tańczący z Chomikową ;)

Uwielbiam tańczyć 🙂 To jest mój sposób na odzyskanie uśmiechu i energii. Gdybym nie miała powyżej 180 cm wzrostu, to zapewne poszłabym w taniec zawodowy albo na pewno poświęciłabym bardzo dużo czasu tańcu towarzyskiemu. A że niestety jest jak jest… W podstawówce, kiedy chodziłam na lekcje tańca towarzyskiego, to z powodu niechęci chłopaków do udziału w w/w zajęciach, instruktor zawsze mnie wybierał na partnera dla którejś z koleżanek.
No jasne.
Nie ma co się dziwić, że kiedy tylko mam okazję, to wychodzę z dziewczynami do knajpy, żeby potańczyć. Pokołysać się, pokręcić tyłkiem, poczuć rytm i odpłynąć… 🙂 Prawdopodobieństwo, że cały wieczór przetańczymy tylko w swoim- kobiecym gronie jest… znikome. Jakiś osobnik płci przeciwnej mniej lub bardziej odważnie w końcu się przyczłapie 🙂 I w sumie SUPER 🙂 Uwielbiam patrzeć jak gdzieś zerka z końca sali w moją stronę, potem niby nigdy-nic zbliża się do mnie, bacznie obserwuje czy dużo jest ode mnie niższy lub czy jest w jego mniemaniu prawdziwym maczo i jednak głowę ma odrobinę wyżej od mojej 😉  Później z reguły bardzo nieśmiało proszą do tańca LUB!- co też się zdarza- szarpią za rękę i PORYWAJĄ (dosłownie!) na środek parkietu. Okej, okej! Byleby to wszystko było właśnie… w RYTMIE 😛
Te setki godzin spędzonych na parkietach wszelakich, dały mi możliwość posegregowania kilku najbardziej charakterystycznych partnerów tańca i ich zaszufladkowania 😉 Jakie to u mnie typowe 😛

1. Maczo
Ten typ ma to do siebie, że najpierw przez dłuższy czas obserwuje rybki w akwarium. Nie jedną wyłowi wzrokiem, puści do niej oczko lub zalotnie się do niej uśmiechnie. Ale nie! Nie myślcie sobie, że to właśnie ta jedna stanie się jego zdobyczą do końca wieczoru! On tak będzie „podpuszczał” kilka rybek, aż natchniony odpowiednią ilością alkoholu podpłynie do jednej z nich. On z reguły nie prosi do tańca. On bez pytania bierze, to co do niego „należy”. Jeśli nie dostanie w gębę od faceta, któremu wyrwał partnerkę z rąk, to taniec z wybranką będzie pełen namiętności i pewności siebie. Najczęściej nie będzie mieć trudności ze złapaniem rytmu, nie podepcze partnerce stóp ani nie uderzy jej łokciem w twarz (choć niestety nie jest to regułą, bo zdarzają się też Maczo, którzy mają po prostu zbyt mocno wywindowane poczucie pewności siebie na parkiecie). Jeśli partnerka nie wykaże zbyt dużego zainteresowania osobnikiem Maczo, to ten w dość szybkim tempie wyłowi sobie następną „ofiarę” z akwarium.
2. Wesołek
Osobiście bardzo lubię ten typ 🙂 Pomimo braku poczucia rytmu i znajomości kroków jakiegokolwiek tańca, wszystko nadrabia poczuciem humoru i urokiem osobistym 😉 Jego nogi żyją swoim życiem, jego tułów żyje swoim a partnerka albo się podda żartobliwym ruchom partnera, albo ich wspólny taniec będzie tańcem dwóch zupełnie innych bajek 😉 W Wesołkach bardzo lubię dystans, jaki mają do swoich podlegających dyskusji umiejętności tańca 😉 Wygłupiają się, żartują. Niektórzy na ucho swojej partnerce przyznają, że tańczyć kompletnie nie potrafią, ale starają się nadrobić braki uśmiechem. Śmiać się uwielbiam z sytuacji przeróżnych, więc kilka tanecznych ruchów z Wesołkami jest gwarancją dobrej zabawy 🙂
3. Treser
Oj, takiego chyba nie lubię najbardziej… Jedyne, w czym trzeba mu przyznać rację, to w tym, że poczucie rytmu ma na pewno. I pewność siebie. Myślę, ze nawet więcej tego drugiego, niż samego poczucia rytmu… Do knajpy przyszedł po to, żeby się popisać swoją umiejętnością tańca. Może nawet i grzecznie a nawet szarmancko poprosi kobietę do tańca, ale tych jego dobrych manier to by było na tyle. Popisuje się i wymachuje moimi rękoma i nogami tak, że boję się, że za chwilę zrobi ze mnie kawałek koszuli, którą prawie każdy pijak-tancerz wymachuje nad głową. A ja bardzo nie lubię tracić gruntu pod nogami. Poza tym ciągle musztruje: „Chomikowa, połóż mi tę nogę na biodrze, no wyżej! Przechyl się! No nie bój się! Przecież cię trzymam! Teraz będzie obrót. Dobrze! Wyżej tę rękę! Więcej seksu! Pięknie! Musimy się spocić, żeby to był taniec! Nie oddalaj się! Chomikowa! ” Nie, ja się nie oddalam a tylko uciekam. Bo to ma być zabawa i przyjemność a nie tresura jak na siłowni z trenerem 😛
4. Uwodziciel
Taki ma chyba największe „branie”. Bo skubanego ciężko rozszyfrować a radzi sobie na parkiecie całkiem nieźle. Zresztą nie tylko na parkiecie 😉
Nogi i biodra nawet całkiem nieźle pracują (jeśli nie rzec „aż za dobrze” 😉 ). Sam taniec przybiera postać czysto erotyczną i w sumie taki ma być- ma być grą wstępną. Ciąg dalszy w toalecie lub hotelu. W sumie która mu się oprze?- Facet ma poczucie rytmu, po drodze prawi masę komplementów. To wszystko to gra. Gra, której on dzisiaj wieczorem nie może przegrać.
5. Napalony
Tak naprawdę różni się niewiele od Uwodziciela. Uwodziciel jednak ma jakieś wyczucie, jest cierpliwy a jego gra jest opanowana do perfekcji. U Napalonego tego nie ma. On nie ma czasu, on nie ma cierpliwości. On chce JUŻ, TERAZ i NATYCHMIAST. Nie zwraca uwagi na kroki, nie zwraca uwagi na muzykę, Najważniejszym jest „zaliczenie” partnerki lub chociażby dogłębna penetracja migdałków. Łapska będzie wpychał pod bluzkę lub spódniczkę. Ciałem będzie napierał na partnerkę. OSACZY ją. Jeśli gdzieś po drodze nie dostanie w gębę, to może i nawet dobrnie do finału…
6. Nieszczęście
Już wiecie, że mam na ten typ uczulenie. Jeśli więc pierwsze wspólne kroki na parkiecie rozpoczynają się słowami „Poprowadzisz?” to już wiem, że będzie FATALNIE. Każda jego noga żyje swoim życiem- jedna tańczy rock&rolla, druga goni za melodią z „Titanica” . Tułów ma tak sztywny, jak mój dziadek, kiedy chodził w gipsie z powodu złamanego kręgosłupa. Po drodze usłyszę tysiąc komplementów na temat moich umiejętności tańca. Wypyta się mnie o wszystko. Będzie przy tym tak sztywny i zestresowany, jak 12- latek przed pierwszym pocałunkiem.
Tragedia.
7. Nawalony-ledwo przytomny
Znacie to… Chwiejny krok… nieskoordynowane ruchy, mętny wzrok. Aż przykre 😉 A do tego jeszcze próbuje tańczyć 😀 Ba! On jeszcze próbuje poderwać jakieś dziewczę! Nie dość, że poderwanie tyłka od krzesełka kiepsko mu idzie, to cała reszta jest z góry skazana na porażkę.
Jeden raz w życiu próbowałam nawet z takim zatańczyć (nie pytajcie mnie dlaczego…). Usnął mi na ramieniu….
8. Mix
Niektóre typy mogą występować w jednej postaci. Zdarza się, choć nieczęsto. Jak na moje oko, to zmiksować  się nie da tylko Nieszczęścia. A może jeszcze zbyt mało w życiu widziałam? 😉

Jak myślicie?- na który typ trafiałam najczęściej? BINGO! Napaleni i Nieszczęścia do mnie lgną jak muchy do… MIODU 😛
A marzy mi się choć raz w życiu zatańczyć tak z pełną namiętnością, nie uciekając stopami przed stopami napastnika, nie ściągając niczyich łapsk w mojego tyłka. Poczuć się, jak prawdziwa kobieta na parkiecie. Ech…..

faceta-nieszczęścia przygód ciąg dalszy

źródło: Internet
źródło: Internet

Z pewnością pamiętacie Faceta- Nieszczęście, o którym wspominałam m.in. tutaj: http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/02/kolejny-przyklad-faceta-nieszczescia/
Otóż przygoda Justyny z Nieszczęściem miała niestety ciąg dalszy. Po ich ostatnim pożegnaniu i jego „rozterkach” dotyczących potencjalnego związku z Justyną, nie obiecywałyśmy sobie po tym facecie zbyt wiele…
W ciągu dwóch tygodni zadzwonił do Justyny AŻ 2 razy (jest progres 😛 ), tylko że rozmowy trwały od 2-5 minut i nie zaowocowały umówieniem się na spotkanie (jakże by inaczej…). Jak nietrudno się domyślić ów Nieszczęście znów spotkałyśmy w naszej ulubionej knajpie. Chłopczyna niezmiernie ucieszyła się na nasz widok i wpakowała się do naszego stolika umiejętnie rozpychając swoim tyłkiem przestrzeń pomiędzy mną a Justyną…
-A może byś się chociaż z nami przywitał, hm?- zagaduję jeszcze dość przyjaźnie do Nieszczęścia.
-A pewnie, sorka Chomikowa! To żółwik!- strzelamy żółwika, po czym pytam się już na poważnie:
-To może teraz przywitamy się, jak przystało na ludzi dorosłych i chociaż podamy sobie rękę?
Słuchajcie… nie wiem. Może jestem już za stara, może byt zmanierowana, ale naprawdę lubię się witać z ludźmi jak przystało na ludzi, to znaczy podając sobie rękę lub dając buziaka w policzek. Jak nie ma tego wprowadzenia do kontaktu, to czuję się niezręcznie. Bez tego elementu powitalnego to spotkanie przypomina mi jedzenie obiadu bez sztućców lub kładzenie się do łóżka bez umytych zębów 😛
-Chomikowa, odpada, bo mam kurzajki- odpowiada mi rozbawiona chłopczyna. A mnie to jakoś nie bawi… Bo może to nie jest wcale żart?
-To dawaj buziaka- i już nadstawiam policzek, kiedy słyszę jeszcze bardziej rozbawione:
-Chomikowa, gorzej! Bo mam afty!
WTF?!
Teksty tak mnie zniechęciły, że wymiotło mnie od stolika, który przecież sama jeszcze dzień wcześniej rezerwowałam 😐 Uznałam, że chwilowo każde miejsce będzie dobre, ale na pewno nie przy MOIM stoliku.
Po godzinie plątania się po knajpie, dyskusji z towarzyszkami wieczoru o sprawach zarówno dość przyziemnych jak i o wyższości wibratora nad potencjalnym partnerem 😉 postanowiłam wrócić do bądź co bądź, ale też MOJEGO stolika.
Wepchnęłam pupsko koło Nieszczęścia, zamoczyłam usta w napoju i usłyszałam od niezmiernie zmartwionego dorosłego mężczyzny (!)
-Chomikowa! No i ty mi powiedz, co ja mam z tą Justyną zrobić, żebym jej nie stracił?
?!
Przecież ja chyba będę musiała się zacząć czymś odurzać, żeby znosić takie teksty… Patrzę na niego z takim rozczarowaniem, że Toto małe zrobiło się przy tym stoliku jeszcze mniejsze…
-Chłopie! No ja cię BARDZO proszę! Wybacz, ale ja już nic więcej ci nie pomogę i nie doradzę.
Bo co mam mu powiedzieć? Ja go nie zmienię. Jak ktoś się urodził nieszczęściem, to orłem nie umrze 😛
Wyciągam telefon i udaję NIEZMIERNIE zajętą odpisywaniem na wiadomości. I tak mimochodem słyszę chłopczynę, który karmi Justynę takim oto tekstem:
-Ty wiesz Justyna, że byłabyś świetnym przedstawicielem konduktu pogrzebowego?
Z wrażenia aż mi mój ukochany telefon wypadł z rąk! Jak Bozię kocham! Przerażona i w lekkim szoku pakuję się pod stolik prezentując całej sali moją bieliznę.
Na ratunek pod stolik pakuje się do mnie znajoma.
-Chomik! Ogarnij się! Co ty wyprawiasz? Majtki ci widać przecież jak się tak wypinasz!
-Ty mi tu nie o majtkach, jak ja usłyszałam taki komplement kierowany w stronę Justyny, że aż mój smartphonik z rąk mi wypadł!
-Co ty gadasz? Co on jej powiedział?
– Że nadawałaby się na przedstawiciela konduktu pogrzebowego!
-Wiedziałam! Ja ci mówiłam, Chomikowa, że z nim jest coś NIE TAK! Wiesz co on mi powiedział kilka minut temu?- Że mam uszy jak elf! Chomikowa! Czy ja naprawdę mam uszy jak elf???? Ja mam tyle kompleksów Chomiczku mój, że ja nie chcę jeszcze myśleć o uszach!- dziewczę jest zmartwione nie na żarty.
-Popieprzyło cię?! Jaki elf?! Przecież ty śliczna jesteś! I głupia widzę… Dobra, to miejmy to za sobą- a na mnie co powiedział? Pewnie, że wielka jestem?
-Oczywiście, ze coś było, że długa jesteś, ale generalnie to mi powiedział, że jesteś jak walkiria.
-Jak kto? To jakieś boginki były, ale wcale nie wiem czy pozytywne. Gdzie jest ten cholerny telefon, bo muszę to wygooglać, żeby mieć pewność że mnie nie obraził na amen!
-Chomik! To szukaj tego telefonu, bo my cały czas siedzimy pod stołem! Boziu… Chomiczku, czy ja naprawdę mam uszy jak elf…? Bo mnie się już płakać chce…
-Ty mi tu nie Boziuj i nie Chomiczkuj. Masz śliczne uszy!- zagaduję ją, bo naprawdę zaraz się popłacze i macam w ciemnościach podłogę w poszukiwaniu mojego telefonu- Mam! Wyłazimy stąd, bo obciach na całą knajpę.

Wydostaję się na powierzchnię i obserwuję Justynę. Jeszcze siedzi. Dziwię się, bo po takim komplemencie z ust faceta, to ja już bym leżała.
Biorę dziewczynę na stronę.
-Justyna, u ciebie na pewno jest OK? Bo ja usłyszałam jaki ci walnął komplement, więc może już wystarczy?
Tak, Chomikowa, wystarczy. Ty nie słyszałaś wszystkiego. On się mnie zapytał, czy jutro nie poszłabym z nim na cmentarz. Może i on jest inteligentny, ale jedna zaleta to zdecydowanie za mało. Ja was, dziewczyny bardzo proszę- ostatni drink i idziemy do domu. Idź, Chomikowa do swojego barmana, pouśmiechajcie się tak ładnie do siebie, jak się uśmiechacie, miej coś z tych naszych wyjść i zmywamy się stąd.
-Dobrze, proszę pani. Oczywiście robimy jak prosisz!
Poszłam do barmana (boski jest… BOSKI, ale ewidentnie zajęty 🙁 ), uśmiechem numer 6 załatwiłam tańsze drinki i po kilku minutach opuszczamy knajpę.

Facet- Nieszczęście stracił w moich oczach resztki godności. Może jako kolega byłby całkiem przystępny, ale ŻADNEJ koleżance bym go nie życzyła 😛

a może… MŁODSZY???

źródło: fakt.pl
źródło: fakt.pl

Nie wiem jak to wyszło, ale w ciągu ostatnich miesięcy miałam bardzo dużo do czynienia ze studentami… Sama nie wiem jak to się dzieje, ale jakoś tak sami się przyplątują nie wiadomo skąd 😛 Luźno prowadzę dialogi, śmieję się, flirtuję i… i jestem coraz bardziej ZAUROCZONA.
Nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że jakaś tam studencina może tak mnie zafascynować, ale jednak 😉
Zastanawiając się nad tym, co sobą reprezentują mężczyźni w moim wieku, jak bardzo zaczynają być „zwichrowani” przez kobiety, które pragną się wepchnąć na siłę do ich łóżka lub do ich portfeli, zaczęłam dostrzegać masę pozytywnych aspektów związku z młodszym.
Przede wszystkim można ich sobie „wychować” 😉 Powiedzenie stare jak świat a ponadto wywołuje uśmieszek na twarzy. Skoro jednak powiedzenie jest stare jak świat, to coś w sobie musi mieć… 😉 Przecież taki studencik jest jeszcze w wieku bardzo „plastycznym”. On dopiero uczy się zachowań mile widzianych w związku. To kto go tego najlepiej nie nauczy, jeśli nie jego starsza kobieta, w którą będzie wpatrzony jak w obrazek? Sprzątanie po sobie, gotowanie, pranie (nie, pranie nie- lubię wstawiać pranie i wyjmować czyściutkie ciuchy 😛 ), budowanie przeświadczenia że kobieta ma zawsze rację a w trakcie okresu ma rację podwójną 😉 , koszenie trawy (chociaż… koszenie trawy jak na kobietę przystało (taaa…) mnie relaksuje, więc tu też mu odpuszczam) oraz wiele innych.
Poza tym takie młode Toto nie jest „skażone” jeszcze złem związków wszelakich. Jest wierny swoim wszelkim zasadom, nie chadza do klubów GoGo (czyli jednak MOŻNA 😛 ), jeszcze naiwnie wierzy w miłość oraz traktuje kobietę jak na kobietę przystało. Ha! Mało tego! Jaka on ma młodzieńczą fantazję w sypialni!-w jakiej sypialni…?! – każde miejsce staje się miejscem idealnym na realizowanie fantazji 😉
Nad czym ty się, Chomikowa jeszcze zastanawiasz 😛
Ostatnio sporo rozmawiam z takim studentem (nie z Polski niestety) traktując nasze rozmowy jako „wymianę doświadczeń kulturowych” oraz szlifowanie języka angielskiego w komunikacji werbalnej (zabrzmiało tak poważnie, jakbym miała pisać pracę doktorską o kontaktach z obcokrajowcami 😀 ). Poznając chłopczynę coraz lepiej, z dnia na dzień jestem pod większym wrażeniem. Ambitny, z marzeniami które jeszcze nie zostały zgaszone trudami dnia codziennego, celami, znający się na samochodach (NARESZCIE), uprawiający sporty walki (ach! To POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA u boku mężczyzny!) i z zamiłowaniem do kuchni (nie jako pomieszczenia, w którym stoi „samo zapełniająca się” lodówka, tylko z pasją gotowania!) oraz z zasadami, których kurczowo się na ten moment trzyma.
IDEAŁ!
Co prawda nie omówiliśmy jeszcze kwestii dotyczącej planowanych dzieci, ale to już w powiązaniu z powyższymi zaletami wydaje się pryszczem, nieprawdaż? 😀 😛
BIORĘ! ZDECYDOWANIE!

Dobra, dobra… Tak, ja wiem że taki układ ma tysiące wad, które za chwilę zaczniecie mi z pasją wymieniać, ale pozwólcie starej Chomikowej odrobinę pofantazjować 😉 Niech coś mam z tego życia, oprócz udręki i kołowrotka dnia codziennego 😉

——————————————————
W zakładce „zrecenzowane przez Chomikową” znajduje się recenzja książki, którą naprawdę POLECAM 🙂 „Pensjonat”- Piotr Paziński

o klubie GoGo i o tym, jak straciłam miłość swojego życia

Jessica Day, New Girl, crying Inconsolably gif
źródło: emotiongifs.com/

Pod którymś z niedawnych postów ktoś mi zarzucił, że mam abstrakcyjne wymagania odnośnie mojego Przyszłego Potencjalnego oraz że nie ma we mnie empatii podczas oceny zachowania mężczyzn.
Matko kochana i wszyscy święci! Zmartwiłam się niezmiernie, ponieważ zaczęłam sobie uzmysławiać, że skoro moje poprzednie związki się rozpadały przez moje wymysły i brak empatii, to jestem najdelikatniej mówiąc suką straszną… 🙁 Mogę mieć pretensję o to, że dobiegając w tempie już błyskawicznym do 30-stki, nie mam jedynego, ukochanego i najwspanialszego mężczyzny pod słońcem (taaa 😛 ) tylko sama do siebie…
Próbując ratować swoją reputację i pisząc gdzieś tutaj jakieś zdanie o zerwaniu znajomości z człowiekiem, który oznajmił mi, że idzie do klubu GoGo z kolegą, pogrążyłam się jeszcze bardziej. Okazało się bowiem, że nie rozumiem męskiej potrzeby dosięgania estetycznych wartości tkwiących w pięknym kobiecym ciele…

Boże… Cóż za ignorantka ze mnie!
Zaczynam mieć coraz więcej kompleksów z tego powodu 🙁

Zasięgnęłam opinii kilku znajomych płci męskiej- tak z czystej ciekawości jak oni widzą chodzenie do klubów GoGo w celach doświadczania wartości ESTETYCZNYCH. Pomyślałam, że może jeśli pozbieram opinie mężczyzn z różnych środowisk, miast, z różnych grup społecznych, to jednak większość powie mi, że chodzenie do tego rodzaju klubów nie jest niczym ekscytującym, i że wolą tego typu występy SWOICH partnerek/ żon czy innych tam postaci 😉 Po kilku rozmowach i dyskusjach okazało się jednak, że jest to ich zdaniem całkiem przyjemna forma spędzenia wolnego wieczoru z kolegami….

Taaaaaaak…………

Czytałam i słuchałam tych wszystkich opinii z lekko rozdziawioną buzią. Gdzieś mi się neurony plątały po tym moim Chomikowym móżdżku i szukały celu… I jak mi raptem coś pierdyknęło pod sufitem! Jak mi w głowie zaszumiało! Jak mi w uszach zadudniło! W oczach pojaśniało! Bo coś sobie uzmysłowiłam! Coś BARDZO WAŻNEGO!
Przecież ja te kilka lat temu… STRACIŁAM MIŁOŚĆ SWOJEGO ŻYCIA!

Wpadłam w popłoch. Myśli zebrać nie mogłam, bo serce mi waliło, jak oszalałe (z MIŁOŚCI oczywiście), stanąć na nogach porządnie nie mogłam, bo z tych emocji całe mi się trzęsły! Nie mogąc opanować tych wszystkich uczuć, usiadłam w sypialni i wybuchnęłam płaczem…

Co ty, Chomikowa najlepszego zrobiłaś…? Kilka miesięcy (bardzo „kilka”) związku a ty rzuciłaś fochem na wiadomość, że twój ukochany pójdzie na panienki do klubu GoGo… Nic go nie chciałaś zrozumieć, kiedy ci mówił, że to nic nowego, że on tak chodzi od zawsze i to dla niego to samo, co oglądanie filmów erotycznych. Po co, Chomikowa wchodziłaś z nim w dyskusję, że filmy erotyczne to coś zupełnie innego a oglądanie na żywo roznegliżowanych babek to coś też zupełnie innego? I skąd ci się w ogóle wziął wymysł, że skoro twój ukochany już po kilku miesiącach znajomości czuje potrzebę łażenia po tego typu klubach, to po 10 latach wspólnego pożycia po prostu będzie chodził na dziwki? NO SKĄD?! Głupi ty Chomiczek, głupi 🙁 Trzasnęłaś tyłkiem rozgniewana i w pełnym fochu jego mieszkanie opuściłaś, ani myśląc oczywiście o jakimkolwiek powrocie.
Boże… a on przecież później tygodniami próbował pokazać jak bardzo mnie KOCHA, bo do mnie wydzwaniał i pisał na gg, że skoro tak nam się świetnie układało w łóżku, to moglibyśmy się spotykać tylko na jakieś szybkie numerki, bo związku to raczej z MOJĄ osobowością nie stworzymy. A ja co?- nic! Ślepo ograniczona swoimi zasadami…

Co ja mam teraz zrobić? Przecież ją tę miłość odzyskać muszę ino w mig! Tylko czy po tylu latach, to on jeszcze będzie chciał ze mną rozmawiać…? Jak ja mam go skłonić do rozmowy? Wiem, że nadal życia sobie nie ułożył i się nie ożenił (jedyny „były” wyjątkowo 😛 )… To takie przykre, że inne kobiety nie mogły zrozumieć jego potrzeb dosięgania wartości estetycznych… Ale ja już zmądrzałam! Już wiem, co straciłam!
Wszystko dzięki szczerym rozmowom z kolegami…

podejrzany ideał i co na to RODZICE?

źródło: własne
źródło: własne

Jakiś czas temu poznałam dziewczynę (dajmy jej na imię Marta). Kolejna postać bez wymarzonego mężczyzny oczekująca (wbrew pozorom nie z założonymi rękoma 😛 ) na księcia z białym lub jakimkolwiek innym rumakiem 😛 Byleby nie była to szkapa mająca wyzionąć ducha przy najmniejszym obciążeniu 😉
Marta jest na takim etapie swojego życia, że nie oczekuje aż miłość niespodziewanie zapuka do jej drzwi z bukietem róż (a potem żyli długo i szczęśliwie 😛 ), tylko wzięła sprawy w swoje ręce i entuzjastycznie od ponad roku szuka partnera… w sieci rzecz jasna.
-Słuchaj, Chomikowa jakiego gościa ostatnio poznałam!- rozbawiona zaczyna snuć opowiastkę-Poznaliśmy się oczywiście przez Internet. Facet jest UWAŻAJ… PRAWNIKIEM! Idealnie, prawda? Rodzice by się na pewno ucieszyli!- ironizuje a ja wybucham śmiechem. Faktycznie, jak na wykonywany zawód, wydaje się być IDEALNY, no i rodzice na bank byliby wniebowzięci 😉
-Słuchaj mnie dalej, Chomikowa, bo najważniejsze przed tobą!
-Słucham cię, słucham nieprzerwanie przecież- odpowiadam i cały czas się zaśmiewam, bo dziewczę jest tak rozbawione i opowiada z taką żywą gestykulacją, że nie sposób usiedzieć spokojnie.
-Poszliśmy na randkę i wyobraź sobie, że facet jest IDEALNY. Całkiem przystojny. Ani słowa o żonie, ani słowa o posiadanych dzieciach, kwiaty, komplementy, bogaty zasób słów… Kolacja itd. Idealny, prawda?
-Faktycznie idealny, ale skoro za mąż nie wychodzisz, to jednak coś poszło nie tak, prawda?
-Wiesz… facet coś był zbyt DOSKONAŁY. Takich przecież NIE MA. A jeśli są to na pewno nie są wolni i nie szukają miłości w sieci, nie uważasz?
-W sumie uważam, ale…- próbuję coś powiedzieć, ale Marta widzę że jest jak w transie i lepiej jej nie przerywać. Tak więc nie przerywam.
-Kontynuując, Chomikowa- jeśli mężczyzna w naszym wieku jest idealny i WOLNY, to mnie się zapala żółta żaróweczka. Ijooo, ijooooo, ijooooo- dziewczę jest na etapie naśladowania dźwięków ostrzegawczych a ja już prawie pokładam się ze śmiechu.- To przecież niemożliwe, żeby nie miał dzieci. I wiesz, Chomikowa, ja nawet nie mam nic przeciwko dzieciom. Niech ma, tylko niech mi o nich MÓWI. Wybacz, ale jak facet nic nie wspomina o swoich dzieciach to chyba jest coś nie tak, nie uważasz?
-Uważam.-mądre spostrzeżenie. Mężczyzna, który posiada dzieci i nic o nich nie wspomina, to jest delikatnie mówiąc nie najlepszym tatusiem. Bo co? wstydzi się tego, że jest ojcem, czy jak?  Dziecko powinno być dla niego całym światem. To tylko wskazuje na to, że jeśli będzie posiadał kolejne ( z kimkolwiek), to będzie ono dla niego również całym światem.
-No to ja biorę tego idealnego pana w takim razie pod lupę, bo to NIEMOŻLIWE, żeby był idealny. Wpisuję jego dane w wyszukiwarkę i CO?!- gestykulacja zamarła, ja również…- i mi się wyświetlają informacje z gazet i TELEWIZJI, Chomikowa (!!!), że facet PORWAŁ SWOJE DZIECKO i jest poszukiwany listem gończym. I masz tatusia, Chomikowa! Musi być świetnym tatusiem, skoro nawet je porwał, nie uważasz? Szkoda tylko, że ani jednym słowem nie pisnął że w ogóle dziecko jakiekolwiek ma, nie tylko porwane…
-Żartujesz sobie ze mnie, Marta?!- oczy i buzię mam otwartą jak niemowlę, które pierwszy raz widzi traktor.- I co z tym zrobiłaś?
-Zadzwoniłam do niego oczywiście i powiedziałam, co wiem. Chyba cię nie zaskoczę, tym że mówił, że to jest inaczej, niż przedstawiają media i że on nie miał innego wyjścia? Ale co mnie to obchodzi? Rany boskie! Nie dość że mi nie pisnął słowem o dzieciaku, to jeszcze je porwał! Już widziałam siebie w tych gazetach jako „kochanka, która brała czynny udział w zacieraniu śladów”. PRAWNIK, Chomikowa! Prawnik!- Marcie wróciła żywa gestykulacja i nawet zaczęła się zaśmiewać z całej sytuacji.
-Ale nie dałaś mu szansy, nie chciałaś wysłuchać…? Może faktycznie nie miał innego wyjścia i musiał tak zrobić…? Wiesz… jest mnóstwo nieobliczalnych kobiet, które…
-Zwariowałaś, Chomikowa?! Ty myślisz, że ja mam mało kłopotów w życiu? Jeszcze porywacz jest mi potrzebny?! Prawnik, Chomikowa! Prawnik!- wykrzykuje- Taki prawnik mi się trafił!
-Nooo, ale rodzice byliby na pewno zachwyceni…

podejście do Warszawy nr 2 i niegościnność miejscowych

DSC_0375Kilka dni temu miałam znów wątpliwą przyjemność pofatygować się do stolicy. Tym razem na jak to nazwali w mailu „casting” 😀 A u mnie na wiosce nazywają to rozmową kwalifikacyjną…. 😛 Od razu przepraszam czytelników- warszawiaków, że nie poinformowałam nikogo o mojej obecności w stolicy, ale czas miałam jeszcze bardziej ograniczony na Warszawę, niż tydzień wcześniej. O 16.00 miałam swój kurs językowy a później musiałam być w pracy. Choćbym wsadziła sobie motorek w moje szanowne pupsko, to NIE DAŁABYM RADY …
Do wycieczki krajoznawczej byłam znów przygotowana bardzo dobrze (Phoenix(L)k-Twoja mapka rozczula mnie po dzień dzisiejszy 😉 ) Do wykonania miałam tylko dwa proste zadania- kupić bilet tramwajowy i dostać się do pojazdu szynowego. BANAŁ!
Ale nie dla Chomikowej…
Z Dworca Centralnego udało mi się wybiec nawet bez włączania GPS-a 😛 Rozejrzałam się po okolicy, doczłapałam do ulicy, która miała mnie bezpośrednio doprowadzić na przystanek i moim oczom ukazał się wspaniały kiosk ruchu. „Bilet Chomikowa, BILET KUP”– tłumaczyłam sobie w myślach, niczym mała, beztroska dziewczynka wybierająca się z koszyczkiem pełnym dobroci wszelakich do babuni 😛 Kiosk ruchu sprawił, że poczułam się jak u siebie, bo wyglądał IDENTYCZNIE jak te w moim mieście- trzeba otworzyć do nich drzwi, wejść i dojść do lady, aby zakupić bilety, papierowe przedmioty „niezbędne” podczas podróży lub jakiś szybki napój. Dopadam beztrosko do drzwi, szarpię za klamkę i pewnym krokiem pcham się do środka….
ZLEW?????
TOREBKA?????
Dlaczego jakieś dziewczę mnie atakuje i krzyczy do mnie, żebym wyszła….?
Boże… Chomikowa jak totalna wiejska baba… 🙁 Wpakowałam się dziewczynie do kiosku 😛 Zero ogłady. ZERO. Tylko ja tak potrafię…
-Ja przepraszam, niech pani tylko nie krzyczy i ochrony nie wzywa… Ja JUŻ idę do okienka. Wie pani, ja ze wsi najwidoczniej przyjechałam- zrezygnowana tłumaczę przerażonej ekspedientce, bo widzę, że wpadła w lekką panikę- Niech no ja je tylko znajdę. NIECH NO JA ZNAJDĘ TO OKIENKO, to się na nim wyżyję. Od razu będzie wiedziało jak witać przyjezdnych 😛

Swoją droga jacy ci warszawiacy niegościnni 😛
—————————————————
w aplikacji audio-blog do posłuchania nowe nagranie 🙂

o pierścionkach, kolczykach, panice i na pewno nie o ślubie :P

fear-animated-gif
żródło: gifsec.com

Kiedy pracowałam w szpitalu, zostałam oddelegowana na kilka dni na zastępstwo do sekretariatu na oddział szpitalny. Podczas drugiego dnia mojej walki z nowym miejscem pracy, na oddział został przyjęty pacjent z przedziurawioną cewką moczową. Jak się okazało był to skutek źle wykonanego piercingu w miejscu intymnym. Dobra. Zdarza się. Jednak troszkę jestem ciekawa tego faceta, który robi sobie „w takich miejscach” taką krzywdę 😛 Gdzieś mi moja bujna wyobraźnia podsuwa obraz niegrzecznego przystojniaka z tatuażami, z krótko przystrzyżoną czupryną i pewnym męskim spojrzeniem. Ach… aż się rozmarzyłam przed tym stosem  historii chorób i wypisami. Takie boskie ciacho w sam raz na raz… 😉
Następnego dnia wchodzi do sekretariatu takie nieszczęśliwe Coś, na co nawet nie chce mi się spoglądać. Blade, malutkie z za długimi przetłuszczonymi włosami i z za małymi oprawkami okularów.
-Przepraszam panią, czy są już moje wyniki badania? Moje nazwisko Święty*- zwraca się do mnie przerażone Coś.
Kojarzę nazwisko z nieszczęsnym piercingiem. No tak… Nawet wzdychać mi się nie chce.
-Przykro mi, ale wyniki będą najwcześniej jutro-odpowiadam zgodnie z prawdą i modlę się gdzieś w duszy, żeby już sobie poszedł.
-Bo wie pani… Ja się tak bardzo boję tych wyników… Teraz tyle ludzi umiera na te nowotwory…
Nie wierzę. Nie dość, że wygląda jak nieszczęście, to jeszcze jest cały nieszczęśliwy.
-Proszę pana, ale pan nie miał pobieranych wycinków ze zmian nowotworowych, panu tylko jakieś zakażenie zaczęło się wdawać, więc nowotwór na pewno panu nie grozi. To znaczy na pewno nie teraz.
Idź już sobie. Idź.
-Oj, to troszkę mnie pani uspokoiła… Bo wie pani… Ja ciągle tylko odprawiam pogrzeby ludzi, którzy umierają na te nowotwory.
?!
Minę muszę mieć bardzo ciekawą. Przepiękna mieszanka zdziwienia, absurdu i wyrafinowanej kąśliwości.
O, żesz ty!
I NA CO ci był, chłopie ten cholerny KOLCZYK?????  Pytanie zadaję sobie oczywiście retoryczne, bo odpowiedź jest w tym wypadku bardzo prozaiczna. Takich ekscesów mu się zachciało!
Nie mogę się powstrzymać i gram przed gościem szczerze zmartwioną i praktyczną pracownicę służby zdrowia.
-Wie pan… No teraz to tylko przy takim zakażeniu może dojść do obumarcia zdrowych tkanek i skończyć się amputacją, ale NA PEWNO nie nowotworem.
Zerkam na człowieka z nieskrywaną ciekawością, oczekując reakcji na tą głupotę, którą przed chwilą palnęłam.
Uwierzcie mi. WARTO BYŁO 😀 😀 😀
————————————————————
*Nazwisko zmienione

(nie)pedagogiczne dialogi mięsne ;)

źródło: Internet

 

Jednym z powodów, dla których zdecydowałam rozstać się z pracą w szkole było to, że musiałam tam grać kogoś, kim nie jestem. Dzieciaki bardzo często są zabawne. Nie wiedzą, co można mówić na forum publicznym a czego nie. A rodzice często wcale nie są lepsi 😉 A znacie mnie już troszkę, więc wiecie, że do poważnych osób nie należę 😉 Uwielbiam się śmieć, uwielbiam ironizować i wyśmiewać ludzkie przywary. W szkole nie mogłam tego robić. Musiałam się powstrzymywać przed atakami śmiechu i przed typowym dla mnie ironizowaniem. Nie chcę dzisiaj tłumaczyć dlaczego i w ogóle jak to. Kto posiada dzieci lub miał z nimi kiedykolwiek do czynienia, to wie dlaczego 😉
Popołudniami, kilka razy w tygodniu pracuję z 10-letnią dziewczynką. Z reguły jest wtedy pod opieką dziadka, o którym już wspominałam tutaj: http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2014/10/01/efekty-treningu/ lub starszawej sąsiadki (ciocia Jadzia). Dziadka generalnie UWIELBIAM 😀 Facet jest emerytowanym wojskowym, więc na pewno jest dość specyficzny. Wszystko wie najlepiej, do tego jest uroczo złośliwy i mimo swoich 60 lat gra faceta w najlepszej formie 😉 Poza tym dokarmia Chomiczka różnymi pysznościami, bo mówi, że jestem za chuda jak na mój wzrost 😛 Tak więc zawsze mogę liczyć na schabowego ze smażoną kapustką i ciasto na deser… I dupsko rośnie. A nie ma, że „nie”. Wojskowy od razu po swojemu podnosi głos i mówi, że z nim się w dyskusje nie wchodzi i mam JEŚĆ.
TAK JEST!
Kilka dni temu w trakcie pracy z dziewczynką, Mała przerywa ćwiczenie i mówi:
-Pani Chomiczku! Ja zupełnie zapomniałam pani opowiedzieć!- mówi jak zwykle zaaferowana w typowy dla 10-letniego dziecka sposób- pani wie, jak dziadek nieładnie ostatnio powiedział na ciocię Jadzię? Tak bardzo nieładnie!
-Oj, Mała… jak tak bardzo nieładnie, to może mi lepiej nie powtarzaj, dobrze?-wchodzę w rolę najlepszego pedagoga pod słońcem, choć ciekawość zżera mnie od środka prawie jak wódka 😛
-Ale dziadek nie powiedział brzydkiego słowa, tylko tak ciocię Jadzię nazwał od mięsa.
OD MIĘSA? Cholera, jednak zaczyna być ciekawie. Bo ciocia Jadzia do szczuplaczków nie należy a dziadek jest miłośnikiem zdrowego stylu życia, więc już oczami wyobraźni widzę tego faceta jak w swoim wojskowym, szturmowym stylu mówi o Pani Jadzi „pasztecik” lub „klopsik”.
-To jak? Powiedział pewnie, że wygląda jak „klops” lub „kotlecik”?- wnikam jak totalna idiotka. No własnie dlatego ja się na nauczyciela NIE NADAJĘ. Temat powinnam zamknąć a nie go drążyć. I wiem, że to nie skończy się dobrze.
-Nie! Powiedział na nią….-tu się pojawia konspiracyjny szept- BALERON.

WIEDZIAŁAM! Wybucham takim niekontrolowanym śmiechem, że zastanawiam się tylko, czy ktoś zaraz nie wpadnie do nas do pokoju. Zalewam się łzami i nie mogę się uspokoić. Dziecko spogląda na mnie ze zdziwieniem. Bo przecież „dziadek tak nieładnie powiedział na ciocię a Pani Chomiczkowa się zaśmiewa do łez”.

Jesteś do du*** pedagogiem, Chomikowa.
Cóż 😛 Nie potnę się z tego powodu.
Kiedy już powycierałam łzy i jakoś byłam w stanie poprowadzić resztę zajęć, bardzo pedagogicznie odpowiadam Małej:
-Faktycznie. Dziadek nieładnie powiedział na ciocię. Lepiej jej tego nie powtarzać, bo może być jej przykro.

Swoją drogą dziadek musi uwielbiać ciocię Jadzię 😀

——————————————————————————–
Na Audioblog jest dostępne kolejne nagranie Chomikowej. Tym razem o kolejnej niezbyt udanej randce. Natomiast w zakładce „zrecenzowane przez Chomikową” można już przeczytać całą recenzję książki „Wyspa Łza”.

Chomikowa ma sny

źródło: www.demotywatory.pl

Miewacie sny? Podobno ten, który ma wszystko dobrze poukładane w głowie ma kolorowe sny prawie co noc. Mój dziadek ma sny tylko czarno-białe… To by w sumie wiele tłumaczyło…
A moje sny są zawsze… hmmm… jakby to ująć… Niezmiernie oryginalne. Nie, nie jestem w nich wróżką, elfem, ani superhero 😛 Oprócz tych standardowych pięknych snów, z których człowiek nie chce się budzić, miewam sny, w których walczę. I to wcale nie z nadwagą, czy Oślicą 😛 Walczę o przetrwanie. Snów, w których nadchodzi huragan a ja się ukrywam w piwnicy już nawet nie chcę liczyć. Tak samo, jak snów, w których ktoś strzela do mnie i do mojej rodziny z helikopterów 😛 Ach! Nie mogłabym zapomnieć o snach, w których wykolejają się pociągi i spadają samoloty a ja próbuję uratować tych, którzy przeżyli 😛
Matko kochana… tak czytam to wszystko i sama się sobie dziwię, że dziadka, który ma czarno-białe sny uważam za psychopatę… Tak, czy siak jakoś już te moje mary senne ogarnęłam umysłem i udało mi się pokojarzyć, że koszmary miewam wtedy, kiedy w moim realnym życiu towarzyszy mi jakiś stres lub lęk. Trochę stresu i już wiem, że we śnie albo będę lecieć samolotem, który spada albo będę zbierać ludzi z torów kolejowych 😛 Ale jak wytłumaczyć sny, w których wszystko miesza się w taką abstrakcję, że nawet taki nieogarnięty Chomik nie może tego ogarnąć? Kilka tygodni temu śniliście mi się Wy, Moi Kochani 😉 Tak- dokładnie 😉 Śniło mi się, że leżałam pod kołdrą w jakimś bardzo eleganckim starym budownictwie. Wydaje mi się, że był to budynek mojej uczelni, w której studiowałam- piękne stare drewniane zdobienia na ścianach i suficie oraz dywany na drewnianych, klimatycznych podłogach. Leżałam pod tą kołdrą, było zimno i nie mogłam się ruszyć. Ktoś, kogo nie widziałam, bardzo mocno mnie do tej ziemi przyciskał. Miałam jako-taką świadomość kto to jest- to byliście Wy- zwracałam się do niektórych z Was po nickach i błagałam o litość 😀

To już mam iść na leczenie, czy jeszcze macie dla mnie tę litość? 😀

Wielu z nas snom nadaje pewne znaczenie. Mówi się, że sny coś nam wskazują a nawet przepowiadają przyszłość. Wiecie jakie ma na ten temat zdanie Chomikowa?- dokładnie- Pierdu, pierdu. Już tyle razy śniły mi się różne numery totolotka i nigdy to nie były te właściwe numerki. Żeby to jeszcze chociaż były numerki z jakimiś przystojniakami vel ciachami, ale też NIE. A ile to już razy opluwałam Oślicę w moich snach! Nawet francy już spotkać na ulicy nie mogę… Szlag by to 😉 Człowiek już się nawet specjalnie rozgląda po tych marketach, czy francy gdzieś nie ma a co rusz wchodzi na któregoś swojego „byłego”. Życie, no samo życie 😛
Jeszcze jako nastolatka wierzyłam, że mogą się spełnić sny, które przyśnią się pierwszej nocy w nowym miejscu. Zawsze chciałam, żeby przyśniło mi się coś pozytywnego, albo chociaż coś SENSOWNEGO. Ale gdzie tam! Sny ograniczały się do nauki do klasówki ewentualnie bezcelowego plątania się po okolicach bliżej nieokreślonych. Nigdy jakoś nie mogłam w tych snach zakochać się ze wzajemnością w jakimś księciu z bajki lub chociaż znaleźć kilku tysięcy PLN na ulicy. Chociaż znając swoją cholerną uczciwość i tak bym pieniądze ze łzami w oczach zaniosła na najbliższy Komisariat Policji… Lepiej, żebym ich nie znajdowała. Przynajmniej rozterek wewnętrznych nie mam 😛
Od jakiś 2-3 lat męczą mnie 2 nowe sny. W jednym z nich biorę ślub (o dziwo…), ale jakoś wcale nie jestem tym faktem zachwycona. Brak mi jakiegoś entuzjazmu przed tą całą ceremonią. Wysiadam pod kościołem z samochodu i kieruję się w stronę gości. Cały czas gdzieś mi chodzi po głowie myśl, że ja wcale nie mam ochoty tego robić. Że ja to robię tylko dlatego, bo inni tego chcą. Efekt jest taki, że wchodzę do kościoła ze łzami w oczach i to nie są łzy wzruszenia 😛 Pana Młodego nigdy nie jestem w stanie zobaczyć 😀 Ale może to wszystko wiąże się ze snem numer 2. We śnie numer 2 rodzę dziecko. Również nie jestem zachwycona tym faktem. Ale to może dlatego, że mam świadomość tego, że dziecko wychowam samotnie.
Super.
Dobra, dobra. To są tylko sny. Ruchome obrazy naszych obaw itd. Kiedy byłam teraz w Krakowie, Jola przypomniała mi, żebym koniecznie zapamiętała sen, który mi się przyśni w nowym miejscu. Mówię do niej, że znam ten zabobon, ale te sny są tak banalne, że nawet nie warto o nich wspominać. Jola z powagą sięga do szafki kuchennej i wyciąga magiczną puszeczkę z jakimiś ziołami. Przesypuje mi je do torebki foliowej i uroczyście mówi, żebym schowała to sobie pod poduszkę, kiedy będę szła spać.
-Jolu, ja wiem, że jestem po drinku, ale chyba nie jestem aż tak pijana, żeby jakieś zielska chować sobie pod poduszkę…
-Chomiczku, ja ci mówię, żebyś to schowała pod poduszkę i zobaczysz co się stanie- mówi tajemniczym tonem.
Chyba jednak byłam pijana, bo włożyłam te zioła pod poduszkę.
Najpierw przyśnił mi się mój samotny poród a jak ogarnęłam po przebudzeniu skołatane serce, to przyśnił mi się ślub, którym wcale nie byłam zachwycona.
Bajka.
Dzwoni do mnie do Krakowa Moja N.:
-Co ci się, Chomiczku śniło pierwszej nocy w nowym miejscu? Pamiętasz?- pyta jak zwykle podekscytowana.
-Ty też?!
-Co ja też? Milsza byś była.
-Śniły mi się moje ulubione dwa sny-odpowiadam na odczepnego, ale jednak jestem ciekawa, co mi ta moja wrodzona optymistka odpowie.
-Eeee tam! Wiesz jak to jest z tymi snami! Spełniają się na odwrót! Sama mi zresztą tak mówiłaś!
Z ziołami pod głową też??????
Czyli że jak? Zaliczę klasyczną wpadkę i z przymusu wezmę ślub?
Jak nastolatka?
A może te zioła są do palenia……?

Muszę się upewnić 😛

Ha! A jakie ja dopiero po tym mogę mieć SNY! Może w końcu polatam na tym smoku!

o makijażu i kosmetykach w życiu Chomikowej

Skoro pisałam niedawno, że kosmetyczki nie mają w kontaktach ze mną zbyt dużej siły przebicia, bo neguję prawie wszystko co mi do tej pory radziły, to nietrudno się domyślić, że kosmetyki do makijażu oraz sam makijaż nie spędza mi snu z powiek i nie jest najważniejszą kwestią w moim życiu 😉 Wystarczy, że chcąc poskromić moją problematyczną cerę, muszę zarzucić na twarz 3 rodzaje kremów. Na resztę trochę szkoda mi życia, cierpliwości… i może też umiejętności 😛
Moja N. natomiast ma i cierpliwość, i umiejętności, i chęci. Już w podstawówce troszkę jej zazdrościłam umiejętności plastycznych. Narysowanie kota czy psa nie sprawiało jej jakiś wielkich trudności. Coś tam pokreskowała i wychodziło, to co miało wyjść. Moje kreski za cholerę nawet nie chciały przypominać zwierzaka. Przypominały raczej stworzenie z chorobą popromienną 😛
Moja N. swój talent zaczęła wykorzystywać w sztuce wykonywania makijażu. Tak, tak Panowie- w SZTUCE. Bo nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że wykonanie profesjonalnego makijażu, to nie tylko pomachanie pędzelkiem po twarzy i pokręcenie zalotką przy rzęsach. Przeglądając pobieżnie filmy z You Tuba (które nota bene dostałam od mojej N 😛 ) z  instrukcją wykonania prawdziwego makijażu, dowiedziałam się, że nie mam niezbędnych do tejże czynności:
-przynajmniej 30 pędzelków różnej grubości, wielkości, koloru
-kilku gąbek różnych kolorów, kształtów, grubości . GĄBEK?????
-pudrów przynajmniej w 7 odcieniach (ale, kiedy ja mam karnację skóry taką samą od prawie już 30 lat, to po cholerę mi aż tyle odcieni…?)
-fluidów w odcieniach przeróżnych (tu wraca pytanie powyżej)
-bazy pod makijaż (na te moje kremy jeszcze bazę miałabym pierdyknąć???)
-jakiś takich mazi, co to mają chyba 3 odcienie i mają służyć skorygowaniu owalu twarzy (naprawdę nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa i chyba NIE CHCĘ WIEDZIEĆ)
-różu oczywiście w odcieniach wszelakich
-brązerów również w odcieniach wszelakich
-korektorów pod oczy najlepiej w 3 odcieniach (korektora kiedyś używałam w podstawówce do ukrywania błędów ortograficznych, ale tutaj…? Jakie błędy ma ukryć? Chyba tylko błąd wyboru partnera życiowego, który odznacza się podkrążonymi i opuchniętymi powiekami )
-tuszów przynajmniej 3 rodzaje
-kredek sama nie wiem po co i na co
-oraz oczywiście cieni do powiek w barwach całego świata 😛
-rany boskie… zapomniałabym o pudrze rozświetlającym 😛 Moja N.by mi tego nie wybaczyła 😉
Cały ten zestaw przypomina trochę sprzęt do robót budowlanych, ale nie… On ma sprawić, że kobiety będą piękniejsze. Dobra, dobra! Frazes, że każda kobieta jest piękna (tylko potrzeba odpowiedniej ilości alkoholu) jest oklepany i wymyśliła go chyba kobieta pokroju posłanki Pawłowicz. Bo chcemy być piękne. Chcemy się podobać, chcemy słuchać komplementów na temat swojej urody, chcemy czuć na sobie wzrok pożądania. Ktoś mi tu zaraz na pewno zarzuci, że takie postrzeganie świata i urody jest puste i proste. Może i jest, ale my sami zrobiliśmy sobie z niego bagno i musimy się nauczyć w tym bagnie poruszać. Ja również. Jak przystało na pustą i prostą babę (zaoszczędzę Wam wymyślania nowych epitetów 😛 ), dla której jedną z podstawowych wartości jest PIĘKNO, od czasu do czasu chcę wyglądać PIĘKNIE.
Wtedy zaślepiona rządzą spojrzeń i podniesienia poczucia własnej wartości, udaję się do mojej N. po make-up.
I zawsze zapominam, że to miał być OSTATNI RAZ 😀
Moja N. posiada w swoim zestawie do makijażu wszystko, co powinna posiadać kobieta. Są gąbeczki, pędzelki, pudry, kredki i wszystko inne, co już wymieniłam 😛 Zagadką tylko dla mnie pozostaje to, jak ona się w tym odnajduje… Niedawno kupiła sobie jakiś nowy tusz, który chciałam wypróbować. Korzystając z kilku minut samotności w jej mieszkaniu, podczas których usypiała swojego synka, udałam się do jej tajemnej szuflady, w której to miał leżeć TUSZ. Otworzyłam cudo i… od razu się zniechęciłam. Próbowałam ogarnąć te Desktopwszystkie drobiazgi i co rusz wzrok mi uciekał w nową przegródkę. Minęło chyba z 5 minut niepokojącej ciszy i moja N.wyłoniła się z pokoju dziecinnego:
-Chomikowa, no znalazłaś ty ten tusz, czy umarłaś?- wyrwało mnie z letargu.
-Tak! Tak! Mam już! Pewnie!-skłamałam…
Robiąc w panice większy burdel w tych jej przegródkach, niż w mojej szufladzie z bielizną, w końcu w moje ręce wpadł poszukiwany tusz. Nawiasem mówiąc stał się moim numerem jeden wśród wszystkich tuszów, które znam 🙂
Nie wiem jak ona to ogarnia, ale jednak ogarnia.
Wybierając się na Sylwestra poprosiłam chyba po raz drugi czy trzeci, aby mnie umalowała na to jakże wielkie wyjście 😀
-Mała, tylko ja cię proszę! Nie zrób ze mnie dziwki, bo ja wiem jak ty bardzo lubisz rzucać mi na powieki barwy całego świata.
-Jakiej dziwki? Przecież ja cię zawsze maluję tak jak ty chcesz!- oburza się moja blondynka.
-No niby jak ja chcę, ale masz tendencję do zarzucania mi na powieki zbyt duże ilości no wszystkiego.- bronię się odrobinkę i już zaczyna mi się przypominać dlaczego ja jednak nie stanę się miłośniczką makijażu…
-Gadasz głupoty, Chomikowa! Będziesz pięknie wyglądać! Zrobimy z ciebie bóstwo!- i już się cieszy. Nawet dla tej jej radochy warto się z nią umówić na ten makijaż 😀
-Bóstwo…? Z g***na bata nie ukręcisz…- ripostuję w swoim stylu- ale zobaczmy na cię stać.
Już po pierwszych 10 minutach mam dość. Nie chce mi się sztywno siedzieć. Kark mnie boli. Do tego powaga N.mnie przygniata.
-N.a czy ja naprawdę muszę mieć korektor pod oczami i puder? Przecież mi się pory pozamykają i pryszczy dostanę.
Jeszcze pryszczy mi brakuje:P
-Nie dyskutuj Chomikowa. Po jednym wieczorze nie dostaniesz. Siedź cicho.
Siedzę.
I mi sztywno i każdy jej dotyk jest dla mnie ciężarem nie do udźwignięcia.
-N.no ile jeszcze? Długooooo….????
-Chomik! No przecież dopiero pół godziny tu siedzisz! Jestem… no może w połowie.
-Ale mnie się siku chce.
-Dobra, to rób.
-Może jednak wytrzymam… N.tylko ja cię błagam- ogranicz to wszystko do minimum. Ja wierzę w te twoje umiejętności, ale cudów nie zdziałasz…- próbuję się już wykręcić, bo i pić mi się chce i siku coraz bardziej.
-Ale ty marudna jesteś, Chomikowa, wiesz?
WIEM!
-A ty uparta niemiłosiernie, wiesz?
Tośmy sobie powrzucały.
Zeszłam z krzesełka po 1 godzinie i 15 minutach ze zdrętwiałym tyłkiem, obolałym karkiem i pełnym pęcherzem.
-Wyglądasz bosko, Chomikowa- oznajmia pełna dumy i radości moja N.
-Cieszę się, ze chociaż w makijażu 😛 A teraz wypad mi z tej łazienki, bo muszę usiąść na toalecie. Później się pozachwycam nad sobą i twoim dziełem.
Dobra,przyznaję, że po lekkim otrzepaniu twarzy z pudru, wyglądam lepiej, niż zwykle. No wyglądam. Wszystko jest dopracowane, wychuchane i pasuje do typu urody. Ale na litość boską ponad godzina w łazience?!  Przecież przez ten czas można stworzyć prawie całą notkę na bloga! Można książkę poczytać, popłakać, pośmiać się, zakochać się. No nawet dzieciaka można spłodzić! I pomyśleć, że niektóre kobiety tak codziennie… Każdy poranek przed pójściem do pracy, czy szkoły…
Może i jesteś, Chomikowa brzydsza, ale na pewno  wyspana i spokojniejsza 😉

——————————————————————————
Jola z Audiobloga przypomina (czuwa kobieta, CZUWA 😉 ), że pod poprzednią notką możecie w komentarzu wpisać pytanie, które mi zada podczas wywiadu za kilka dni. Każde pytanie zostanie przeczytane wraz z imieniem autora (nickiem) i nazwą jego bloga. Zapraszamy 🙂