czy ma pani czas, żeby porozmawiać o Bałkanach?

Wbrew pozorom nie dzieje się u mnie na tych Bałkanach zbyt wiele. Nikt się na mnie nie wydziera, nikt nie wydzwania do mnie po nocach, nikt nie zdemolował hotelu i nikt jeszcze nie dostał u mnie zawału serca 😛 I obym nie wypowiedziała tych słów za wcześnie 😛
Żeby nie było, że jednak podczas tych 11 godzin pracy dziennie nic się u mnie nie dzieje… Kilka dni temu, na jedno z moich z codziennych spotkań z urlopowiczami, dotarło małżeństwo. Ona taka sobie „szara myszka” (powiedziała ta „szalona” Chomikowa 😛 ) a on…  On zdobył moje serce już w pierwszej sekundzie. Może nawet wcale nie ten mężczyzna zdobył moje serce. On był po prostu wcieleniem człowieka, którego byłam przekonana, że już zapomniałam…
Sporo wysiłku mnie kosztowało, żebym skupiła się na tym, co mam do przekazania całej grupie. Nie boję się nawiązywać kontaktu wzrokowego, więc mój wzrok często padał na ów mężczyznę. Widziałam jak bardzo mi się przyglądał. Jeszcze nikt tutaj tak mi się nie przyglądał i nikt tak się do mnie nie uśmiechał podczas spotkania. Znam to spojrzenie.  U tego, którego myślałam, że już zapomniałam było takie samo- pewne siebie, rozbrykane. Cudowne.
Po dobrych kilku minutach zerkania w jego szerokie zielone oczy, ledwo się powstrzymałam od uśmiechu. Zaczęło mnie to po prostu bawić 😉 Spojrzałam na jego żonę. Bardzo uważnie mi się przyglądała. Zapewne bardzo dobrze zna swojego męża i wie, że to już jego nie pierwszy raz, kiedy próbuje flirtować z inną kobietą. To samo zachowanie, to samo spojrzenie i gesty. Niesamowite, że spotykamy na swojej drodze ludzi tak bardzo do siebie podobnych a jednak zupełnie innych.

-Proszę państwa, z mojej strony to już wszystko. Czy mają państwo może jakieś pytania? Mogę w czymś pomóc?- zadaję standardowe pytania.
-Jakbym miał jakieś wątpliwości, to oczywiście mogę do pani zadzwonić?- z niezwykłą pewnością siebie pyta Zielonooki. Swoją drogą „uwielbiam” to pytanie. Setkom turystów wydaje się, że w ciągu całego dnia spotkałam się tylko z nimi i tylko z nimi będę miała kontakt. A ja mam takich spotkań codziennie około 7-15…
-Jeśli będzie pan bardzo potrzebować mojej pomocy, to oczywiście. Zapraszam jednak na mój dyżur, podczas którego chętnie państwu pomogę.- odpowiadam zdaje mi się, że dość profesjonalnie.
 Jak widać nie za bardzo…
Wieczorem dzwoni telefon.
Niech to szlag.
-Witam panią, pani Chomikowa. Widzieliśmy się dzisiaj przed południem w hotelu. Wiem, że mówiła pani, że w razie ewentualnych pytań, powinienem przyjść na pani dyżur, ale…- tu zawiesił głos. Jak na początku był bardzo pewny siebie, tak teraz…
-A w czym mogę panu pomóc?- nie chcę się wdawać w głupią rozmowę. Po co mi to? Mimo tego, że serce bije mi mocniej, rozsądek mówi, że szkoda czasu na coś, co tylko obudzi wspomnienia.
-Czy nie miałaby pani wolnego wieczoru, żebyśmy mogli porozmawiać? O Bałkanach rzecz jasna.- wróciła mu jego pewność siebie.
-Rzecz jasna, że o Bałkanach. Bo o czym innym moglibyśmy porozmawiać, prawda?- staję się zadziorna i złośliwa.
-Na pewno znaleźlibyśmy wiele wspólnych tematów.- Zielonooki się nie poddaje.
-A czy pańska małżonka również będzie uczestniczyć w tym spotkaniu?- pytania zdawałoby się podbramkowe. Zezłościłam się jego pewnością siebie, która… i tak mnie pociąga. To troszkę jak walka sama ze sobą…
-Małżonka  gdzieś sobie chodzi na spacery, więc wieczór mielibyśmy dla siebie. Co pani na to?
-Przepraszam pana, ale ja dzisiaj wieczorem pracuję. Poza tym małżonce na pewno będzie miło, kiedy pan jej będzie towarzyszyć podczas spacerów.
Jakie to szczęście, że jestem zawalona robotą. Nawet jakbym bardzo chciała, to nie dałabym rady. Mam wymówkę, Jak to dobrze, że mam wymówkę…

Jak myślicie- złoży na mnie wyimaginowaną skargę?
😛

it’s time to go

IMG_20150513_154045Ostatnie dni w Polsce.
Pamiętam, kiedy ponad rok temu wściekła na całe swoje życie, na brak chęci i przede wszystkim siły do podejmowania jakichkolwiek działań, trafiłam w sklepie na podkoszulkę z napisem „Someday I’ll fly away„. Stanęłam w przymierzalni i się popłakałam. Tak bardzo wszystko było nie tak, jak powinno. I tak bardzo chciałam, żeby w moim życiu pojawił się jakiś impuls, który pozwoli mi zadziałać, uciec i coś zrobić. Bardzo wierzyłam, że nadejdzie dzień, kiedy się uda. Ta podkoszulka miała być moją motywacją i nadzieją.
Leci ze mną 🙂
Przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się już kilka tygodni temu, ale tak naprawdę ten tydzień kopie mnie po tyłku. Najbardziej bałam się powiedzieć dziadkom, że wyjeżdżam. Dla nich wyjazd jakikolwiek i gdziekolwiek to „niebezpieczna zachcianka”. Życie powinno się spędzać z rodziną. I Sierściem (kotem). W domu rzecz jasna. Czułam, że babcia wpadnie w rozpacz a dziadek niebezpiecznie się nadnie i nie odezwie się ani do mnie ani do Rodzicielki przez wiele miesięcy…
-Dziadki! Dostałam pracę, o którą się starałam- informuję ich dość ostrożnie.
-O, no to dobrze, Wnusiu. To gdzie będziesz pracować?- pyta babcia.
Biorę głęboki wdech. 1,2,3,4…
-Bałkany, babciu- poszło. Ufff. To teraz szybko uciec i nie słuchać tego, co mnie czeka…
-A! No to pięknie! Tam jest podobno bardzo ładnie!- ekscytuje się babcia a ja oczom własnym nie wierzę. Gdzie łzy, rozpacz, wyrzuty?
I tak mijały tygodnie. Czasem tylko dziadek zadał mi jakieś nieprzytomne pytanie:
-To gdzie ty, Malutka będziesz tą stewardessą?
-Na jak długo jedziesz na te wakacje? Na 2 tygodnie?
-A jak cię tam gdzieś sprzedadzą?
Cierpliwie odpowiadałam na pytania, tłumaczyłam i wydawało mi się, że jakoś sytuację ogarnęłam.
Ostatnie dni przed wylotem to już jazda bez trzymanki. Jestem na ekstremalnej huśtawce emocjonalnej. Ekscytacja miesza mi się z głębokim lękiem. Najbliżsi mi nie pomagają. Moje dziewczyny żegnają mnie ze łzami w oczach. Rodzicielka widzę, że plącze się chaotycznie po domu bez jasnego celu. Moja N. cały czas mi wmawia, że ja tam zostanę i ona tego nie zniesie. Przyszywany Ojciec zabrania mi wracać do Polski. A ja zaczynam już tęsknić nawet za dzieciakami moich dziewczyn 😛
Wczoraj dziadek zadzwonił do Rodzicielki.
-I jak się teraz z tym czujesz?
-Ale z czym, tato?
-Z tym, że pozwoliłaś, aby twoje jedyne dziecko wyjechało do pracy w burdelu.

Nooo… To zanim ja dotrę do tej pracy w „burdelu” najpierw muszę znaleźć samolot, w który mam się przesiąść gdzieś w głębokiej Europie… A biorąc pod uwagę to, że nie jestem w stanie znaleźć wyjścia z Dworca Centralnego w Warszawie, to nie wiem jakim cudem z moim panicznym lękiem do samolotów i latania znajdę w ciągu 30 minut na obcym lotnisku samolot, w który mam się przesiąść… 😛

Następny wpis, jak się ogarnę na miejscu 😉

—————————-
W zakładce „Zrecenzowane przez Chomikową” możecie znaleźć recenzję debiutanckiej książki Dominiki Słowik pt. „Atlas: Doppelganger”.

facet dla Chomikowej

źródło: f.kafeteria.pl
źródło: f.kafeteria.pl

Męczy mnie to. Jak Bozię kocham jestem już zmęczona tym, że wszyscy są zmęczeni moją „samotnością”. I jestem wyczerpana tym KOGO próbują mi „dopasować”. Bo próbują od wieków całych. Najgorsza w tym wszystkim jest chyba Rodzicielka, bo oczywiście ona by chciała dla swojej księżniczki księcia z bajki. Tylko że ona chyba sobie nie zdaje sobie sprawy z tego jak trudno żyje się książętom  i księżniczkom. Spójrzcie choćby na taką Kate i Williama. Nie dość, że dziewczyna urodziła kilka godzin wstecz dzieciaka, to już po 10 godzinach wyszła ze szpitala wymalowana i upiękniona, żeby pomachać oszołomom krzyczącym pod oknem szpitala 😛 Przecież to może człowieka WYKOŃCZYĆ! 😛 Według Rodzicielki mój przyszły ukochany ma być mądry, czuły, dobrze zarabiać, najlepiej żeby był brunetem, oczywiście musi być dowcipny, obowiązkowo musi lubić podróżować, gotować też dobrze by było żeby potrafił. O prawie jazdy i samochodzie nie będę wspominać, bo to przecież OCZYWISTE. Co prawda nic mi Rodzicielka nie wspominała o umiejętnościach jakie facet powinien mieć w łóżku… ale obawiam się, że jakby jakimś cudem dowiedziała się, że w łóżku to tak… hmmm… ognia nie ma, to zrobiłaby wszystko, żebyśmy się rozstali 😛 No i MUSI mnie kochać. No a jakże…
To by chyba z tej wyliczanki było wszystko… Siet! ZAPOMNIAŁAM! Przecież książę dla Chomikowej przede wszystkim MUSI być WYSOKI.
I tu jest pies pogrzebany.
Bo wybaczcie. Ale jeśli facet ma mieć wszystkie wyżej wymienione zalety, to już raczej wysoki nie będzie. Może inaczej- NA BANK już wysoki nie będzie. Rodzicielka chyba się z tym pogodzić nie może, ale chyba w końcu będzie musiała 😛 Zresztą nie tylko Rodzicielka ma jakiś wypaczony obraz mojego Potencjalnego. Generalnie, jak ktoś mi próbuje kogoś podsunąć pod nos, to najczęściej pierwszym argumentem rzucanym mi w twarz jest to, że gość jest WYSOKI. Okej… a RESZTA???? I wtedy szybciutko okazuje się, że Potencjalny zaraz po tej wspaniałej cesze jaką jest wzrost ma same WADY. O założonej policyjnej kartotece nie wspominając 😛

Ostatnio spotkałam się z moimi dziewczynami.
-Chomiczku, a ty pamiętasz tego Tadka, o którym ci wspominałam?
-No tak, pewnie. Przecież ja go gdzieś chyba widziałam nawet u ciebie w znajomych na portalu społecznościowym. Tylko wiesz co..? Wybacz, ale coś mi się wydaje, że facet nie jest jednak normalny do końca…
-Czy normalny… Wiesz, no faktycznie jak się z nim dłużej siedzi, to ma jakieś dziwne zachowania… Jakiś taki czujny jest i ciągle podkreśla jaki z niego dobry człowiek. To chyba nie jest normalne, prawda?
-Tylko po tych dwóch cechach, to ciężko określić… Ja też na pierwszy rzut oka normalna nie jestem- odpowiadam zgodnie z prawdą zresztą- ale podobno jednak daje się mnie lubić 😛
-Kurde, Chomikowa! Ale on tak mi do ciebie pasuje! Może i jest jakiś rozchwiany emocjonalnie, ale…
Patrzę się na nią jak na kompletną wariatkę i wybucham śmiechem.
-No mała! Ja ci bardzo dziękuję! Czyli że świetnie byśmy do siebie pasowali? On rozchwiany emocjonalnie, ja rozchwiana emocjonalnie… Tak?
-Nie, nie! Ja nie to miałam na myśli!- odpowiada szczerze się zaśmiewając- Ja miałam na myśli tylko to, że on wysoki jest i dlatego bym go widziała koło ciebie…

Nieee… no to zarąbiście! Biorę go! Wystarczy, że jest WYSOKI. Ale to, że ja bym po tygodniu znajomości była bardziej rozchwiana (nie tylko emocjonalnie 😛 ) od Potencjalnego lub co gorsza miała myśli samobójcze, to PIKUŚ. Ważne, żeby był WYSOKI. Pffff 😛
———————————————
W aplikacji Audio-blog możecie wysłuchać niepublikowanej recenzji książki Dominiki Słowik „Atlas: Doppelganger”. Recenzja w niecodziennych-notatkach ukaże się niebawem 😉

moja N. wysyła mnie na randkę, czyli niech szlag trafi moją intuicję

Emma Watson hyperreacts conformity gif
żródło: emotiongifs.com

Kilka dni temu na portalu społecznościowym odebrałam wiadomość od BARDZO starego znajomego. Pamiętam, że spędziliśmy razem czas na koloniach i kilka razy na rodzinnych wczasach. Bardzo ciepło wspominam tę znajomość, bo chłopak był naprawdę fajnym człowiekiem i trochę żałowałam, że nasze drogi się rozeszły. Tym bardziej ucieszyłam się na wiadomość, że chciałby się ze mną spotkać. Coś jednak budziło moją czujność. Gdzieś tam w głowie paliła mi się czerwona żaróweczka ostrzegająca przed tego typu znajomościami. Bo po 15 latach czego może chcieć ode mnie facet, który życie ma ułożone, i który raptem wraca do Polski z pracy za granicą…?  Liczyłam po cichu na to, że nie będzie chciał ode mnie pożyczać pieniędzy na rozkręcenie jakiegoś interesu w ojczyźnie, ale masa innych podejrzanych  ewentualności krążyła mi po głowie…
Spotykam się z moją N.
-Wiesz mała, kto do mnie pisał wczoraj?- Mateusz.* Pamiętasz go? Minęło wiele lat, ale powinnaś go kojarzyć.
-Kurczę, jak przez mgłę. Ja chyba bardziej kojarzę jego siostrę, bo to z nią bawiłam się w podchody a ty się tam plątałaś zawsze z Mateuszem. Ej! Ale PO CO on do ciebie pisał?- widzę po jej oczach, że już mi węszy romans albo choćby szybką randkę. Szybko gaszę jej zapał.
-Bo wrócił zza granicy i jak to ujął „musi coś ze swoim życiem zawodowym zrobić”.
-Chomik! Przecież on chce iść z tobą na randkę! NARESZCIE pójdziesz na jakąś randkę!-niebezpiecznie się ekscytuje. Ja nie wiem skąd u niej tyle tej naiwności. Przecież już stara jest a nadal wierzy w jakieś bajki 😛
-N! Ty się OGARNIJ w końcu! To że facet do mnie dzwoni, czy pisze i chce się ze mną spotkać, to nie oznacza, że chce iść ze mną na RANDKĘ! Życie to nie tylko RANDKI!
-Ale ty jesteś twardo stąpającą po ziemi babą! A co on miałby chcieć od ciebie?! Co?! Przecież on nie wie gdzie ty pracujesz i czy w ogóle pracujesz, więc nie sądzę, aby chciał, żebyś cokolwiek mu „łatwiła”. Dlatego jak na moje oko, to on bardzo chce się z tobą spotkać na randkę. I już wiem w co się ubierzesz! Masz tę piękną nową spódniczkę! Ją założysz!
-NIE ZAŁOŻĘ, bo to nie jest randka! Ty już mi tyle razy wmawiałaś, że faceci chcą się ze mną umawiać i brać śluby, że to już się nudne robi! I nie chcę ci przypominać (BARDZO CHCĘ 😛 ), ale ZAWSZE to ja miałam rację, więc się uspokój!
-Dobra Chomikowa! To się zakładamy! O co?! Wiem! O najpyszniejsze lody w naszej galerii, że to będzie randka!
Przewracam oczami i wierzyć mi się nie chce, że ona ma w sobie tyle tej dziewczęcej naiwności. I chyba też dlatego tak ją uwielbiam 😀
-Dobra! O najpyszniejsze lody!

Z Mateuszem jestem umówiona w południe. Witamy się jak para starych przyjaciół, jednak moja czujność osiąga stan szczytu Czomolungmy 😛 Spotkanie przebiegało dość przyjemnie. Wspominaliśmy, opowiadaliśmy sobie ostanie 15 lat, pokazywał mi zdjęcia córeczki, snuł plany na przyszłość a ja siedziałam jak na szpilkach oczekując jednego wielkiego BUM. Przecież po coś do cholery chciał się ze mną spotkać! W pewnym momencie zaczęłam wyłapywać pewne informacje o zdrowym stylu życia.
-Oho!- pomyślałam- coś czuję, że to jest punkt dzisiejszego spotkania. A nic mnie tak nie irytuje jak ten modny ostatnio zdrowy styl życia.
-I wiesz, Chomikowa… Ja bym chciał, żeby społeczeństwo wiedziało, że to co, robimy, to co jemy to jest jeden wielki chłam i że musimy swoje organizmy nauczyć żyć w zgodzie z naturą.
Sztywnieję. Takie gadanie jest dla mnie porównywalne do zmuszenia mnie do zmiany wiary i wmawianie, że jest tylko jeden sposób na udane życie i ON właśnie TEN sposób zna, irytuje mnie jak mało co. Szlag by to.
Przez grzeczność (niech szlag moją Rodzicielkę, że wychowała mnie na taką grzeczną osobę 😛 ) i wzgląd na stare dobre czasy nie rzucam widelcem o talerz i nie opuszczam restauracji.
-Wiesz Mateusz. Ameryki nie odkryłeś mówiąc, że wcinamy chemię i że najzdrowszy byłby powrót do natury. Ale ludzie sami sobie wybierają swój sposób na życie i nic nam do tego.
-Tak, Chomikowa, ale ja znam sposób na to, żeby ludzie byli zdrowsi. W Stanach trwają badania…
Aaaa badania w Stanach. No oczywiście. Tylko w Stanach teraz się robi badania nad czymkolwiek. I coś czuję, że teraz poznam złoty środek na to, żeby ludzie żyli całą wieczność, tylko będę za ten złoty środek musiała słono zapłacić.
I tak na stole restauracyjnym nagle lądują buteleczki z tym magicznym „czymś”. Oczywiście to magiczne „coś” sprawi, że: pozbędę się z organizmu wszystkich toksyn, poprawi się gospodarka hormonalna mojego organizmu, oczyści się mój układ trawienny, cera będzie bardziej promienna, będę zdrowsza i piękniejsza…
Ach! Czyli taki zestaw „zęby wyrywa, krawaty wiąże i usuwa ciążę”. A po zażyciu tego preparatu (oczywiście specjalnie dla mnie okazyjna cena) znajdę miłość swojego życia, wygram miliony w totolotka i świat stanie przede mną otworem. Ja już dobrze wiem, którym otworem 😛
Patrzę na ten zestaw buteleczek i zastanawiam się co ja tu robię…
A mogłam w tym czasie siedzieć w ogrodzie i kosić trawę. Ba! Mogłabym świat ratować 😛 I po cholerą ja tu przylazłam…. Trzeba było słuchać intuicji i siedzieć z tyłkiem w domu. Ale nie- Chomikowa naiwnie myślała, że może choć RAZ moja intuicja mnie zawiedzie i spędzę czas kreatywnie…

Wieczorem piszę do mojej N.
Wisisz mi najlepszą porcję lodów w mieście.
Ojej! Znów się myliłam??? Przepraszam! Dobrze, jak już wrócisz z tych Bałkanów, to kupię ci wszystko, co tylko będziesz chciała. To cóż to za biznes Mateusz wymyślił?
-Jakieś magiczne zioło do „wszystkiego”.
-Matko kochana… Chomikowa, wiesz…….. Ty to masz życie 😛

ZAPRASZAM NA FB 🙂 tam też jest wesoło 😉
———————————————————
* Imię zmienione

bycie chamem się opłaca

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

Jakiś czas temu byłam świadkiem bardzo ciekawego incydentu. Albo może to właśnie nawet nie był incydent, bo takie rzeczy się zdarzają niestety dość często…
Kilka dni temu zostałam zmuszona zostawić autko pod domem i wsiąść w samochód. Pędzidło zaszemrało silniczkiem i puściło do mnie długimi światełkami, dając wyraz swojemu niezadowoleniu, ale cóż… Bardzo mi się spieszyło, więc wolałam znów nie ryzykować spóźnienia spędzając prawie 2 godziny w korkach 😛
Dopadłam do tramwaju, jako wzorowa obywatelka 😛 skasowałam bilet i beztrosko usadowiłam tyłek na siedzeniu. Po przejechaniu kilku przystanków, do tramwaju wsiedli panowie kontrolujący bilety. Dobrze wiem, jaka jest powszechnie panująca opinia na ich temat. Wiem, że się ich nienawidzi, opluwa etc, ale przecież taka jest ich praca. A to, że czasem zachowują się niekulturalnie lub delikatnie rzecz ujmując nieprofesjonalnie… to sprawa zupełnie już inna. Wszyscy wiemy jak wygląda procedura kontroli biletów- jak ktoś nie jest w stanie okazać biletu, to w celu wypisania mandatu powinien (nie musi) przedstawić jakiś dokument tożsamości a jak i tego nie ma (lub nie ma ochoty go okazywać), to kontrolujący ma prawo wezwać Policję.
Jako wzorowa obywatelka 😛 przedstawiłam kontrolerom bilet i odpłynęłam myślami tysiące kilometrów stąd. Nagle usłyszałam wymianę zdań pomiędzy kontrolerami a jednym z pasażerów:
-Rozumiem, że nie ma pan, ani biletu ani dokumentu tożsamości?- zapytał spokojnie  i rzeczowo kontrolujący.
-Nie mam i CO MI ZROBISZ?!- zerknęłam na pasażera i wszystko stało się jasne. Coś w tym jest, że niektórych za sam wygląd powinno się prewencyjnie zamykać na kilka miesięcy we więzieniach… Ten pasażer właśnie tak wyglądał.
-Będę musiał wezwać Policję.
-Spierd*** ch*** bo ci wtłukę!-zagrzmiała wyrafinowana lingwistycznie odpowiedź pasażera.
I co zrobił „kanar”? Grzecznie się oddalił do drzwi.
A mnie szlag trafił.
-Pewnie! Cholera jasna! Ale jakbym na przykład JA nie miała biletu i dowodu, to pan natychmiast wziąłby mnie pod pachę i wyprowadził z wagonu, żeby wezwać Policję, PRAWDA?!- wydarłam się do kontrolującego. Ale po nim już został tylko unoszący się w powietrzu kurz.

I boli mnie to. Boli mnie to, że chamom, prostakom i ludziom bez hamulców tak wiele uchodzi płazem. Ludziom przyzwoitym jest najzwyczajniej w świecie trudniej. Co się dzieje dajmy na to w urzędach? Siedzi człowiek długo w kolejce, nawet wyjmuje książkę, żeby czymś się zająć i cierpliwie CZEKA. A wystarczy, że trafi się ktoś, kto zrobi ciężką awanturę, rzuci przysłowiowym mięsem kilka razy i co się raptem okazuje?- Że ten krzykacz zostanie dla świętego spokoju przyjęty poza kolejnością. Znam też kilka osób, których metodą porozumiewania się jest wrzask. Człowiek nawet boi się wykonać do nich jakikolwiek telefon, bo zaraz będą niezadowoleni. I nie daj Boże miej odmienne zdanie! Przytłoczą cię swoim wrzaskiem i sprowadzą do pionu 😛 I jaki jest efekt?- Wszyscy obchodzą się z nimi jak z jajkiem na miękko i to cholernie cennym jajkiem.

Uczymy w szkole dzieci, żeby były dla siebie miłe, żeby były grzeczne, żeby się słuchały, żeby problemy rozwiązywały dyplomatycznie. Tylko wcale nie jestem pewna, czy wpajając im te zasady działamy dla ich dobra… Może, gdybyśmy wszyscy w ten sam sposób wychowywali swoje dzieciaki… Ach! Zagalopowałam się. Zbyt utopijną wizję przyszłości chciałam rozrysować.

———————————–
Zapraszam na FB 🙂

z Rodzicielką na Jarmarku Spalskim

SONY DSCMam takie jedno miejsce na tym świecie, które darzę wielkim sentymentem. Zawsze, kiedy potrzebuję odetchnąć, nabrać dystansu, uspokoić myśli, to uciekam do Spały w Powiecie Tomaszowskim. Z racji, że najbliższe miesiące mam spędzić tysiące kilometrów od domu, uparłam się, że jeszcze w tym roku MUSZĘ pojechać na Spalski Jarmark Antyków i Rękodzieła Ludowego. Rodzicielka uparła się również. Że pojedzie razem ze mną……….
Już w samochodzie miałam z nią same kłopoty. Bo ona MUSI mieć kawę na podróż. A ta moja, którą zapobiegawczo wzięłam w ukochany kubek termiczny jest ZA GORĄCA.
-Dziecko! Ty chcesz mnie zabić?!
Skądże….
-Dziecko, no ja mam nadzieję, ze się zatrzymamy na naszej ulubionej stacji benzynowej, żebym sobie kupiła kawkę, prawda? I coś słodkiego OBOWIĄZKOWO! A w ogóle to ja już muszę do toalety. Zatrzymaj się gdzieś, no ja cię proszę!
-To „gdzieś”, czy na naszej ulubionej stacji benzynowej, mamusiu?- pytam troszkę ironicznie.
-Nie bądź wredna dla swojej mamusi. Przecież wiesz, że ja często muszę do toalety.
Wiem, cholera jasna. WIEM.
-A w ogóle to mi się nudzi i przez to coraz bardziej chce mi się czegoś słodkiego.
-Masz telefon i się czymś zajmij.
Obserwuję z jaką radością odkrywa uroki posiadania smartphona i tylko przewracam oczami. Bo raptem zdaję sobie sprawę z tego, że ja z nią mam jak z dzieckiem. Po takim przeszkoleniu, mogę wychowywać gromadkę rozwydrzonej dzieciarni 😛
Docieramy Pędzidłem do stacji benzynowej. Rodzicielka najpierw dopada do toalety a prosto od niej do półki ze słodyczami. Nie chcę na to patrzeć, więc się ulatniam. Ruszając w końcu w dalszą drogę, widzę, że kobieta czegoś rozpaczliwie szuka w swojej torbie.
-Czego znowu szukasz? Rozumu tam nie znajdziesz na pewno.
-Udam, że nie słyszałam. Dziecko, no gdzie ja mam te M&Mki, które kupiłam na stacji? Ja MUSZĘ mieć te orzeszki, MUSZĘ- głos zaczyna przybierać ton rozpaczliwy. Boję się, że będziemy musiały zawrócić, bo inaczej życie mi zatruje.
Rodzicielka wszystko wyrzuciła ze swojej torebki, robiąc w Pędzidle bałagan niemiłosierny.
-Nie mam, no nie wzięłam! Ja MUSZĘ mieć orzeszki!
Zawracam. Jakże by inaczej.

W końcu udaje nam się dotrzeć do Spały. Jestem ZACHWYCONA 🙂 Mimo fatalnej SONY DSCpogody (brakowało tylko opadów śniegu 😛 ) na jarmark przybyło mnóstwo amatorów naturalnej żywności: sera, miodów, wędlin, herbat i przypraw. Nie mogłam sobie odmówić grillowanego oscypka z żurawiną 🙂  Rodzicielka dla odmiany dopadła do stoiska z wędlinami z Litwy. W zeszłym roku kupiłyśmy kindziuka, który zniknął z szafki po trzech dniach… A miał sobie u nas dojrzewać na wyjątkowy czas 😛 Ja natomiast nie byłabym sobą, gdybym nie dopadłaSONY DSC do stoiska z ręcznie robioną biżuterią 😀 Szperałam, bezczelnie macałam, przymierzałam i zakupiłam boskie kolczyki 🙂 Wstyd się przyznać, ale jestem uzależniona. Od kolczyków i od torebek niestety 🙁 Próbowałam z tym walczyć, ale walka była krótka i tak bolesna, że zostawiła ślad SONY DSCw mojej psychice do dnia dzisiejszego, więc odpuściłam 😛 Nie będę sobie robić więcej krzywdy 😛
Plątałam się z Rodzicielką po jarmarku i cieszyłam oczy wspaniałościami. Antyki, drewniane rzeźby i przepiękne prace ceramiczne a’Nuchny (niektóre z nich zostały wykonane na zajęciach z dziećmi  🙂 ). Grzybki prawie mnie rozczuliły 😉 Gdyby tak człowiek miał portfel bez dna, to mógłby na tym jarmarku zostawić dużo pieniędzy. Za dużo.
Jakie to szczęście, że ja SONY DSCtakiego problemu NIE MAM 😛
Nagle zauważyłam, że Rodzicielki NIE MA obok mnie. Ta kobieta ma niesamowity talent ZNIKANIA. Niby ma takie krótki nóżki, a zasuwa  na nich jak mały motorek 😉 Znajduję ją pod Karczmą Spalską. Aluzję zrozumiałam- czas na jedzonko 😉 To będzie doskonałe zwieńczenie tego dnia 🙂
GOLONKA 🙂 Bo przecież jestem na diecie 😛 Nie wiem co ma w sobie takiego ta karczma, ale potrafię tam wciągnąć wszystko, co podadzą w ciągu 5 minut… Bo SONY DSCjedzenie mają rewelacyjne. Golonki, pierogi, dania z dziczyzny, zupy, desery. BAJKA.
Zdążyłyśmy zapłacić rachunek a Rodzicielka znów mi zniknęła. Przecież jej trzeba pilnować jak małego dzieciaka! Wychodzę z karczmy i co widzę?- kobieta stoi sobie beztrosko pod knajpą i robi zdjęcia. Oczywiście. Dać jej do ręki aparat, to już nic nie rządzi 😛 Później znajduję na karcie pamięci zdjęcia… WSZYSTKIEGO. A nic mnie tak nie irytuje jak zdjęcia, które NIC nie wnoszą… Tym razem dostrzegam, że przedmiotem jej fotografii są… STOLIKI Z KRZESŁAMI.
-Mamusiu, możesz mi powiedzieć czemu robisz zdjęcia KRZESŁOM?!SONY DSC
-A bo takie smutne puste stoją i mi się ich żal zrobiło…

—————————————————-
więcej o jarmarku możecie znaleźć tutaj: Jarmark Spalski

ZAMKNIJ w końcu tę buzię!

Shut up Meg by JeffyraccoonUmówiłam się ze znajomą. Znajoma jest znajomą od wielu, wielu lat. I chyba bardziej jest tą znajomą z sentymentu, niż z jakiegokolwiek  innego powodu 😛 Bo dziewczyna ma wadę. Wadę, której niestety nie daję rady PRZEMILCZEĆ. Mianowicie znajomej niestety nie zamyka się buziuchna…
Gdyby dziewczyna nie próbowała usilnie utrzymywać ze mną kontaktu, to ja bym zapewne się poddała. Uciekłabym w swoją ciszę i zwyczajny świat dźwięków przeciętnych 😛 Ale NIESTETY.
W meetingach z koleżanką przybrałam taktykę umawiania się u niej w domu. Mogę wtedy ewakuować się w dowolnej chwili- czyli najdalej po dwóch godzinach słuchania o ciotkach i pociotkach; coraz to nowszych facetach, którzy się w niej podkochują (chciałabym zauważyć, że dziewczyna mimo swoich 30 lat w prawdziwym związku jeszcze nie była); sąsiadkach; serialach, które obejrzeć MUSZĘ, kotach; dorywczych pracach; chorobach; butach; romansie fryzjerki; facetach, którzy się w niej podkochują; butach; facetach, którzy się w niej podkochują; butach……….
Jack Tripper, Three’s Company, breathing scaredTym razem niestety mój wrodzony brak asertywności zmusił mnie do zorganizowania spotkania u mnie w domu. Mając świadomość tego, że znajoma nie zna granicy, w której meeting należałoby zakończyć, zapobiegawczo zaprosiłam ją do siebie dopiero na godzinę 19.00. Przecież chyba każdy z odrobiną przyzwoitości, kto został zaproszony TYLKO na kawę, opuści czyjąś chałupę w okolicach godziny 22.00?! Wyjątkiem są oczywiście bardzo miłe spotkania i poczucie, że spotkanie jest tak ciekawe, że pan(i) domu nakłania gości do dłuższego pozostania w domostwie. Mylę się?
Tak więc ja nie nakłaniałam.
😛
Dziewczę zadowolone przybyło przed czasem.
-Chomikowa! Ja ja dawno u ciebie nie byłam! Wieki całe!- już ja dobrze pilnowałam tych „wieków”.- Chomikowa, jak ja nigdy nie lubiłam tych schodów do ciebie. Coś byś może wreszcie z nimi zrobiła, bo po pijaku, to się nie da po nich wejść!* Jak ja się cieszę, ze się w końcu widzimy! Teraz jak wyjedziesz, to znów nie będziemy miały czasu na spotkanie. W sumie niedaleko siebie mieszkamy, ale jakoś nie mamy czasu się spotkać, no widzisz, Chomikowa.
Oczywiście, że „nie mamy”. Jestem cholernie „zabieganą” Chomikową, która ABSOLUTNIE nie jest w stanie znaleźć choćby dwóch godzin na „pogaduszki” 😛
-Wiesz, Chomikowa, musimy sobie wreszcie porządnie pogadać. Tym bardziej teraz, kiedy ty na takie Bałkany lecisz- zabrzmiało jak groźba- Ale żeś sobie wymyśliła z tymi Bałkanami, wiesz? Czekaj, gdzie ja te buty mam tu zdjąć? Czy nie zdejmować? Bo ja pamiętam, że u ciebie się nie zdejmuje. O czym to ja mówiłam…? A widzisz, Chomikowa! Bo ja……………………….
Bożesz….  😥
Przez pierwsze półtorej godziny autentycznie starałam się słuchać jej monologu. Nawet kiwałam ze zrozumieniem głową na to, co znajoma wyrzucała z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Z racji, że niestety nie miałam okazji otworzyć ust choćby na wypowiedzenie dwóch zdań, to zjadłam prawie całe naszykowane ciasto. W końcu czymś się zająć MUSIAŁAM!
Po dwóch godzinach już jej w ogóle nie słuchałam. Co więcej- zaczęłam ostentacyjnie ziewać. W ogóle jej to nie zraziło.
W trzeciej godzinie poczułam prawdziwe zmęczenie. Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam pisać wiadomości na WhatsAppie. Koleżanka tymczasem w ogóle sobie nie przeszkadzała (!) Przez chwilę nawet mnie to rozbawiło. Bo przewidziałam każdy fragment tego spotkania. Wiedziałam, że nie będę w stanie zainteresować dziewczyny jakąkolwiek moją wypowiedzią. Postanowiłam nawet sprawdzić czy aby na pewno się nie mylę… Jaką informacją możemy zainteresować drugą osobę NAJBARDZIEJ?- Owszem, wiadomością, że jest się w ciąży np. z żonatym facetem LUB! Że się pisze BLOGA 😀
-Piękna, a ja ci wspominałam kiedykolwiek, że piszę bloga?- gdzieś udaje mi się wtrącić w czasie, kiedy dziewczę nabiera powietrza w płuca.
-A, serio? No i słuchaj- tata wziął kocicę od sąsiadów i poszedł ją wykastrować. Wiesz, ja nie wiedziałam jak się teraz kastruje koty………….
Wybucham śmiechem 😀 WIEDZIAŁAM 😀
Początek czwartej godziny już był nie do zniesienia. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Byłam już trzy razy w toalecie, żeby tylko nie musieć jej słuchać. Podeszłam dwa razy do komputera, żeby sprawdzić pocztę. Szukałam sposobu na to, żeby już zakończyć tę farsę. Jej głos wywiercał mi w mózgu ogromną dziurę. Pierwszy raz w życiu czułam fizyczny ból, jaki sprawił mi dźwięk. Głos. Tylko głos.
O godzinie 23.00 już nie byłam w stanie tego znieść. PIERWSZY RAZ w życiu wyprosiłam gościa z mojego domu.
-Wiesz, ja cię bardzo przepraszam, ale ja już jestem padnięta. Musimy się pożegnać.
-No właśnie widzę, Chomikowa, że ziewasz od ponad dwóch godzin.
Litości!
Szybko podaję dziewczynie torebkę, palto. Buty prawie jej zakładam i odprowadzam na dół pod drzwi.
-Dziecko, a może ty idź ją odprowadź pod furtkę, bo jeszcze nie daj Boże ci się wróci- dopada do mnie Rodzicielka.

Gdzieś się zaczęłam zastanawiać, czy ludzie którym nie zamyka się buzia zdają sobie sprawę z tego, że NIKT ICH NIE SŁUCHA? Człowiek jest w stanie się skupić powiedzmy na godzinę (i to i tak tylko wtedy, jak jest dobrze zmotywowany). Pozostały czas będzie sobie robił w głowie plan rzeczy, które ma zrobić w domu, przypomni sobie fabułę filmu, który go nie zainteresował, ułoży nowy przepis na ciasto, zaliczy szybki seks z sąsiadką/ sąsiadem ale NA BANK nie będzie słuchał tego, co ta druga osoba KLEPIE.

I zwiąż się teraz z kimś takim węzłem małżeńskim. Jak nie rozwód, to alkoholizm lub inna choroba psychiczna jest niejako wpisana w ten związek drobnym druczkiem 😛

 

*Oczywiście, ze się DA. Na czworakach wszystko się da 😀

faceta-nieszczęścia przygód ciąg dalszy

źródło: Internet
źródło: Internet

Z pewnością pamiętacie Faceta- Nieszczęście, o którym wspominałam m.in. tutaj: http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/02/kolejny-przyklad-faceta-nieszczescia/
Otóż przygoda Justyny z Nieszczęściem miała niestety ciąg dalszy. Po ich ostatnim pożegnaniu i jego „rozterkach” dotyczących potencjalnego związku z Justyną, nie obiecywałyśmy sobie po tym facecie zbyt wiele…
W ciągu dwóch tygodni zadzwonił do Justyny AŻ 2 razy (jest progres 😛 ), tylko że rozmowy trwały od 2-5 minut i nie zaowocowały umówieniem się na spotkanie (jakże by inaczej…). Jak nietrudno się domyślić ów Nieszczęście znów spotkałyśmy w naszej ulubionej knajpie. Chłopczyna niezmiernie ucieszyła się na nasz widok i wpakowała się do naszego stolika umiejętnie rozpychając swoim tyłkiem przestrzeń pomiędzy mną a Justyną…
-A może byś się chociaż z nami przywitał, hm?- zagaduję jeszcze dość przyjaźnie do Nieszczęścia.
-A pewnie, sorka Chomikowa! To żółwik!- strzelamy żółwika, po czym pytam się już na poważnie:
-To może teraz przywitamy się, jak przystało na ludzi dorosłych i chociaż podamy sobie rękę?
Słuchajcie… nie wiem. Może jestem już za stara, może byt zmanierowana, ale naprawdę lubię się witać z ludźmi jak przystało na ludzi, to znaczy podając sobie rękę lub dając buziaka w policzek. Jak nie ma tego wprowadzenia do kontaktu, to czuję się niezręcznie. Bez tego elementu powitalnego to spotkanie przypomina mi jedzenie obiadu bez sztućców lub kładzenie się do łóżka bez umytych zębów 😛
-Chomikowa, odpada, bo mam kurzajki- odpowiada mi rozbawiona chłopczyna. A mnie to jakoś nie bawi… Bo może to nie jest wcale żart?
-To dawaj buziaka- i już nadstawiam policzek, kiedy słyszę jeszcze bardziej rozbawione:
-Chomikowa, gorzej! Bo mam afty!
WTF?!
Teksty tak mnie zniechęciły, że wymiotło mnie od stolika, który przecież sama jeszcze dzień wcześniej rezerwowałam 😐 Uznałam, że chwilowo każde miejsce będzie dobre, ale na pewno nie przy MOIM stoliku.
Po godzinie plątania się po knajpie, dyskusji z towarzyszkami wieczoru o sprawach zarówno dość przyziemnych jak i o wyższości wibratora nad potencjalnym partnerem 😉 postanowiłam wrócić do bądź co bądź, ale też MOJEGO stolika.
Wepchnęłam pupsko koło Nieszczęścia, zamoczyłam usta w napoju i usłyszałam od niezmiernie zmartwionego dorosłego mężczyzny (!)
-Chomikowa! No i ty mi powiedz, co ja mam z tą Justyną zrobić, żebym jej nie stracił?
?!
Przecież ja chyba będę musiała się zacząć czymś odurzać, żeby znosić takie teksty… Patrzę na niego z takim rozczarowaniem, że Toto małe zrobiło się przy tym stoliku jeszcze mniejsze…
-Chłopie! No ja cię BARDZO proszę! Wybacz, ale ja już nic więcej ci nie pomogę i nie doradzę.
Bo co mam mu powiedzieć? Ja go nie zmienię. Jak ktoś się urodził nieszczęściem, to orłem nie umrze 😛
Wyciągam telefon i udaję NIEZMIERNIE zajętą odpisywaniem na wiadomości. I tak mimochodem słyszę chłopczynę, który karmi Justynę takim oto tekstem:
-Ty wiesz Justyna, że byłabyś świetnym przedstawicielem konduktu pogrzebowego?
Z wrażenia aż mi mój ukochany telefon wypadł z rąk! Jak Bozię kocham! Przerażona i w lekkim szoku pakuję się pod stolik prezentując całej sali moją bieliznę.
Na ratunek pod stolik pakuje się do mnie znajoma.
-Chomik! Ogarnij się! Co ty wyprawiasz? Majtki ci widać przecież jak się tak wypinasz!
-Ty mi tu nie o majtkach, jak ja usłyszałam taki komplement kierowany w stronę Justyny, że aż mój smartphonik z rąk mi wypadł!
-Co ty gadasz? Co on jej powiedział?
– Że nadawałaby się na przedstawiciela konduktu pogrzebowego!
-Wiedziałam! Ja ci mówiłam, Chomikowa, że z nim jest coś NIE TAK! Wiesz co on mi powiedział kilka minut temu?- Że mam uszy jak elf! Chomikowa! Czy ja naprawdę mam uszy jak elf???? Ja mam tyle kompleksów Chomiczku mój, że ja nie chcę jeszcze myśleć o uszach!- dziewczę jest zmartwione nie na żarty.
-Popieprzyło cię?! Jaki elf?! Przecież ty śliczna jesteś! I głupia widzę… Dobra, to miejmy to za sobą- a na mnie co powiedział? Pewnie, że wielka jestem?
-Oczywiście, ze coś było, że długa jesteś, ale generalnie to mi powiedział, że jesteś jak walkiria.
-Jak kto? To jakieś boginki były, ale wcale nie wiem czy pozytywne. Gdzie jest ten cholerny telefon, bo muszę to wygooglać, żeby mieć pewność że mnie nie obraził na amen!
-Chomik! To szukaj tego telefonu, bo my cały czas siedzimy pod stołem! Boziu… Chomiczku, czy ja naprawdę mam uszy jak elf…? Bo mnie się już płakać chce…
-Ty mi tu nie Boziuj i nie Chomiczkuj. Masz śliczne uszy!- zagaduję ją, bo naprawdę zaraz się popłacze i macam w ciemnościach podłogę w poszukiwaniu mojego telefonu- Mam! Wyłazimy stąd, bo obciach na całą knajpę.

Wydostaję się na powierzchnię i obserwuję Justynę. Jeszcze siedzi. Dziwię się, bo po takim komplemencie z ust faceta, to ja już bym leżała.
Biorę dziewczynę na stronę.
-Justyna, u ciebie na pewno jest OK? Bo ja usłyszałam jaki ci walnął komplement, więc może już wystarczy?
Tak, Chomikowa, wystarczy. Ty nie słyszałaś wszystkiego. On się mnie zapytał, czy jutro nie poszłabym z nim na cmentarz. Może i on jest inteligentny, ale jedna zaleta to zdecydowanie za mało. Ja was, dziewczyny bardzo proszę- ostatni drink i idziemy do domu. Idź, Chomikowa do swojego barmana, pouśmiechajcie się tak ładnie do siebie, jak się uśmiechacie, miej coś z tych naszych wyjść i zmywamy się stąd.
-Dobrze, proszę pani. Oczywiście robimy jak prosisz!
Poszłam do barmana (boski jest… BOSKI, ale ewidentnie zajęty 🙁 ), uśmiechem numer 6 załatwiłam tańsze drinki i po kilku minutach opuszczamy knajpę.

Facet- Nieszczęście stracił w moich oczach resztki godności. Może jako kolega byłby całkiem przystępny, ale ŻADNEJ koleżance bym go nie życzyła 😛

podejrzany ideał i co na to RODZICE?

źródło: własne
źródło: własne

Jakiś czas temu poznałam dziewczynę (dajmy jej na imię Marta). Kolejna postać bez wymarzonego mężczyzny oczekująca (wbrew pozorom nie z założonymi rękoma 😛 ) na księcia z białym lub jakimkolwiek innym rumakiem 😛 Byleby nie była to szkapa mająca wyzionąć ducha przy najmniejszym obciążeniu 😉
Marta jest na takim etapie swojego życia, że nie oczekuje aż miłość niespodziewanie zapuka do jej drzwi z bukietem róż (a potem żyli długo i szczęśliwie 😛 ), tylko wzięła sprawy w swoje ręce i entuzjastycznie od ponad roku szuka partnera… w sieci rzecz jasna.
-Słuchaj, Chomikowa jakiego gościa ostatnio poznałam!- rozbawiona zaczyna snuć opowiastkę-Poznaliśmy się oczywiście przez Internet. Facet jest UWAŻAJ… PRAWNIKIEM! Idealnie, prawda? Rodzice by się na pewno ucieszyli!- ironizuje a ja wybucham śmiechem. Faktycznie, jak na wykonywany zawód, wydaje się być IDEALNY, no i rodzice na bank byliby wniebowzięci 😉
-Słuchaj mnie dalej, Chomikowa, bo najważniejsze przed tobą!
-Słucham cię, słucham nieprzerwanie przecież- odpowiadam i cały czas się zaśmiewam, bo dziewczę jest tak rozbawione i opowiada z taką żywą gestykulacją, że nie sposób usiedzieć spokojnie.
-Poszliśmy na randkę i wyobraź sobie, że facet jest IDEALNY. Całkiem przystojny. Ani słowa o żonie, ani słowa o posiadanych dzieciach, kwiaty, komplementy, bogaty zasób słów… Kolacja itd. Idealny, prawda?
-Faktycznie idealny, ale skoro za mąż nie wychodzisz, to jednak coś poszło nie tak, prawda?
-Wiesz… facet coś był zbyt DOSKONAŁY. Takich przecież NIE MA. A jeśli są to na pewno nie są wolni i nie szukają miłości w sieci, nie uważasz?
-W sumie uważam, ale…- próbuję coś powiedzieć, ale Marta widzę że jest jak w transie i lepiej jej nie przerywać. Tak więc nie przerywam.
-Kontynuując, Chomikowa- jeśli mężczyzna w naszym wieku jest idealny i WOLNY, to mnie się zapala żółta żaróweczka. Ijooo, ijooooo, ijooooo- dziewczę jest na etapie naśladowania dźwięków ostrzegawczych a ja już prawie pokładam się ze śmiechu.- To przecież niemożliwe, żeby nie miał dzieci. I wiesz, Chomikowa, ja nawet nie mam nic przeciwko dzieciom. Niech ma, tylko niech mi o nich MÓWI. Wybacz, ale jak facet nic nie wspomina o swoich dzieciach to chyba jest coś nie tak, nie uważasz?
-Uważam.-mądre spostrzeżenie. Mężczyzna, który posiada dzieci i nic o nich nie wspomina, to jest delikatnie mówiąc nie najlepszym tatusiem. Bo co? wstydzi się tego, że jest ojcem, czy jak?  Dziecko powinno być dla niego całym światem. To tylko wskazuje na to, że jeśli będzie posiadał kolejne ( z kimkolwiek), to będzie ono dla niego również całym światem.
-No to ja biorę tego idealnego pana w takim razie pod lupę, bo to NIEMOŻLIWE, żeby był idealny. Wpisuję jego dane w wyszukiwarkę i CO?!- gestykulacja zamarła, ja również…- i mi się wyświetlają informacje z gazet i TELEWIZJI, Chomikowa (!!!), że facet PORWAŁ SWOJE DZIECKO i jest poszukiwany listem gończym. I masz tatusia, Chomikowa! Musi być świetnym tatusiem, skoro nawet je porwał, nie uważasz? Szkoda tylko, że ani jednym słowem nie pisnął że w ogóle dziecko jakiekolwiek ma, nie tylko porwane…
-Żartujesz sobie ze mnie, Marta?!- oczy i buzię mam otwartą jak niemowlę, które pierwszy raz widzi traktor.- I co z tym zrobiłaś?
-Zadzwoniłam do niego oczywiście i powiedziałam, co wiem. Chyba cię nie zaskoczę, tym że mówił, że to jest inaczej, niż przedstawiają media i że on nie miał innego wyjścia? Ale co mnie to obchodzi? Rany boskie! Nie dość że mi nie pisnął słowem o dzieciaku, to jeszcze je porwał! Już widziałam siebie w tych gazetach jako „kochanka, która brała czynny udział w zacieraniu śladów”. PRAWNIK, Chomikowa! Prawnik!- Marcie wróciła żywa gestykulacja i nawet zaczęła się zaśmiewać z całej sytuacji.
-Ale nie dałaś mu szansy, nie chciałaś wysłuchać…? Może faktycznie nie miał innego wyjścia i musiał tak zrobić…? Wiesz… jest mnóstwo nieobliczalnych kobiet, które…
-Zwariowałaś, Chomikowa?! Ty myślisz, że ja mam mało kłopotów w życiu? Jeszcze porywacz jest mi potrzebny?! Prawnik, Chomikowa! Prawnik!- wykrzykuje- Taki prawnik mi się trafił!
-Nooo, ale rodzice byliby na pewno zachwyceni…

(nie)pedagogiczne dialogi mięsne ;)

źródło: Internet

 

Jednym z powodów, dla których zdecydowałam rozstać się z pracą w szkole było to, że musiałam tam grać kogoś, kim nie jestem. Dzieciaki bardzo często są zabawne. Nie wiedzą, co można mówić na forum publicznym a czego nie. A rodzice często wcale nie są lepsi 😉 A znacie mnie już troszkę, więc wiecie, że do poważnych osób nie należę 😉 Uwielbiam się śmieć, uwielbiam ironizować i wyśmiewać ludzkie przywary. W szkole nie mogłam tego robić. Musiałam się powstrzymywać przed atakami śmiechu i przed typowym dla mnie ironizowaniem. Nie chcę dzisiaj tłumaczyć dlaczego i w ogóle jak to. Kto posiada dzieci lub miał z nimi kiedykolwiek do czynienia, to wie dlaczego 😉
Popołudniami, kilka razy w tygodniu pracuję z 10-letnią dziewczynką. Z reguły jest wtedy pod opieką dziadka, o którym już wspominałam tutaj: http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2014/10/01/efekty-treningu/ lub starszawej sąsiadki (ciocia Jadzia). Dziadka generalnie UWIELBIAM 😀 Facet jest emerytowanym wojskowym, więc na pewno jest dość specyficzny. Wszystko wie najlepiej, do tego jest uroczo złośliwy i mimo swoich 60 lat gra faceta w najlepszej formie 😉 Poza tym dokarmia Chomiczka różnymi pysznościami, bo mówi, że jestem za chuda jak na mój wzrost 😛 Tak więc zawsze mogę liczyć na schabowego ze smażoną kapustką i ciasto na deser… I dupsko rośnie. A nie ma, że „nie”. Wojskowy od razu po swojemu podnosi głos i mówi, że z nim się w dyskusje nie wchodzi i mam JEŚĆ.
TAK JEST!
Kilka dni temu w trakcie pracy z dziewczynką, Mała przerywa ćwiczenie i mówi:
-Pani Chomiczku! Ja zupełnie zapomniałam pani opowiedzieć!- mówi jak zwykle zaaferowana w typowy dla 10-letniego dziecka sposób- pani wie, jak dziadek nieładnie ostatnio powiedział na ciocię Jadzię? Tak bardzo nieładnie!
-Oj, Mała… jak tak bardzo nieładnie, to może mi lepiej nie powtarzaj, dobrze?-wchodzę w rolę najlepszego pedagoga pod słońcem, choć ciekawość zżera mnie od środka prawie jak wódka 😛
-Ale dziadek nie powiedział brzydkiego słowa, tylko tak ciocię Jadzię nazwał od mięsa.
OD MIĘSA? Cholera, jednak zaczyna być ciekawie. Bo ciocia Jadzia do szczuplaczków nie należy a dziadek jest miłośnikiem zdrowego stylu życia, więc już oczami wyobraźni widzę tego faceta jak w swoim wojskowym, szturmowym stylu mówi o Pani Jadzi „pasztecik” lub „klopsik”.
-To jak? Powiedział pewnie, że wygląda jak „klops” lub „kotlecik”?- wnikam jak totalna idiotka. No własnie dlatego ja się na nauczyciela NIE NADAJĘ. Temat powinnam zamknąć a nie go drążyć. I wiem, że to nie skończy się dobrze.
-Nie! Powiedział na nią….-tu się pojawia konspiracyjny szept- BALERON.

WIEDZIAŁAM! Wybucham takim niekontrolowanym śmiechem, że zastanawiam się tylko, czy ktoś zaraz nie wpadnie do nas do pokoju. Zalewam się łzami i nie mogę się uspokoić. Dziecko spogląda na mnie ze zdziwieniem. Bo przecież „dziadek tak nieładnie powiedział na ciocię a Pani Chomiczkowa się zaśmiewa do łez”.

Jesteś do du*** pedagogiem, Chomikowa.
Cóż 😛 Nie potnę się z tego powodu.
Kiedy już powycierałam łzy i jakoś byłam w stanie poprowadzić resztę zajęć, bardzo pedagogicznie odpowiadam Małej:
-Faktycznie. Dziadek nieładnie powiedział na ciocię. Lepiej jej tego nie powtarzać, bo może być jej przykro.

Swoją drogą dziadek musi uwielbiać ciocię Jadzię 😀

——————————————————————————–
Na Audioblog jest dostępne kolejne nagranie Chomikowej. Tym razem o kolejnej niezbyt udanej randce. Natomiast w zakładce „zrecenzowane przez Chomikową” można już przeczytać całą recenzję książki „Wyspa Łza”.