Tyle ludzi, będąc na wakacjach w Bułgarii, wybiera coś więcej i kieruje swoje kroki w stronę Istambułu. Dlaczego więc i ja nie miałabym spełnić mojego marzenia i nie zobaczyć miasta leżącego na granicy dwóch kontynentów? Przecież taka okazja może się już w moim życiu nie powtórzyć. A ja nienawidzę nie korzystać z okazji, które stoją mi pod nosem.
JADĘ. Będę w końcu rozkapryszoną turystką i POJADĘ.
-Szefowo maaa……..-zaciągam jak standardowy pracownik korporacji, który żyły sobie wypruwał i raptem zamarzyły mu się AŻ 2 dni wolnego.- To mój ostatni tydzień tutaj. Wiesz, że o nic przez ten czas nie prosiłam. Tak teraz cię proszę. Nie, ja cię nie proszę, ja cię BŁAGAM. Potrzebuję dwóch dni wolnego.
-Na co?
-Na Istambuł…
-Jedź.
Tak po prostu…?????
Mało mam czasu na zorganizowanie sobie spełnienia marzenia… Wszystko mi komplikują turyści, którzy ciągle coś gubią i ciągle po coś niezmiernie ważnego do mnie dzwonią. W pośpiechu udaje mi się załatwić bilet. W pośpiechu umawiam się z moimi dziewczynami na zwiedzanie i w pośpiechu otrzymuję informację o miejscu zbiórki. Jestem tak zaaferowana tym, że jadę w to niesamowite miejsce z ludźmi, których uwielbiam, że… gubię bilet i nawet wiem gdzie…
-Misho, rany boskie- dzwonię do biura godzinę przed zbiórką- zgubiłam bilet.
-Jak to się stało?- dopytuje
-Czy to naprawdę takie ważne? Zdarza się! Turyści ciągle gubią, to i ja zgubiłam. W tej chwili pewnie spływa gdzieś do Morza Czarnego. Nie zadawaj, proszę więcej pytań.
-Nie śmiałbym. Jedź. Załatwione.
Ufff.
Pędzę na dworzec. Siadam na ławce, rozglądam się dookoła i tak mi dobrze… Z błogiego stanu wyrywa mnie dźwięk telefonu.
-Chomikowa! Cholera jasna! Gdzie ty jesteś?!- krzyczy mi do słuchawki koleżanka.
-No jak to gdzie? Czekam na was na Dworcu Centralnym- odpowiadam z rozbrajającą szczerością.
-Jakim dworcu? Miałaś być na przystanku w centrum a nie na Dworcu Centralnym!
O fuck…
Jakie to szczęście, że tutaj prawie wszędzie jest blisko.
Zdyszana dobiegam do autokaru. Siedzenia są numerowane i przydzielone. Oczywiście przydzielono mi chłopca. DUŻEGO. Zajął połowę mojego fotela i cały swój. Kiedy spał, to piszczał. Jak można się domyślić- ja nie spałam…
Nad ranem docieramy do hotelu, w którym czeka na nas śniadanie. Z okien restauracji rozciąga się widok na port Morza Marmara. Dopiero wschodzi słońce. Statki tak pięknie mienią się na wodzie tysiącami świateł. Przed portem widzę masę czerwonych dachów z od niechcenia wystającymi antenami. Jak w filmie… Wierzyć mi się nie chce, że może być tak pięknie.
-Chomiczku mój, zobacz jak cudownie. A to dopiero początek!- w pełni zachwytu krzyczy do mnie moje Agniątko.
-Widzę, przecież widzę…- i gdzieś w gardle grzęzną mi słowa.
Najpierw jedziemy zatłoczonymi ulicami do Błękitnego Meczetu. Staję na placu pomiędzy Błękitnym Meczetem a Hagią Sofią i uwierzyć nie mogę w to, że jestem w tym miejscu… Wiedziałam, że będzie pięknie. Wiedziałam, że… ale łzy jakoś gdzieś same…
-Ty mi tam nie becz ukradkiem, bo ja wszystko widzę, tylko wyjmij aparat i RÓB ZDJĘCIA, Chomikowa.- do porządku mnie przywołuje Agniątko.
Dobrze, już dobrze! Jak to dobrze, że jest ktoś, kto mnie przywołuje do porządku 😛
Oczywiście, aby wejść do Błękitnego Meczetu, muszę mieć wszystko pozakrywane. Dostaję coś, co przypomina spadochron z kapturem i zakładam to na siebie. Świątynię przykrywa przepiękna kopuła. Wznoszę cały czas głowę do góry, przez co z głowy spada mi chusta. Nawet tego nie poczułam, ale usłyszałam karcące krzyki jednego chyba z pracowników. Nie znam wielu słów z języka tureckiego, ale jego krzyk i wymowne wymachiwania rąk od razu dały mi do zrozumienia, że cholernie mocno grzeszę i NATYCHMIAST muszę założyć chustę na głowę, bo jeśli tego nie zrobię, to grozi mi co najmniej ukamienowanie 😛
Pomiędzy zwiedzaniem Hagii Sofii a Topkapi mamy niecałą godzinę wolnego.
-Proszę państwa! Ci, którzy wykupili zwiedzanie Topkapi, spotykają się tutaj o godzinie 13.00 a ci, którzy wykupili tylko rejs po Bosforze, mają czas do 18.00- wykrzykuje do nas pani przewodnik.
-To na którą ci, co mają tylko rejs po Bosforze?- pyta jeden z turystów.
-Na 18.00, proszę pana. Tylko proszę się nie spóźnić.
-A ci, co zwiedzają Topkapi?- dopytuje jeszcze inny.
Nie wytrzymam. Jak z dziećmi.
Na zbiórkę się spóźniam.
Jak dziecko.
Mea culpa.
Egipski Bazar uderzył mnie swoim ogromem i głosami ludzi w sam środek klatki piersiowej. Tysiące przypraw, dziesiątki ryb, owoce morza, słodycze, herbata, kawa i setki ludzi.
-Skąd jesteś?! Piękna! Spróbuj tej chałwy!- tak zachęcają do zakupów Turcy. Jak mi tego brakowało! Jak na to czekałam! Próbuję wszystkiego, co podsuwają mi do ust. Jestem kompletnie oszołomiona zapachami i kolorami. Jakby mi któryś z nich powiedział, żebym poszła z nim do domu, to poczłapałabym za nim, jak naiwna owieczka za pasterzem.
Kupiłam chałwę i dziesiątki przypraw.
Może nauczę się gotować? 😛
W pośpiechu biegniemy do autokaru.
Gdzie jest do cholery moja bluza?!
-Pani Przewodnik! Proszę Pani!- ja w poprzednim autokarze zostawiłam bluzę! Gdzie jest poprzedni autokar?
-A mówiłam, Pani Chomikowa, żeby niczego nie zostawiać, bo już tam nie wrócimy, no mówiłam przecież!- karci mnie przewodniczka.
-No może i pani mówiła, ale ja… ZASNĘŁAM przecież nooo…
-Przecież pani jest rozkojarzona, jakby pani zakochana była! Albo i gorzej!
Nie zaprzeczam! Bo jestem! Jestem zakochana bez pamięci w tym klimacie tego wielomilionowego miasta. Miasta, w którym mężczyźni biją się na przystanku autobusowym tylko dlatego, bo jeden drugiemu podał złą godzinę. Miasta, w którym czerwone światło na ulicy nie istnieje. Miasta, w którym na ulicy mijają się czule tulące się do siebie zakochane pary oraz kobiety całe zakryte z burkach. Miasta, w którym wbrew pozorom każdy ma prawo poczuć się jak u siebie.
-Pani Chomikowa, pani może niech się trzyma blisko mnie, bo mam dziwne przeczucie, że mi tu pani gdzieś zginie. Gorzej, niż turysta. Pani rezydent. Pięknie, Pani Chomikowa!- znów mnie karci przewodniczka.
Kiedy ja zakochana… Zakochanym się wybacza! 😉
-Jak było w Istambule?- pyta Dan.
-Było… idealnie, wiesz?
-Tak mało ideałów w naszym życiu, prawda? Dobrze cię tu znów widzieć, Chomikowa.
Oj tak, Istambuł to ponoć miasto jedyne w swoim rodzaju, gdzie teraźniejszość żyje równolegle z przeszłością…
Uwierz mi! Przewodniki się nie mylą.
a spróbuj któremuś turyście wypomnieć spóźnienie, brak biletu lub zgubienie czegoś…;D
No właśnie! 😀
Ależ Ci zazdroszczę tego co zobaczyłaś ….
Nie ma,co zazdrościć,tylko trzeba jechać! 🙂
kiedyś się wybiorę 🙂
a właśnie cieszę się, że sama nawiązałaś do tego zakochania bo już chciałem pisać…Twój styl poetycki tak bardzo stał się patetyczny, że zakochanie to uszami musi się z ciebie wylewać ;]
Bo to już tak jest z zakochaniem-wylewa się uszami 😉
Chyba jeszcze nigdzie nie przeczytałam postu tak pięknie przedstawiającego Istambuł. Aż chce się wsiąść w autokar i jechać… 🙂
Autokarem może być ciut za długo, Aniu 😉 po takiej wycieczce autokarem na bank Istambuł nie wzbudziłby zachwytu 😉
cała Ty 😉 jak ja „uwielbiam” chrapanie,sapanie,piszczenie,zgrzytanie zębami…brrrrrrrr
Wiesz… Jak piszczy, chrapie ktoś,kogo kochasz…to sprawa ma się inaczej 😉
ojjjjj nie dla mnie – takie odgłosy wyzwalają we mnie mordercze instynkty 😉 🙂
No wiesz? 😛
wiem,że jak jestem niewyspana to się robię wredna 😀
To już nie wiem co lepsze- czy wredna, czy marudna jak ja 😉
Istambuł – wpisany na listę miejsc do odwiedzenia! A chałwę proszę mi wysłać – uwielbiam 🙂
Była tak pyszna, że już zeżarta… Wybacz,błagam 😉
ale Ci zazdraszczam …:))))
SUPER!!!:DDDD
Arte, no cały dzień myślałam o Tobie!
P.S. możesz zazdrościć, bo jest czego 😉
wow, w końcu ktoś o mnie pomyślał :))))
naprawdę Ci zazdroszczę – wiesz jaką mam ochotę wszystko pozostawiać i na miesiąc pojechać przed siebie, chcę Turcji, Rumunii, Bułgraii i Węgier….
tak na początek, na rozbujanie…..
Na miesiąc może niekoniecznie… ale na tydzień… Jak się tlyko chce, to można bardzo wiele 🙂
Nie no Chomikowa nie mogę sobie tego Dana darować. Wiem popadłam w beznadziejny romantyzm na chwilę ale no…Może Ty nie tylko w mieście jesteś zakochana?
Oj, Jane… dobra jesteś 🙂 Troszkę pomarzyć można a nawet i trzeba 🙂 Ja zakochana…? Może… Może zauroczona a może po prostu zbyt samotna ostatnio. A Istambuł tylko pogorszył sprawę…?
Ja Cię rozumiem… naprawdę bardzo rozumiem. Takie zauroczenie może przejść w coś poważnego o ile dwie strony będą chciały… Ja tam mam nadzieję i trzymam kciuki:)
To już puść Jane… 🙂 Jestem sama i nie zanosi się na poprawę stanu rzeczy.
Przydałaby się ikonka z przewracaniem oczu… No trudno nie przekonam Cię ale może jeśli nie teraz to za kilka lat… kiedyś w przyszłości.
Hahaha. Tak, tak- mnie tej ikonki też tu brakuje 😉 Ale mnie tym razem Jane nie musisz przekonywać. Ja jestem przekonana.
Nominowałam Cię do nagrody Liebster Blog Award. Rzecz jasna nie ma przymusu zabawy, ale miło by było ;-))) Jak nie chcesz nikogo nominować to chociaż odpowiedz na pytania. Nie chcesz i tego, to przynajmniej wiedz, że Cię lubię ;-))).
http://subiektywnekomentarze.blogspot.com/2015/10/order.html