijażu. Niech to szlag. Jestem zasmarkana i spłakana jak po rozstaniu 😀
Dialog w międzyczasie przejmuje koleżanka, która chyba wyznaczyła sobie za cel życia ogarnięcie tego człowieka. Nawet słyszę, że udaje im się wymieć ze 3 zdania, więc ja udaję, że jestem wpatrzona w innych ludzi i sączę piwo.
I nagle:
-Chomikowa! Do you hear me?
-Yes.
-Chomikowa, do you give me your phone number?
-No.
-No?- nie rozumiem zdziwienia malującego się wyraźnie na jego twarzy.
-NO.
-NIE PAMIĘTASZ???

I dziękuję. Już nie jest „matter”, czy robi sobie ze mnie jaja, czy wręcz przeciwnie i po prostu majaczy. Dialog rozbawił mnie do takiego stopnia, że wybucham znów niepohamowanym śmiechem i muszę oddalić się od stolika 😀

—————————————
A na audio-blog kolejne nagranie o rozmowach seksualnych Chomikowej 🙂

o modnej seksualności

Jak niektórzy z Was mogli gdzieś „pokątnie” zauważyć, nie oglądam telewizji. Już nawet odpuściłam sobie mój ulubiony serial, jakim jest Prognoza Pogody. Wszystko, co chcę wiedzieć znajduję w Internecie lub gazetach. I w obserwacjach. Plączę się po tym kraju, czytam i obserwuję. I oczom własnym nie wierzę… Bo już kilka razy miałam dziwne wrażenie, że nie jestem na jednej z polskich ulic, ale gdzieś w jakimś buszu… Głową potrząsnęłam, ogarnęłam swoją osobę i znów zerknęłam na ulicę. I znów to samo. BUSZ. Ale gdzie drzewa? Gdzie siekiera? Gdzie chociażby jakiś nędzny kominek…? Tylu mężczyzn à la drwal a żadnego drewniaka w okolicy……..

źródło: pl.vichan.net
źródło: pl.vichan.net

Właśnie…
Przyszła moda na mężczyzn drwaloseksualnych. O tym, że ci brodaci panowie mają już swoją „seksualność” dowiedziałam się od Męża mojej N. Przyszło Toto takie obrodaczone z pracy a ja się pytam:
-Ej, a gdzie ja mam ci dać buzi na „dzień dobry”, kiedy nie wiem gdzie masz twarz?
-To ty nie wiesz, Chomikowa, że teraz modna jest drwaloseksualność?
No teraz już wiem… Zresztą i tak mi ładnie odpowiedział, a nie że w takim razie mogę go pocałować w… no wiadomo gdzie 😛
Moją N. szlag najjaśniejszy trafia, że ukochany zapuszcza sobie, to co zapuszcza. Na ten moment jeszcze nie jest najgorzej, bo broda Męża N. ma co najwyżej 0,5 cm. długości, ale ja się boję co będzie dalej. Tzn. nie boję się o Męża, tylko o N., bo widzę, że jest u kresu wytrzymałości i nie wiem czy to się rozwodem jakimś nie skończy…
Skąd się w ogóle ta moda wzięła, ja się pytam…???? Pamiętam, że jakoś ponad rok temu w jakiejś gazecie oglądałam reklamę Vistuli. I tam ubrania reklamował jakiś model. Z brodą właśnie. Nagłówki krzyczały, że jest to powrót do męskości; że w ogóle wszystko jest ach! och! I generalnie boskie… W sumie trudno się nie było z nimi zgodzić, bo po ostatniej modzie na hipsterów, czy coś tam (celowo piszę bezosobowo), to moja wiara w męskość opadła, niczym… Dobra, wybaczcie, ale skojarzenia na ten moment o opadaniu mam tylko takie, które na ten blog akurat się nie nadają 😛

źródło: tumblr.com
źródło: tumblr.com

Pamiętam, że kiedy kilka miesięcy temu rozmawiałam z dziadkiem o aktualnej męskiej modzie, która niestety dominuje wśród młodych mężczyzn i nastolatków, to dziadek patrzył na zdjęcia i widziałam, jak szuka słów, którymi w sposób kulturalny i nieobraźliwy mógłby opisać, to co się w nim kotłuje 😉
-Nie najlepiej, prawda, dziadziuś? No niestety tak teraz się wygląda na ulicy.
-Wiesz, malutka (no wiadomo czemu jestem malutka 😛 ), nie chcę nikogo obrażać, ale…
-Ty dziadku nie chcesz nikogo obrażać? A to coś nowego widzę. Nie krępuj się, wśród swoich jesteś- zachęcam zgryźliwego tetryka do dyskusji.
-Ty już nie bądź taka rozwinięta. A ci panowie to wyglądają wiesz… Kiedyś się na takich mówiło ci*y…
-No dziadziuś! Teraz też się tak na nich mówi! 😛

Martwiłam się hipsterami a przecież myślałam, że po facetach metroseksualnych już gorzej być nie może.

źródło: pudelekx.pl
źródło: pudelekx.pl

Pamiętam, że kiedyś próbowałam się umawiać z takim jednym wypięknionym. Jakoś przełykałam to, że na randkę się spóźniał, bo mu suszarka do włosów padła, ale tego, że właśnie wybiegł od manicurzystki NIE. Popatrzyłam kątem oka na moje maźnięte kremowym lakierem paznokcie, które nie widziały manicurzystki od kilku miesięcy (manicure raz w tygodniu ogarniam samodzielnie) i aż mnie zniesmaczenie ogarnęło na tą całą sytuację. Poza tym stroje miał tak podobierane kolorystycznie i stylistycznie, że szlag mnie trafiał, że czasem wygląda lepiej ode mnie. A to przecież JA mam być ozdobą faceta a nie on moją 😛

No dobra… to co z tymi drwaloseksualnymi? Ma to być jakaś taka mała odskocznia od tego, co się działo na ulicach przez ostatnie lata? Spoko. Już chyba nawet wolę takiego z zarostem, niż metroseksualnego, czy NIE DAJ BOŻE hipstera. Tylko może trochę z umiarem? Bo jak byłam w knajpie w sobotę, napiłam się drinka i zobaczyłam młodego (przypuszczam, że młodego…) chłopaka z brodą Świętego Mikołaja, to ogarnęło mnie raptowne obrzydzenie. Bo co on tam w tej brodzie musiał skrywać? Wczorajszą zupę pomidorową? Niedzielne gołąbki u mamusi…?
Jak tu takiego POCAŁOWAĆ?
Z umiarem, Panowie… z umiarem…

wyniki konkursu :)

TADAM! 🙂

Troszkę zaskoczyliście mnie swoim głosowaniem w konkursie „Sposób na Chomikową”.    A konkretnie nie przypuszczałam, ze walka będzie się rozgrywać pomiędzy sposobem nr 3  i sposobem nr 5… Tak mi w głowie namieszaliście, że musiałam się chwilę zastanowić, co zrobić. Uznałam, że najbardziej przyzwoitym rozwiązaniem będzie przyznanie dwóch miejsc pierwszych 🙂 Laureaci mieli ten komfort, że nagrody wybrali sobie sami 🙂
Tak więc:

I miejsce:
-sposób nr 3 stworzony przez NIEdźwiedzia
(nagroda- kubek)
-sposób nr 5 stworzony przez Arte- autorkę bloga  http://arte1973.blogspot.com/
(nagroda- kubek)
II miejsce:
-sposób nr 2 stworzony przez Weska 100- autorkę bloga http://kasta.blog.pl/
(nagroda- torebka)
Wyróżnienia:
-sposób nr 1 stworzony przez Phoenix’a
(nagroda- brelok)
-sposób nr 4 stworzony przez Koszmarną z bloga http://koszmarnarodzinka.blog.pl/
(nagroda-brelok)
-sposób nr 6 stworzony przez Sylwię
(nagroda- brelok)

Oczywiście GRATULUJĘ i dziękuję:)
Dajcie znać jak Wam służą nagrodki 😉

———————————————————————————————————-
A teraz z innej bajki 🙂 Słuchaliście już na audio-blog kolejnego nagrania Chomikowej (tym razem było na poważnie o mobbingu)? Na co czekacie, hm???? 😉

 

wychowałam się bez ojca… i całe szczęście

źródło: www.demotywatory.pl
źródło: www.demotywatory.pl

Standardowa rodzina składa się z matki, ojca i dziecka. Czy tam z dwóch matek lub dwóch ojców i dziecka. Nie, nie będzie o rodzinach homoseksualnych 😉 To znaczy na pewno nie dzisiaj, bo w tym temacie nie czuję się jeszcze wystarczająco mocna. Niestety lub -stety nie każdy ma możliwość wychowywać się w pełnej rodzinie. Już pomijam te wszelkie nieszczęścia, w których jedno z rodziców spogląda na swoją rodzinę „z góry”, ale te przypadki, kiedy rodzice dochodzą do wniosku, że nie potrafią ze sobą funkcjonować „na dobre i na złe”, i na litość boską. Decydują się na rozwód. Płacz, nerwy… i co z dzieckiem…? Przecież to dla dobra dziecka powinniśmy PRÓBOWAĆ. To dla niego powinniśmy być ze sobą, tworzyć wspólny dom, budować RODZINĘ. Dziecko potrzebuje obojga rodziców. Co z tego, że rodzice nie potrafią wytrzymać w swoim towarzystwie więcej, niż minutę? Co z tego, że tatusia więcej nie ma, niż jest, bo albo generalnie ma wszystko w głębokim poszanowaniu albo najzwyczajniej w świecie z precyzyjnie układanych od dłuższego czasu gałązek wije już sobie drugie gniazdko z inną gołąbeczką? Co z tego, że tatulek znęca się nad mamusią a w ich domu najczęstszym gościem jest Policja a nie przyjaciele? Przecież to jest RODZINA a dziecko powinno mieć i mamusię i tatusia. Nawet jeśli tatuś tymże dzieckiem szczególnie nie jest zainteresowany.

Parodia.

Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałam jakoś 6-7 lat. Pamiętam, że fakt, iż tatuś się wyprowadził nie robił na mnie większego wrażenia. Nigdy nie poświęcał mi czasu. Może ze dwa razy zabrał mnie na spacer. Nigdy nie zagrał ze mną w piłkę, nigdy nie uczył mnie pływać, nie był ze mną na rowerze i nigdy nie przeczytał mi choćby jednej bajki na dobranoc. Dla niego istnieli tylko koledzy, muzyka i alkohol. To przez niego mam wstręt do dźwięków gitary. Bo gitarę słyszałam ciągle. I smooth jazz. Taki niespełniony muzyk. I widziałam też ciągle nieszczęśliwą Rodzicielkę, która harowała jak wół w domu, w ogrodzie, w pracy i przy mnie. Awanturom, wrzaskom nie było końca. Pamiętam, jak pewnego dnia poszłam z Rodzicielką na zakupy do osiedlowego Supersamu. Jedna ze sprzedawczyń powiedziała do Rodzicieli: „Nie szkoda pani życia swojego i tego Chomiczka? Przecież to wstyd jest na całe osiedle.” Nie wiedziałam do końca o co chodziło, ale wiedziałam, że skoro Rodzicielka znów posmutniała, to na pewno dzieje się coś BARDZO ZŁEGO. Bo to był wstyd. Osiedle niewielkie, więc wszyscy widzieli tatuśka wracającego po nocnych libacjach z kolegami.
Rozwiedli się. Na CAŁE SZCZĘSCIE. Z całych sił próbuję znaleźć jakikolwiek pożytek z tego, że tatuś jest moim tatusiem. Próbuję, próbuję, próbuję……….. Dobra MAM! Odziedziczyłam po nim gęste, kręcone włosy 😀 Więcej zalet nie pamiętam 😉
Wychowała mnie Rodzicielka z pomocą dziadków i małym wkładem ciotki (tak- Tej ciotki 😀 I to by wiele tłumaczyło 😉 ). Nie mówię, że było łatwo, ale na pewno zdecydowanie łatwiej, niż miałabym dorastać obok człowieka, dla którego nie istniało nic, oprócz jego samego i ewentualnie kolegów.
Nawet nie chcę myśleć jak wyglądałoby życie Rodzicielki i moje, gdyby byli ze sobą do dnia dzisiejszego. To znaczy wiem jak wyglądałoby moje. Na bank wyniosłabym się z domu w dniu 18-stych urodzin, jeśli nie wcześniej… Tak,  jak uczyniła Rodzicielka z ciotką. One są kolejnym przykładem tego, że rodzice swoim nieszczęśliwym związkiem potrafią zatruć życie swoim dzieciom. Dziadziuś nie potrafił wychowywać córek inaczej, niż pasem i zakazami. Do tego ta ich ciągła wzajemna małżeńska walka…  Wyzwiskom, krzykom i płaczom nie było końca. Zresztą tak jest do tej pory. Dziadkowie miłość przelali tylko na mnie. Tego, czego nie dali swoim córkom, dawali mnie. Nie wiem, czy sprawę przemyśleli, czy po prostu na ten czas się ogarniali, ale fakt faktem ja od nich niczego złego nie zaznałam. Dzisiaj ciotka i Rodzicielka co rusz powtarzają, że lepiej by było, gdyby ich rodzice się rozwiedli. Zresztą ja też tak uważam. Jak patrzę na Dziadków, jaką nienawiścią do siebie pałają, jakiego słownictwa używają we wzajemnej komunikacji, to odechciewa mi się siedzieć z nimi przy stole.
I przyszedł czas na Przyszywanego Ojca. Wkroczył w nasze życie, kiedy byłam już uformowaną psychicznie istotą. Miałam ukształtowaną drabinę wartości, swoje priorytety i cele. Wiedziałam kim jestem i kim chcę zostać. Nie tylko zawodowo. W sumie byłam już dorosła. Co nie jest powiedziane, że  nie wpływały na mnie opinie innych na mój temat, że byłam i jestem obojętna na to, co się do mnie mówi.  Przez te wszystkie lata nie usłyszałam od Przyszywanego Ojca, że cokolwiek zrobiłam dobrze lub że cokolwiek co robię ma sens. Jego dzieci też tego nigdy nie usłyszały. Zawsze wszystko było źle. Czegokolwiek by się człowiek nie dotknął, to było źle. Jakikolwiek sukces nie zostałby osiągnięty, to dopóki nie przyniósł kilku tysięcy na konto bankowe, nie był żadnym sukcesem. Zastanawiam się, czy jego syn, który jest nieprawdopodobnie utalentowanym człowiekiem, pisze świetną muzykę i jest rozpoznawany w co prawda niewielkim gronie odbiorców, ale odbiorców muzyki w wielu krajach, usłyszał od swojego ojca kiedykolwiek, że jest świetny w tym co robi. Obawiam się, że nie. Chłopak musiał być nieprawdopodobnie upartym człowiekiem, żeby mimo braku wsparcia ze strony ojca tak kurczowo trzymać się swoich marzeń.
A kim byłabym ja, gdybym dorastała u boku taty, który nigdy mnie nie pochwalił i był zajęty, tylko zarabianiem pieniędzy…? Jak bardzo krucha bym była i niepewna siebie? Czy znałabym swoją wartość? Jak bardzo szukałabym u innych akceptacji i miłości…?
Jakie to szczęście, że moi rodzice się rozwiedli! Jakie to szczęście, że wyrastałam co prawda w biedzie, ale w spokoju i miłości. Dziękuję, ci mamo że oszczędziłaś mi tych wszystkich awantur, wyzwisk i niespokojnych nocy. Dziękuję, że jestem, kim jestem.

Ktoś mógłby mi zarzucić, że przez to, że wychowałam się w niepełnej rodzinie nie wiem jak wygląda prawdziwy związek. Może odrobinę w tym prawdy jest, ale na swoją obronę powiem, że na pewno wiem jak związek wyglądać NIE POWINIEN.

Kilka lat temu załamana otępiającą rozmową telefoniczną w moim ojcem, zadałam Rodzicielce pytanie:
Mamo, coś ty widziała w tym facecie, kiedy brałaś z nim ślub?! OŚWIEĆ mnie! Bo ja nie widzę w nim NICZEGO, co mogłoby sprawić, że którakolwiek kobieta mogłaby się w nim zakochać! On nawet przystojny nie jest!
-Nie wiem, dziecko… Nie wiem… Chyba ładnie grał na gitarze… I raz kupił ładny i użyteczny kosz na śmieci.
Dziękuję.
Znokautowała mnie 😀

rozstrzygnięcie KONKURSU :)

   MAMY TO!  🙂

Otrzymałam od Was kilka przepięknych „Sposobów na Chomikową” 🙂
Każdy z nich wywołał u mnie uśmiech a o to chodziło przecież.
Niektóre nawet mnie wzruszyły…
NIE ZAWIEDLIŚCIE MNIE, jak zwykle 🙂

BARDZO Wam dziękuję za udział w konkursie. Zanim jednak powysyłam uczestnikom nagrody, musimy rozstrzygnąć kto zasłużył na I miejsce (bo ja nie mam pojęcia…) a kto zajął odrobinę niższe podium 🙂 Głosujemy do jutra- czyli do 26 listopada 2014 r. do godziny przełomowej (do północy). Głosy oddajemy oczywiście w komentarzach.

Z każdym z laureatów będę się kontaktować mailowo 🙂

1.
1)  Szczerość
2) Uczciwość
3) Schludny wygląd
4)  Chloroform
lub
5) maczuga;p

2. Sposób na Chomikową w 3D
I – SPOSÓB NA CHOMIKOWĄ : 

 UWOLNIĆ Z KLATKI.
Dlaczego? BO LUBI SOBIE …POBRYKAĆ .
II – SPOSÓB:
NIE UBIERAĆ.
Dlaczego? BO NIE MA LEPSZEGO STROJU….NIŻ  TEN  JEJ NATURALNY( STYL).
III – SPOSÓB:
ODPOWIEDNIO ODŻYWIAĆ ,, CZARNĄ POLEWKĄ,,  Z KAŁAMARZA.
Dlaczego? ŻEBY MOGŁA DOKONAĆ ALCHEMII SŁOWA ,, CZARNE W ZŁOTE.,,
..MYŚLI.

3.

Mój sposób na Chomikową?

Trzeba podejść do Niej z głową.

Ciut humoru by się zdało,

Nawet więcej, ciut za mało.

Bo gdy Chomik, ta Kruszyna,

Kiedy blog pisać zaczyna,

Powiem szczerze, nawet śmiało,

Oj wtedy będzie się działo.

W tym to blogu, tam się mieści,

To co gnębi ród niewieści,

Tam przeczytasz (daję głowę),

Jak Chomika wziąć sposobem.

Nie dłub w nosie, nie cwaniakuj,

Nie wywijaj, nie chojrakuj,

Bukiet (kwiatki) by się zdało

(Jedna Cola będzie mało)

Możesz piwo – ryzykujesz

Z wieszakiem pokonwersujesz

Szczerze takie jest ryzyko

Dawać alkohol Chomikom.

Bo ten Chomik, ta Kruszyna

To wrażliwa jest dziewczyna

Bo czy wtorek, czy niedziela

Potrzebuje przyjaciela.

Tego jednego człowieka

Co z gorącą kawą czeka

Co ma czas na wysłuchanie

I nie zwieje przed śniadaniem.

 

Więc ChomiQ kciuki trzymam

Znajdź wreszcie tego olbrzyma

I to koniec jest tych treści

Więcej kartka już nie zmieści 🙂

4.
Sposób na Chomikową to mi dzieci podsunęły;) Chomikowa zapraszam Cię na kawkę, jak posiedzisz przy mej osobistej dzieciarni, posłuchasz dziwnych kombinacji słowno-zdaniowych, pośpiewasz chwilkę z nami, poprzesuwasz z nami wskazówki zegara ( polecam do tyłu) to… To albo zwariujesz tak jak ja i będziesz w berecie na piętach skakać, albo oświecisz mnie syndromem Chomikowej 😉

5.

Z chomikami to jest trudna sprawa, a z Chomikową to już w ogóle tragedia, ale nie przegrana. Nawet mole w kuchni N. zebrały sie na tajną naradę i wciąz radząc, pałetaja się tam do dnia dzisiejszego. N. podobno starała się je podsłuchać, ale one w ramach zemsty zaczęły wpierdzielać wszystko to co mogą wpierdzielać. Jednym słowem- sytuacja stała się patowa.
Do zadań specjalnych, jak to zwykle bywa, potrzebne jest odpowiednie oprzyrządowanie. I to nie byle jakie. Jak i cały plan. Najlepiej rozrysowany na papierze formatu A4 czarnym pisakiem z legendą w kolorze czerwonym. Plan, który uwzględnienia wszelkie parametry przestrzennoczasowe. I dzban kawy czarnej.
Zasada dla chomików jest jedna: rano śpimy, w dzień lewitujemy, wieczorem żyjemy. Jednak przez całą dobę towarzyszy chomikom nieufność wobec rąk z obcym zapachem. Jednak ci, którzy myślą, że podejście do Chomikowej w masce gazowej, w fartuchu gumowoochroonym i w kaloszach wędkarskicgh kupionych w sklepie pana Zbycha przyniesie efekt, ten jest w błędzie.
Chomikowa to wyższa półka. Najpierw trzeba rozwalić mury dobrym humorem. A potem wkroczyć z cięzarówką ptasiego mleczka i dobrego wina. Chomik wówczas usiedzi na miejscu. Przez chwilę. Chyba, ze do akcji wkroczą mole N. to dłużej.
Zasiedziałą Chomikową należy z miejsca powalić na podłogę, by nie uciekła. I tu pojawia się duży problem, bo trzeba wykazać się inteligencją. Przebiegłość musi  zawrzeć się nie tylko w rozmowie, ale i w sprytnym podlewaniu piwem. Nie wystrczą ochy i achy, ale musi się wkraść niepowtarzalne ciepło połaczone z normalnie wyjechanymi randkami. Trzeba sporządzić mega trudną miksturę: normalność wymieszaną z odlotem. Ugotowaną Chomikową należy obrabiać dzielnie przez parę dni, by nie uciekła. I zaskakiwać można banałem, znaczy kwiatami. 
Powinno się udać.
A mole N.? No jeśli usłyszą jak Chomikowa w kuchni wypali do N: – Zakochałam się!!! – same padną z wrażenia. Razem z N. I to dopiero będzie działo się!

6.
-porządna dawka humoru
-trochę uczucia
-kultury
-szczerości
-najlepszego wina (nie mylić z winą)
-podsumowując: UCZUCIEM, KULTURĄ I HUMOREM JĄ! Niech się pławi w niej i rozkoszuje 🙂

GŁOSUJEMY 🙂 La la la (tak sobie podśpiewuję od rana, sama jestem w domu, więc kto mi zabroni 😉 )