Rodzicielka zaczyna się coraz bardziej niepokoić. Jak jeszcze 2 lata temu słyszałam, że mam duuużo czasu na to, żeby się kimś związać, i żebym się takimi bzdurami nie zamartwiała , „bo na pewno ktoś się nawinie” i w ogóle „jest masa ważniejszych spraw w życiu”, tak od kilku miesięcy dostrzegam w oku matki własnej obawę.
Nie lubię, kiedy Rodzicielka ma obawy, bo granica między obawą a zatruciem mi życia jest ledwo dostrzegalna. Będzie mnie zamęczać, dawać złote rady, póki nie zmięknie mi serce i nie ulegnę…
Od ostatniego pojękiwania, że mogłabym sobie kogoś znaleźć, czekałam tylko na jakiś mały wybuszek niezadowolenia, że NIC z tym NIE ROBIĘ. No i się doczekałam. Kilka dni temu ni stąd ni zowąd pada długo wykluwająca się myśl:
-Dziecko! A ty nie możesz iść gdzieś do jakiejś galerii i rzucić pod nogi jakiegoś faceta książki?- Że niby tak przypadkiem i coś?
Wolę jednak nie reagować. Udam, że nie słyszałam, bo zaraz będę musiała jej tłumaczyć, że życie to NIE KOMEDIA ROMANTYCZNA, a nie mam na to ani siły, ani ochoty.
-Nie udawaj, że mnie nie słyszysz! Matka do ciebie mówi! Idź gdzieś i rzuć jakieś książki pod nogi jakiegoś faceta! Tak się robi!
-Ciebie już kompletnie pogięło?! KTO tak robi? Chyba te siksy, co zrobieniem loda chcą zarobić na nową sukienkę! OGARNIJ SIĘ.
-O, widzisz! Taką ładną sukienkę ostatnio widziałam dla ciebie… – nie daję matce swojej własnej dokończyć zdania, które bezmyślnie zaraz wypłynie z jej ust i paraliżuję ją wzrokiem.- No dobra, wcale nie była taka ładna… Ale co ci szkodzi spróbować? A może kogoś poznasz?
-MATKA! Jak ty to sobie wyobrażasz, że tak niby przechodzę i rzucam niby przypadkiem mu jakieś gazety pod nogi?
-Nie gazety, tylko KSIĄŻKI! Żeby wiedział, żeś OCZYTANA i chodzisz do księgarni!
-Kiedy ja ostatnio już NIE CHODZĘ, bo mnie dołują ceny książek i się tylko tam wkurzam.
-Dziecko, nie wymyślaj.
-Nie, ciebie już kompletnie pogięło- odpowiadam tonem kompletnie załamanym i zrezygnowanym.- Nie uważasz, że to troszkę trąca DESPERACJĄ?!
-Może troszkę, ale nie jesteś zdesperowana?
-Wiesz co? SPADAJ.
Zamykam dyskusję, trzaskam tyłkiem i udaję się do siebie.
Dni mijały a my do tematu na szczęście nie wracałyśmy. Wczoraj wybrałam się na basen. Zrelaksowana, zadowolona z życia i z faktu, że kilkanaście kalorii z mojego tyłka poszło precz, płacąc w recepcji za parking tak mi się poplątały paluszki, że portfel wypadł mi z rąk a z niego wszystkie monety…
W recepcji stało 3 panów. Jak myślicie? Ktokolwiek pomógł mi te pieniądze zbierać?
Dobra odpowiedź.
O sytuacji oczywiście z niesamowitą satysfakcją opowiadam Rodzicielce. Z posępną miną wysłuchała opowieści, na co do kuchni wbiegł Przyszywany Ojciec, który z radością małego dzieciaka podsumował podsłuchaną rozmowę:
-Pewnie, że nikt nie pomógł! Ty, Chomik głupia jesteś! To baby są od sprzątania a nie chłopy!
Dobrze mieć pod jednym dachem chociaż jednego chłopa. Poszerza perspektywę 😛
kobieta trudna do kochania
Związek Wiecznie Niezadowolonej i jej faceta dostarcza mi całą masę emocji. Jeszcze nie znałam osobiście faceta a już znałam całą burzliwą historię ich związku, ich wspólne fantazje seksualne oraz poznałam imiona większości facetów, z którymi ów ukochany został zdradzony…
Nadszedł długo wyczekiwany dzień, kiedy w końcu poznałam Rogacza. Okazał się miłym, uśmiechniętym i utalentowanym artystycznie człowiekiem. Szczerze go polubiłam. Co więcej! Nawet trochę współczułam, bo jeśli facet pozwala sobie na to, żeby dziewczyna systematycznie go zdradzała a wcale sobie z tym nie radzi (środki nasenne w szufladzie), zasługuje już tylko na współczucie…
Z biegiem czasu Wiecznie Niezadowolona informowała mnie o swoich związkowych kłopotach. A to o tym, jak przeczytał jej wiadomości na fb, w których znajoma umawia się na spotkanie z dawno niewidzianym kolegą; a to o próbach rozstania, które doprowadzało chłopaka do rozpaczy; a to o decyzji Wiecznie Niezadowolonej wyjazdu do UK w celach zarobkowych, która skutkowała cichymi dniami i rozpaczą Rogacza. Chłopak po tych wszystkich opowieściach jawił się jako naprawdę sympatyczny i miły, ale niestety z zaburzonym poczuciem własnej wartości lub innym emocjonalnym problemem…
Ostatnio dostałam wiadomość od Wiecznie Niezadowolonej.
-Chomik, ja mam kur*** mać dość tego wszystkiego. Czuję, że mam depresję.
Znajoma ma skłonności do przesady jeszcze większe, niż ja tutaj, więc tę jej depresję dzielę przez 10 😛 Ona po prostu szuka zrozumienia…
-No co się znowu dzieje? Rogacz znów ma jazdy?
-Ej, no Chomik! On musi zrozumieć, że ja normalnej pracy w tej mojej dziurze nie znajdę a jak mam być kelnerką, to wolę być kelnerką w UK. Posiedzę tam pół roku i wrócę. Niech nie sieje paniki i nie rozpacza.
-Ale wiesz, czemu on rozpacza- bo sobie tam znów kogoś znajdziesz.
-O matko! Sam dzisiaj poszedł na spotkanie z jakąś tam koleżanką. Niech idzie!
-O! Czyli mówisz, że jest szansa, że będziesz mogła wylecieć bez żadnego bagażu?- troszkę żartuję, żeby rozładować chorą atmosferę, która już nie po raz pierwszy mnie męczy.
-Właśnie! Ja już mam dość tego uwiązania! Ja ci, Chomik cholera jasna zazdroszczę! Robisz, co chcesz i na nikogo nie musisz się oglądać.
-Jakieś plusy może i są… Ale to ty mi powiedz po jaką cholerę ty z nim jesteś?
-Mówiłam ci, że facet dobrze zarabia. Z głodu nigdy razem nie umrzemy. No i po miesiącu rozstania ja zaczynam za nim tęsknić. Już to przerabialiśmy nie jeden raz,
No masz ci.
-Dobra, Chomik. Czas się zwijać z domu. Idę na basen. Nie chcę go dzisiaj widzieć po tym jego spotkaniu z tą lafiryndą.
Nie chce mi się dziewczynie znów tłumaczyć, że ich związek jest toksyczny a sama ma do niego pretensję o coś, co mu funduje od lat. To jest CHORE, ale ja nie jestem od tego, żeby jej to wszystko znów naświetlać.
Mijały godziny. Przed północą dostaję wiadomość:
-CHOMIK! Cholera jasna! Error! Error! Error! Rogacz przeczytał naszą ostatnią wiadomość na fb! ERROR do kur*** nędzy! Wybiegł z flaszką z domu! On się teraz powiesi. Na bank.
Zbladłam. Na nic mój makijaż i pięknie podkreślone oko. W ciągu minuty wyglądałam jak WIDMO. Mimo świadomości, że dziewczyna kocha przesadzać, ja pamiętałam, że chłopak ma skłonności do depresji i rozpaczy, a ten zestaw w obecnej sytuacji nie wróży NIC dobrego. W panice wybieram numer Wiecznie Niezadowolonej.
– Co ty opowiadasz?! Jak to przeczytał naszą wiadomość?!
-No normalnie przeczytał. Jak zwykle- oznajmia najzwyczajniej w świecie, tak jak o przygotowaniu herbaty do śniadania…
-To ty jesteś z tym gościem 10 lat, wiesz, że ci grzebie w fb i NIE KASUJESZ wiadomości?!- krzyczę zrozpaczona- I co teraz? Myślisz, że ja będę teraz miała faceta na sumieniu?!
-Wybacz, Chomik… zapomniałam tym razem skasować.
-ZAPOMNIAŁAŚ?! Dziewczyno! Ty kiedyś zginiesz! I co ty robisz w domu?! Idź go szukać!
-Nigdzie nie idę. Jak jest głupi, niech się wiesza- oznajmia ze stoickim spokojem.
-Nie rób sobie jaj! Ja mam do was prawie 300km! Z moim Pędzidłem będę u was najwcześniej za 3h! Musisz iść go szukać! I ja mam dość waszego związku! Wykończycie mnie!
-Spoko, Chomik. W końcu przyjdzie. On nawet nie ma gdzie iść.
-Ale może się zapić i zasnąć gdzieś nad jeziorem! Zima jest i zamarznie! Ty myślisz, że co? – Że pierwsze wiadomości, które jutro przeczytam na Onecie będą dotyczyć zwłok twojego faceta?! Idź go szukać!
-Nigdzie nie idę.
Jestem załamana…
-Będziemy go mieć na sumieniu! I dlaczego ty z nim jesteś do cholery?! Ja bym nie wytrzymała z kimś, kto mi ciągle grzebie na fb!
Powiedziała 30-letnia singielka! 😛
-Ja też nie wytrzymuję. Dlatego pieprzę to, czy się powiesi, czy nie.
-Matko kochana… Ale to chociaż daj mi znać, jak wróci do domu, dobrze? Nie chcę mieć nikogo na sumieniu…
-Eee, na sumieniu… Ale mogę ci zagwarantować, że jedną z jego ulubionych koleżanek na pewno już nie jesteś, cieszysz się?-pyta się z charakterystyczną ironią- Oczywiście, jak tylko się pojawi, to ci napiszę co i jak.
Wrócił w nocy. Kompletnie nietrzeźwy. Coś podobno mamrał, że nienawidzi kobiet.
Trudno. Widocznie nie jesteśmy stworzone do kochania 😛 Ja już się z tym pogodziłam 😛
w gości, to ja się nie nadaję…
Kiedy byłam dzieckiem, czy nastolatką, nienawidziłam sprzątać. Łóżko wyglądające, jakby szalało po nim stado dzikich zwierząt, czy szafa, z której w kształcie wodospadu wylewają się ubrania, były w moim pokoju krajobrazem dość powszechnym 😛
To były koszmarne lata dla mojej Rodzicielki, która jeśli chodzi o porządki jest niestety koszmarną pedantką. Prosiła, groziła, błagała, ciuchy na podłogę wyrzucała… Żadne argumenty mniej lub bardziej przyzwoite do mnie nie przemawiały. Po najdalej 4 dniach od generalnych porządków, po moim pokoju wesoło hasał świeżuteńki burdel.
Chomikowa dorastała, poglądy się w niej ugruntowały a i podejście do porządku i ładu zaczęło przybierać nowy, lepszy wymiar. Porządkowanie życia osobistego szło w parze z porządkiem we własnym mieszkaniu. Im bardziej byłam wściekła na któregoś z moich facetów, im bardziej zdołowana ich infantylnym zachowaniem, tym częściej sięgałam po odkurzacz, mop i spray przeciwko kurzowi. Nic tak mnie nie relaksowało, jak sprzątanie. A że rozstań było u mnie sporo, złamań serca również, porządek w mieszkaniu utrzymywał się na poziomie stałym, aż pielęgnowanie czystości weszło mi w krew.
Rodzicielka jednak miała ciągle spore wątpliwości…
Za każdym razem, kiedy kobieta wchodziła na moje ukochane pięterko, zawsze znajdowała coś, co da się doczyścić, uprzątnąć, dopolerować, zamieść, dopieścić.
Rzucić granat.
Dobra, pedantką nie jestem. Nie musi wszystko się świecić jak tyłek pawiana. Nic się nie lepi, nic nie przywiera do podłoża, nic nie śmierdzi, więc Rodzicielki nie rozumiem. Kobieta doprowadziła już do tego, że jak tylko jestem zaproszona do czyjegoś domu, to od razu robię test białej rękawiczki 😛 W żadnym domu nie jest tak sterylnie, jakby tego oczekiwała moja Rodzicielka. Zawsze w łazience znajdzie się kamień, na półkach będzie mniej lub więcej kurzu a w kuchni będą czekać naczynia do zmywania. Kiedy byłam w Budapeszcie, pierwsze na co zwróciłam uwagę po wejściu do łazienki, to kurz na półkach i kamień w brodziku prysznicowym. Cholera jasna!- ocknęłam się. To CHORE! Nie można szukać u ludzi brudu! Nie można skupiać się na tak trywialnych sprawach! Zamiast się cieszyć, że mam dach nad głową, żarcie podstawione pod nos, to ja szukam BRUDU.
Dziękuję, mamusiu za to skrzywienie na psychice 😛
Kilka dni temu, Rodzicielka wczołgała się do mnie na piętro. Ja już zesztywniałam. Wiedziałam, że zaraz znajdzie jakąś pajęczynę czy kłębek kurzu i nasłucham się jaki mam nieporządek.
-Chomiczku, pozwól do mnie na chwilę! Tylko się nie denerwuj!-woła Rodzicielka. A ja już jestem nabuzowana.
Idę i patrzę a moja własna, rodzona Rodzicielka stoi w mojej łazience. Przyszła znaleźć kurz. To jest jak narkotyk. Bez tego nie da się żyć.
-A ty co robisz w mojej łazience? Twoja jest większa, więc sobie tam idź a nie mi tu wynajdujesz brud-atakuję, bo już widzę, że będzie reprymenda.
-Chomiczku, no zobacz… wszędzie tak czysto a tu w kąciku pod kaloryferem tyle kurzu.
Gorąco mi się robi.
-Czy ja naprawdę nie mam czysto?! Czy ja gdzieś mam bałagan?! NIGDZIE nie mają tak czysto, jak JA! A ty przychodzisz i się czepiasz! Gdzie ty masz kurz? No gdzie?!- schylam się i szukam tego cholernego kurzu. NIE WIDZĘ.
-Ale co ty się tak od razu denerwujesz? Nie krzycz na matkę. Tak czyściutko masz po tym remoncie w łazience, to aż wstyd, żeby pod kaloryferem był kurz.
Kładę się na podłodze, bo inaczej tej cholernej WARSTWY kurzu NIE ZOBACZĘ. No jest. Zaraz przy ścianie. Taka ilość, że widać ją tylko na leżąco. Jak ona to zobaczyła ze swojej pozycji??? Może też się specjalnie położyła na kafelkach? NIE SPRZĄTNĘ TEGO. JEST BUNT.
–Idź mi stąd! Jak masz do mnie przychodzić tylko po to, żeby szukać brudu, to w ogóle nie przychodź.
-Nie krzycz na matkę!
-Ja już jestem przez ciebie spaczona! Chodzę po domach i szukam brudu! To nie jest normalne! Ty nie jesteś normalna! To się LECZY!
-Jak ja bym miała chodzić ze wszystkim do lekarza, to…
-Tak, to by cię zamknęli w psychiatryku.
Ciekawe, czy tam mają czysto. Jakbym poszła do niej w odwiedziny, to na bank bym to obczaiła 😛
niebezpieczny seks
Co wam przychodzi na myśl jak słyszycie słowo „seks”? No zboczuchy kochane, CO? 🙂 Kto jest tutaj anonimowo, niech mi się od razu przyzna a kto nie jest i ma odwagę, niech się również przyzna 😉 Może ktoś tutaj nawet okaże się ekspertem i uświadomi PRUDERYJNĄ Chomikową o co w tym wszystkim chodzi…
Byłam ostatnio troszkę można rzec zmuszona przyjrzeć się z bliska transakcjom kupna-sprzedaży produktów erotycznych. Nie pytajcie po co i na co, bo i tak nie uwierzycie. Jeśli bardzo chcecie, to możecie przyjąć, że chciałam sobie zrobić mega zapas tychże produktów dla użytku własnego 😛
Otworzyłam pierwszą lepszą stronę internetową z gadżetami erotycznymi i… oczy otwierały mi się z każdą minutą coraz szerzej. Dobra, jak jeszcze pompki powiększające penisa, silikonowe pierścienie na penisa, różnego rodzaju wibratory i koronkowe lub lateksowe wdzianka nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, tak zatrzymałam się na dłużej przy korku analnym (MEGA KOREK ANALNY! krzyczała reklama) uwaga… z lisim ogonem od strony uchwytu. Patrzyłam na to podejrzliwie i z lekkim powątpiewaniem. Bo że JAK? Że KOREK? Korki to ja znam od zlewu, ale to chyba nie o to chodzi… no i ten LISI OGON. Zahaczamy o zoofilię? Naprawdę kogoś może to kręcić? Myślałam, że takie rzeczy tylko w tych krajach Bliskiego Wschodu, ale jak widać MYLIŁAM SIĘ.
Płynnym ruchem myszki (KOMPUTEROWEJ! 😉 ) przeszłam do kulek gejszy. Spoko. „4 kulki o różnych gramaturach, które podczas ruchu wywołują intensywne łatwo wyczuwalne drgania. Produkt jest bardzo cichy, dzięki czemu możesz używać go kiedy zechcesz”. Jak to kiedy zechcę? I wibrują? Normalnie idę do sklepu a one WIBRUJĄ? Przecież ja bym kroku z tym zrobić nie mogła. Nogi bym połamała podczas wchodzenia po schodach. I jak to tak ciągle „bzzzz… bzzzzz… bzzzz”. Oszaleć by można było 😉
Najlepsze „zabawki” były jednak dopiero przede mną. Pompka do sutków to tylko jedna z nich (SERIO????), pompka do pochwy również. Zaniemówiłam na… zestawach do lewatywy. To rozumiem, że jako gra wstępna…?
-Kochanie, czy mógłbyś mi tu włożyć. Odpowiednio ci się wypnę a ty potem puścisz wodę.
-Mrau… kochanie (tutaj namiętny klaps w pośladek) ależ oczywiście… a potem razem wszystko posprzątamy.
Źle to sobie wyobrażam???????
Perełka na sam koniec- to chyba tylko dla KONESERÓW. Wziernik ginekologiczny. Automatycznie założyłam nogę na nogę a nieustający szok otworzył mi usta tak szeroko, że ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy zaschło mi gardle 😛 Trzeba było mnie zobaczyć przed tym monitorem.
To ja w gabinecie ginekologicznym aż się kurczę sama w sobie, kiedy widzę wziernik, a on służy jako zabawka erotyczna??? Przecież tym można krzywdę zrobić! Błagam, powiedzcie mi, że to jest jednak sprzęt dla studentów medycyny!
Nie…? SIET.
Naprawdę to wszystko ludziom sprawia przyjemność? To ja się do seksu nie nadaję. Moim „byli” się mylili 😛
Nawet czuję, jak rymuję 😀
bo baby są głupie…
Kilka ładnych lat temu poznałam kobitkę. Już nie ma znaczenie gdzie. Znaczenie ma to, że kobitka jest energiczna, miła i naprawdę ładna. Tylko inteligencją nie grzeszy, ale o tym za chwilę.
Odkąd tylko pamiętam, w rozmowach wspominała o swoim narzeczonym. Jak to on ją BARDZO mocno kocha, jak świata poza nią nie widzi i jak bardzo chce dla niej wszystkiego co najpiękniejsze, najlepsze i najdroższe. Poza tym narzeczony przychodzi do niej na kolację, narzeczony idzie do lekarza, narzeczony zmienia pracę, narzeczony potrzebuje pomocy, pogłaskania, posprzątania, poklepania po plecykach i innych rzeczy na „po”. Podpalenia w szczególności.
Słuchałam cierpliwie. Ba! Nawet wykazywałam zainteresowanie. Jednak spokoju nie dawał mi fakt, że jeszcze nie słyszałam, żeby wspólnie spędzili urlop, o weekendzie nie wspominając. No i czemu do cholery ta kobitka wynajmuje ciągle mieszkania, skoro facet jest właścicielem kilku nieruchomości, które oczywiście wynajmuje????? A że bywam osobą bezpośrednią i czasem może zbyt ciekawską 😉 zaczęłam temat drążyć i drążyć. Na początku odpowiedzi były wymijające, ale po jakimś roku, znajomej się chyba ulało i ze łzami w oczach wypaliła:
-Chomikowa, tyle poświęciłam temu Grześkowi* a on wciąż nie może się zdecydować.
ZDECYDOWAĆ????
-Ej, ej! O czym ty tu mówisz? O jakich decyzjach, hm?- pytam spokojnym tonem, żeby jej nie wystraszyć, bo zapłakana kobieta to płochliwe stworzenie.
-No pomiędzy mną a tamtą.
Rozkosznie.
Jak się okazało, ukochany Grześ jest w związku z jakąś tam kobietą. Są razem od…. Uuuu… Przynajmniej 10 lat a moja znajoma… cóż… od jakiś 5 lat wstecz stała się jego kochanką.
Popatrzyłam na tę kupę nieszczęścia, które siedziało skulone na krześle i wierzyć mi się nie chciało, że tyle lat można czekać na coś, co za cholerę NIE NADEJDZIE.
-5 lat? Naprawdę 5 lat? Ale on ci coś obiecywał, czy jak?- pytam zszokowana dokumentnie i próbuję znaleźć jakieś rozsądne wytłumaczenie tej głupoty.
-Tak, bardzo obiecywał na początku. I tak kochał i tak pięknie zapewniał o tej miłości, ale od jakiś 3 lat już mi nic nie obiecuje, tylko mówi, że kocha. I wiesz, ja go też tak mocno kocham. Bo to musi być miłość…. Wiesz?
Oczy otwieram już tak szeroko, że aż dostrzegam plamy na suficie. Matko kochana! To nie jest ta kobieta, którą znałam! Gdzie rozsądek?! Gdzie się podziała jej inteligencja?! PODMIENILI MI KOLEŻANKI!!!!
-Ale zaraz, zaraz! Jak mam już być tak z tobą szczera, to ja nie wiem czy ty masz w ogóle jakieś oparcie w tym człowieku! Dlaczego on ci nic nie pomagał w walce o mieszkanie? Skoro tak kocha, to mógłby chociaż pozwolić ci mieszkać w którymś z tych jego mieszkań! Czemu jak rok temu leżałaś w szpitalu, to on odwiedził cię tylko raz? Dziewczyno, czy to naprawdę jest MIŁOŚĆ?
-Chomikowa, a czy ty cokolwiek wiesz o miłości?!-pyta zdenerwowana. A ja się zamykam na amen. Może nie wiem jak wygląda prawdziwa miłość, ale na pewno wiem, że tak wyglądać nie powinna. W ciężkim szoku wychodzę z pokoju i próbuję ochłonąć.
Mijały lata. Do tematu już wolałam nie wracać, bo nie chciałam wywoływać u koleżanki agresji. Czasem tylko ręce mi opadały, kiedy słyszałam, że idzie do niego do domu, wypielić mu ogródek, albo kupiła mu nową kurtkę, samej sobie odejmując od ust któryś z kolei obiad. NUDA. Po prostu NUDA.
Jednak jakiś czas temu, szlag mnie trafił.
-Chomikowa, natychmiast potrzebuję podwózki do szpitala- dzwoni znajoma.
-Matko, co się dzieje? Pewnie, że jedziemy! Już do ciebie jadę!
-Nie mnie, tylko Grzesiowi. Od wczoraj ma jakieś duszności, więc poruszyłam wszystkie znajomości, żeby go dzisiaj w końcu przyjęli na oddział.
Wzdycham głęboko. Ciągle tylko wzdycham. Ja to muszę mieć świetnie dotleniony organizm 😛
W sali szpitalnej dziewczyna lata naokoło faceta jak nieprzytomna. Ja się tylko zastanawiam, gdzie jest ukochana, z którą Grzesiu dzieli swoje życie od jakiś 15 lat. Jakbym przewidziała:
-Wiesz co? Możesz wyjść na chwilę? Muszę zadzwonić do (tu pada imię ów ukochanej)- mówi Grzesiu do nierozgarniętej znajomej. I co ona robi? Wychodzi z tego kącika, jak grzeczna uczennica. WYCHODZI z podkulonym ogonem!!!!
Dlaczego ja nie palę papierosów?! No DLACZEGO? To był świetny moment, żeby trzasnąć tyłkiem i wyjść zapalić papierosa albo całą paczkę od razu.
-Słuchaj…-zagajam w drodze ze szpitala- jestem pełna podziwu, wiesz? Ja bym nawet za największą miłością swojego życia nie czekała tych 10 lat, które ty czekasz.
-Co ty wiesz, Chomikowa. On mnie bardzo kocha.
Widzę właśnie.
I widzę, że głupota kobiet nie ma granic.
———————————–
*imię zmienione
jestem aparatką
Po latach namysłu, zbierania funduszy i walki samej ze sobą, w końcu podjęłam męską decyzję o założeniu stałego aparatu ortodontycznego. Czy były ku temu powody? Cóż… Tak jak górne zęby wyglądały całkiem nieźle i „ratowały” mój uśmiech, tak dolne… niestety żyły swoim pijackim życiem 😛
Nie,nie zafundowałam sobie metalowego uśmiechu 😉 Wystarczająco dużo mam kompleksów, żeby jeszcze na to wszystko dołożyć sobie metalowy uśmiech.
Zdecydowałam się na estetyczny aparat samoligaturujący. Oczywiście, że jakoś tam jest widoczny, ale na pewno przy uśmiechu nie jest pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy 😉 Leczenie podobno jest też krótsze, niż przy pozostałych stałych aparatach. No i niestety jest zdecydowanie droższe. 🙁
Podczas pierwszej wizyty pani ortodontka wzięła wyciski oraz poinformowała mnie bardzo optymistycznie, że leczenie w moim przypadku będzie trwało rok. Tere fere 😛 Jeszcze nie widziałam nikogo z krzywymi zębami i wadą zgryzu, który by nosił stały aparat mniej, niż 1,5 roku. Tym bardziej, że w umowie, którą podsunęła mi pani laborantka jest już napisane, że leczenie może trwać i do dwóch lat. Ech…
Przed założeniem aparatu mniej więcej wiedziałam jak będzie wyglądać moje życie w najbliższych miesiącach. Pożegnałam się z ukochanymi orzechami, jabłkami i surowymi marchewkami. Zakupiłam płyn do płukania jamy ustnej i na wszelki wypadek tabletki przeciwbólowe, bo wiem, że zdarza się, że przez pierwsze tygodnie noszenia aparatu, ból bywa nie do wytrzymania. Może to lekka przesada… Babą jestem dość twardą, więc jakieś tam rozciąganie w jamie ustnej przeżyję, ale tabletusie na wszelkie acuś jednak dobrze mieć 😛
W piątek po południu udałam się do ortodontki. Przed posadzeniem tyłka na fotel otrzymałam od pani laborantki sporo informacji jak postępować sama ze sobą w ciągu nadchodzących 3 dni, które będą najgorsze i jak dbać o higienę. Troszkę zaniepokoiła mnie informacją, że właśnie przez te pierwsze dni mogę być nieznośna dla otoczenia, ale po to są tabletki przeciwbólowe, żeby ich używać. Hmmm… na ciągnięcie tabletki przeciwbólowe? BEZ PRZESADY 😛 Radośnie pognałam na fotel dentystyczny i skupiłam się na myśli, że za 1,5 roku będę posiadaczką najpiękniejszych ząbków na świecie 🙂
Po 40 minutach było po wszystkim 🙂 Absolutnie spokojna podeszłam do lustra zawieszonego w gabinecie i moim oczom ukazała się… gorylica. Brakuje mi górnej wargi do całkowitego zakrycia otworu gębowego… Muszę ją „naciągnąć”, żeby górna warga stykała się z dolną. Bajka.
-Proszę pani, aparat super, prawie niewidoczny, ale generalnie… wyglądam chyba troszkę jak goryl z tymi wargami- niewiele myśląc informuję panią ortodontkę, próbując ręką naciągnąć górną wargę na dolną…
-Proszę pani, to normalne, że czuje się pani troszkę napuchnięta, bo no jednak coś w tej jamie ustnej pani ma. Za kilka tygodni wszystko zacznie przybierać prawidłowych kształtów. Już za 2 tygodnie będzie pani mogła zauważyć poprawę i w wyglądzie i w gryzieniu pokarmów. Kolejna wizyta za 2 miesiące.
No super… Skup się, Chomikowa na tym swoim pięknym uśmiechu, który będziesz miała za jakiś czas. Jak jeszcze do tego schudniesz ze 4 kilogramy, to będzie z ciebie LASKA. Przeżyj tylko nadchodzące 3 dni i będzie GIT. Pewnym krokiem pomaszerowałam do Pędzidła. Kierunek—> bezpieczny DOM.
-Choooooomik!- krzyczy uradowany Przyszywany Ojciec. No pokaż no się nam tutaj, pokaż- gada i macha rękami jak rozentuzjazmowany dzieciak, który tylko czeka, żeby się z kogoś ponabijać.- Chooomik! Ale numer! Ty już nie wyglądasz jak Chomik, ale jak szympans! Hahaha, ale NUMER!
Wzdycham głęboko. No wiedziałam, wiedziałam. Jestem żywym dowodem na to, że człowiek jest blisko spokrewniony z małpą. Czy to gorylem, czy szympansem, ale na pewno z małpą…
Wieczorem zaczynam odczuwać bardzo nieprzyjemne ciągnięcie. O nagryzieniu czegokolwiek nie ma mowy. Idę spać. Nie mogę się położyć na lewym boku, bo zaczynają mnie napierniczać oczy, na prawym też nie, bo łupie mnie w uchu. Mogę leżeć tylko na wznak. Jak w trumnie 😛 Jakimś cudem zasypiam o 3.30 i to tylko dlatego, bo decyduję się na tabletkę przeciwbólową.
Rano jestem nieprzyjemna, wszystko mnie drażni. Ta laborantka to jakaś wróżka, do cholery?! Śniadanie jem (nie jem, memlę jak mój nieżyjący już bezzębny dziadek)
jakieś 30 minut. We łbie mi dudni i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Czekam, aż zacznę słyszeć głosy i zamkną mnie w psychiatryku. Łykam kolejną tabletkę, co jest bardzo dobrą decyzją, bo chociaż w głowie mi spokojniej.
Wieczorem zauważam, że… ZACZYNAM SIĘ ŚLINIĆ. Normalnie nie panuję nad ślinotokiem. BOSKO. Wyglądam, jak małpa po elektrowstrząsach, z pianą na gębie. Przyszywany Ojciec tylko chodzi za mną i prosi, żebym na niego popatrzyła. Od razu mu się humor poprawia 😛 Poza tym po każdym posiłku (który jak nie jest zblendowany, to przeze mnie zmemłany) muszę lecieć myć zęby, bo WSZYSTKO, dosłownie WSZYSTKO zaczepia mi się o zamki w aparacie. Pasta do zębów i szczoteczka to mój nieodłączny atrybut.
Moje cholerne życie jest podporządkowane APARATOWI NA ZĘBY!
Spotykam się z Moją N.
-Chomiczku, nie wyglądasz źle! Aparatu prawie w ogóle nie widać a poza tym wiesz, jak się odmłodziłaś?
-????
-No bo kto sobie zakłady stałe aparaty? Głównie młode siksy 🙂
Jak sobie tylko pomyślę, że po włożeniu czegokolwiek do ust mam znów myć zęby, to odechciewa mi się iść do lodówki. Może schudnę. Na pewno schudnę.
Pięknie się, Chomikowa urządziłaś. I to za grube tysiące złotych….
wstyd i wyzwanie w Budapeszcie
Wyjazd do Budapesztu nadszedł w doskonałym czasie. Podłamana wszelkimi ostatnimi wydarzeniami z radością spakowałam podręczny bagaż i pognałam Pędzidłem na lotnisko. Znacie moje podejście do latania i samolotów. Skoro mój mózg na lotnisku odmawia współpracy, wolę być tam odpowiednio wcześnie, aby ogarnąć siebie, bagaż i bilety. Siebie. Siebie PRZEDE WSZYSTKIM.
Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym mówi, żebym w ogóle się nie martwiła o ich przyjazd, ponieważ oni mają prawie 300 km do lotniska, więc wyruszą odpowiednio wcześnie i na pewno będą wcześniej ode mnie. Oczywiście wyruszyli za późno.
Na lotnisku, jak grzeczna dziewczynka objęłam panowanie nad jedną z ławeczek i zajęłam się nerwowym OCZEKIWANIEM. Obok mnie rozpanoszyła się jakaś rodzina. Wyglądają na artystów. Artystów Arabów. Są dość głośni, ale mówią po polsku. Słyszę, że muszą iść kupić coś do picia. Idą wszyscy zostawiając swój CAŁY bagaż koło mnie. Bez paniki, Chomikowa. I tak jesteś spanikowana, więc po co ci jeszcze dodatkowy powód do stresu? Tym bardziej, że pieluch ze sobą nie nosisz.
Spokój. Spokój przede wszystkim.
Bagażami w ciągu 40 sekund zainteresowała się ochrona lotniska.
-Czy to pani bagaże?- pytają się oczywiście mnie.
-Bożesz, nie, nie moje. Tu była taka rodzina. Podobno poszli po wodę.
-Bagaże powinni wziąć ze sobą- odpowiada najspokojniej pod słońcem ochroniarz.
Ale ja spokojna nie jestem. Nie chcę przy tym być. Nie chcę tego widzieć. Chcę ŻYĆ. Obieram kierunek „toaleta”. To jest najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Toaleta. Mogę udać, że poprawiam makijaż. Mogę udać, że szykuję się na wylot do najwspanialszego narzeczonego i muszę wyglądać BOSKO. W toalecie mogę WSZYSTKO.
Po 10 minutach decyduję się zbadać sytuację przy ławeczkach. Po bagażach i rodzinie ani śladu. I całe szczęście.
Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym wbiegają na lotnisko 40 minut przed odlotem. Pierwszy raz lecę bez bagażu rejestrowanego, więc nie za bardzo wiem co i jak. Oni też nie. W pośpiechu i panice udaje nam się przejść przez kontrolę bagażu. Mamy 25 minut do odlotu. Chcę biec do bramek.
-A ty gdzie, Chomikowa?!- dopada do mnie Wiecznie Niezadowolona- Przecież musimy kupić flaszki na bezcłówce!
-Jakie flaszki?! Po co teraz???
-Dla Rozsądnego i jego rodziny! No i na drogę koniecznie!
-Naprawdę musimy TERAZ?! Kupimy w Budapeszcie!
-Nie. Idziemy teraz. Mamy jeszcze czas.
Z zapasem alkoholu chyba na cały miesiąc, biegniemy do bramki. Ja już mam dość. Nienawidzę samolotów. Nienawidzę latać. Nienawidzę biegać.
W ostatniej chwili dopadamy do bramki.
Pasażerów w samolocie błagam, aby zamienili się ze mną miejscami i pozwolili siedzieć przy przejściu a nie przy oknie. Moja panika sięga zenitu. Chce mi się po prostu płakać. Nie wyję i nie krzyczę tylko dlatego, bo boję się, że ktoś mnie sfilmuje i będę bohaterką na youtubie. Zatykam uszy, zaciskam oczy i przeżywam start.
-Kochani, to mój ostatni lot bez alkoholu- poważnie informuję znajomych w trakcie lotu.
Wiecznie Niezadowolona bierze sprawę w swoje ręce i znika w toalecie. Wraca po 5 minutach i daje mi butelkę Coca-Coli.
-Pij, Chomikowa. Tylko porządnie.
No chwała. Coca-Cola i wiśniówka. Ten zestaw pozwala mi przeżyć lądowanie.
Z lotniska odbiera nas Rozsądny i od razu zabiera na zwiedzanie. Wzgórze Gellerta. Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym nie odejmuje butelki z alkoholem od ust. Ja się rozkoszuję widokami i faktem, że jestem daleko od wszystkich problemów. Kątem oka zauważam, że narzeczony Wiecznie Niezadowolonej lekko się chwieje. Nie mój facet, nie mój problem.
W drodze do domu Rozsądnego, moja urocza parka nie odmawia sobie alkoholu. Kiedy docieramy w końcu na miejsce, ukochany koleżanki nie wysiada z auta, tylko z niego wypada……..
Matko… jaki WSTYD. Jak teraz go przedstawić całej rodzinie? Co z nim zrobić? I jak on tego dokonał? Jeszcze 40 minut temu prowadziłam z nim dialog a teraz jest NIEPRZYTOMNY.
-Aaaaa jjjjjaaaaaa tu zostaję-oznajmia kompletnie nieprzytomny.
Jak dla mnie, to może i tu zamarznąć, tylko koszty przewozu zwłok do Polski mogą wszystkich przerosnąć. Wciągamy faceta do domu i rzucamy na pierwsze lepsze łóżko. Wiecznie Niezadowolona jest o dziwo bardzo spokojna. Razem wszystkich przepraszamy i uśmiechamy się najszerzej, jak to tylko możliwe.
Pięknie.
Po kolacji facet trochę przytomnieje i siada koło mnie na kanapie. Bardzo dokładnie mi się przygląda i podejmuje cholernie dla mnie niespodziewaną decyzję, że mnie pocałuje.
-Ej! Ej! EJ!!!!-krzyczę do gościa i w tej samej chwili nie wiadomo skąd doskakuje do nas niczym młoda łania Wiecznie Niezadowolona.
-Skarbie, kochanie. Popatrz na mnie-dziewczyna odciąga chłopa ode mnie i odwraca jego ledwo przytomną głowę w swoją stronę-Ja jestem tutaj. Tam jest nasz Chomiczek a ja tutaj. Mnie możesz całować, ale Chomiczka raczej niekoniecznie.
Zarąbiście.
Szukam ukrytej kamery.
-Rozsądny, mówiłeś, że masz winko, tak? Zmieniłam zdanie. CHCĘ winko.
Rano przychodzi do mnie Wiecznie Niezadowolona.
-Słuchaj,mam problem z moim facetem.
-To chyba nie tylko jeden… Co? Uznał, że spędzi weekend w waszym pokoju, bo troszkę mu WSTYD?
-Żebyś wiedziała…
-Może jak mu powiesz, że nie tylko jemu jest wstyd za to, co wczoraj wyprawiał, to będzie mu lepiej…?- pytam ironicznie.
-Ej! To jest MYŚL!- odpowiada pełna radości i biegnie do pokoju.
Po 5 minutach na śniadaniu pojawił się cały komplet polskich turystów 😛 Przy stole planujemy cały dzień. Najpierw Parlament, Plac Bohaterów a na koniec termy 🙂
W drodze do Parlamentu Wiecznie Niezadowolona zmieniła zdanie.
-Nie, to bez sensu. My nie chcemy oglądać Parlamentu. Najpierw pojedźmy na zamek.
Jedziemy.
Zamek Królewski nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia. Może dlatego, że było mi zimno i padał śnieg z deszczem 😛 Ale nie tylko ja mam takie zdanie. Decydujemy się zostawić Parlament na dzień następny i od razu udać się do term. Węgry słyną z wielu źródeł termalnych. Uwierzcie mi- to doskonałe miejsce na relaks 🙂 Kąpiel w zewnętrznym basenie ukoi nerwy po odstaniu 55 minut w kolejce po bilety 😛
Kolejnego poranka budzę się podekscytowana możliwością zwiedzenia Parlamentu.
-Wiecie co?- zagaduje narzeczony Wiecznie Niezadowolonej- my wolimy iść na termy, niż zwiedzać. Później możemy jechać do Wyszehradu i na sanki.
Szlag mnie trafi.
Rozsądny jako główny przewodnik dwoi się i troi jak to wszystko pogodzić. Zakochanych podwozimy do term a ja z Rozsądnym wpadamy do metra, żeby jak najszybciej zobaczyć Parlament i Bazylikę Św. Stefana.
Jestem ZAUROCZONA. Po placu przed Parlamentem poruszam się jak nieprzytomnie zakochana turystka. Jest naprawdę cudowny. Dokładnie taki, jak go przedstawiają przewodniki.
W Wyszehradzie na sanki oczywiście nie poszliśmy… Rozsądnego podziwiałam za spokój i opanowanie. Jak ja bym tak zmieniała co chwilę zdanie, to Rodzicielka na bank zaprowadziłaby mnie na tory kolejowe i przywiązała do szyn.
Reszta pobytu przebiegła bez żadnych problemów. To, że moja cudowna parka zmienia co 2 godziny zdanie, potraktowałam jako wyzwanie. Nie chciałam się denerwować. Po co? Przecież muszę wrócić samolotem do Polski… Tam stracę wszystkie nerwy.
Jak myślicie? Kiedy dostaliśmy się na pokład samolotu? Oczywiście, że znów ostatni. Przecież moja ukochana parka gołąbków przed wylotem musiała zjeść posiłek. CIEPŁY POSIŁEK, żaden inny. Zdania nie chcieli zmienić 😛
rozmemłana emocjonalnie, czyli Poliglota część kolejna
Sprawy się komplikują jeszcze bardziej, niż mogłam przypuszczać… Od momentu, kiedy facet do mnie zadzwonił i mi zakomunikował, że ROZSTAŁ SIĘ ZE SWOJĄ WIELKĄ MIŁOŚCIĄ, o której oczywiście wcześniej nie pisnął ani słowa, swoją nieustająca obecnością nie pozwala mi ogarnąć emocjonalnego bałaganu.
Naprawdę byłam przekonana, że po jego telefonie, w którym przepraszał za 4-godzinną wymianę sms-ów, już nigdy więcej nie będzie miał odwagi się do mnie odezwać. Tym bardziej, że podczas tych wszystkich wiadomości napisałam mu, że bardzo mi się nie podoba jego podejście do kobiet i związków a flirtowanie z dziewczyną, podczas trwania związku z MIŁOŚCIĄ ŻYCIA (BŁAGAM!) jest delikatnie mówiąc nie na miejscu.
Ocknij się, Chomikowa! Nie wszyscy mają w sobie tak wysoko rozwinięty poziom samokrytyki, jak ty.
Po dwóch dniach błogiej ciszy dostałam wiadomość, w której wysłał mi zdjęcie samochodu jego marzeń.
–Jak wrócę po tych 10 miesiącach za granicą, to właśnie taki sobie kupię, Chomikowa.
Niesamowite…
-Patrząc na cenę, to chyba nie będziesz spożywał posiłków, żeby to sobie kupić. Radzę już teraz nauczyć się łowić ryby.
-Coś tam jeszcze wezmę kredytu i kupię. To jest miłość! Muszę go mieć!
-Aaaa… miłość! No to tak. Chociaż znając ciebie, miłością za chwilę zapałasz do pięciu innych samochodów.
-Co ty taka uszczypliwa?
No proszę, nawet wyczuł złośliwość. Jednak głupi nie jest.
–Wiesz co? Wybacz, ale jestem wyjątkowo zajęta i nie mam czasu na konwersacje.
Tak, wiem. Mogłam być bardziej bezpośrednia i najzwyczajniej w świecie mu napisać „NIGDY WIĘCEJ DO MNIE NIE PISZ I NIE DZWOŃ”, ale przecież GŁUPI NIE JEST. Nie jest i tym niestety mi zaimponował jakiś czas temu. Jeszcze wtedy, kiedy nie wiedziałam, że to zakompleksiony flirciarz, i że zafunduje mi jazdę emocjonalną.
–Spoko, odezwę się. Miłego wieczoru, Chomiczku!
Nie mogę się doczekać.
Następny dzień. A raczej późny wieczór. Północ 😛 SMS! Stało się coś, na bank. Ostatni czas, kiedy dostałam wiadomość o północy (nie licząc sylwestra 😛 ) dostałam… w Bułgarii, kiedy zaginęły bliźniaczki…
–Pozdrowienia z (tu pada nazwa mojego miasta)!
Do wiadomości załączone było ZDJĘCIE Z JAKĄŚ DZIEWCZYNĄ!
Oczom własnym nie wierzę. Jestem zła, zniesmaczona i załamana. Ręce opadły mi już kompletnie. Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć po co otrzymałam to zdjęcie z informacją, że jest w moim mieście? Wybaczcie, ale moja wyobraźnia właśnie napotkała na granicę i już nie posunie się ani kroku dalej. No to po co????
Na wiadomość nie odpisałam. Następnego dnia telefonu nie odbierałam. W końcu przyszła wiadomość, że mnie przeprasza za brak informacji, że będzie w moim mieście. Znowu mnie przeprasza. Mam wrażenie, że powinien mnie przeprosić za swoją obecność w moim życiu. Nie chciał, to nie poinformował! Spoko, nie umarłam! Po co tylko ciągle do mnie pisze lub dzwoni????
Jestem zmęczona tą relacją. Czuję się oszukana i na jakiś sposób wykorzystana. Jak zwykle. To już druga relacja w ostatnim czasie, która powinna się zakończyć, a której niestety nie mogę radykalnie uciąć. Nie zniosłabym setek pytań od Wiecznie Niezadowolonej, Prawie Idealnego i innych. Nie wiem, czy umiałabym z nich wybrnąć…
I tak pozostaje mi na dzień dzisiejszy zajadanie się herbatnikami i nerwowe zerkanie na telefon. Jest wieczór, więc za chwilę znów przyjdzie jakaś wiadomość…
Otóż to.
–Co robisz, Chomiczku? Napisz coś w końcu do mnie i się uśmiechnij.
No żessssszzzz… A ja znów bez Ferrero 🙁
winna wina
Pamiętacie Zaślepionego i Moją Blondynę? http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/11/16/zakochana-blondynka-i-swietlana-przyszlosc-chomikowej/ Blondyna zakochana po uszy, chodziła przez prawie miesiąc jak w skowronkach i co drugi dzień mi dziękowała za to, że dałam jej motywującego kopa w tyłek. Miała być miłość, miał być ślub i szczęśliwa Chomikowa. A wyszło jak zwykle 😛
Spotykam się z Blondyną gdzieś na mieście. Zbankrutuję przez to zamiłowanie do sweterków i spódniczek :/ Coś mi się Blondyna jakaś sztywna zrobiła. Aż boję się zapytać o cokolwiek a już na pewno o Zaślepionego…
1,2,3… Dajesz, Chomikowa!
-Dobra, gadaj. Widzę, że coś jest nie tak.
-Nie wiem, czy chcę o tym rozmawiać…
Świetnie. Po prostu pięknie. Znów muszę z niej wszystko wyciągać, chociaż sama nie wiem czy jest sens, bo coś czuję, że szlag mnie trafi a po co? Taki piękny dzień, słońce świeci, Poliglota nie odzywa się już drugi dzień, nowy sweterek w reklamówce. Życie jest piękne!
Nie jest.
-Chomiczku! On mnie zostawił!- Zalewa się łzami.
-Matko kochana! Nie rycz, ja cię błagam, bo zaraz będą dwie zapłakane na środku ulicy a to nielogiczne- błagalnym głosem przemawiam do Blondyny.
-Tak, wiem. Muszę być dzielna. Ja czułam, że tak będzie. Wiedziałam, że jak tylko pozwolę sobie na to wszystko, to będzie jak jest! Wiedziałam, Chomiczku!
A ja do cholery NIE WIEDZIAŁAM. Byłam przekonana, że skoro facet łaził za nią ponad 3 lata i w końcu wyłaził swoje, to skończy się to rychłym ślubem. Jak Rodzicielkę kocham! Oddałam temu facetowi całą swoją wiarę! I co?! I teraz jestem „niewierna”. I czuję się cholernie winna, bo to ja ją do tego nakłoniłam. To ja jej powiedziałam, że to musi być TO. Że skoro facet tyle łaził w nią wpatrzony, to nie zrobi jej krzywdy. No SZLAG BY TO!!!
-Ale co ci powiedział? O co chodzi? Przecież jeszcze w Święta cię zapraszał do rodziców! Przecież mieliście jego mieszkanie sobie zrobić dla siebie! Oświeć mnie, bo chyba błądzę w ciemnościach jeszcze większych, niż ty.
-Nie wiem, Chomiczku- pochlipuje- pod domem jak się żegnaliśmy, powiedział mi, że chyba ta wielka miłość, którą mnie darzył jeszcze kilka lat temu już nie wróci, i że musimy zwolnić tempo.
Gorąco mi. Jakbym miała 20 lat więcej, to bym się nie dziwiła uderzeniami gorąca, a tak… Za młoda na to jestem. Za młoda na te wszystkie rozczarowania dookoła…
-A co ty mu powiedziałaś?
-Nic, wybuchnęłam płaczem i uciekłam do domu.
-No tak. Nie rozwinęłaś się zbytnio w swojej wypowiedzi… Odzywał się do ciebie od tego czasu?
-Nie, Chomiczku. I dobrze. Ja nie mam na to siły. Ja się naprawdę zakochałam i znów muszę przez to wszystko przejść…- mówi przez te swoje łzy.
-No już. Będzie dobrze. Pójdziemy na zakupy i będzie dobrze- głaszczę ją po tej małej, załamanej blond główce.
Kretyn skończony (żeby nie rzec dosadniej). Głowę zawracał tyle lat.
-Mała, ja cię przepraszam, że tak cię namawiałam na to, ale naprawdę myślałam, że to ostatni porządny facet na tej planecie. Przepraszam…- Naprawdę czuję się winna. Mea culpa. No cholerna mea…
-Ty mnie nie przepraszaj, tylko teraz zrób, co mi obiecałaś w razie niepowodzenia.
-Dobrze. Oczywiście! Jasna sprawa! Jutro wino u mnie. Zostaniesz na noc.
Wino. Trzy co najmniej. I dobre jedzonko muszę zrobić. I ciasteczka jakieś… Dużo ciasteczek…
MUSZĘ SIĘ NAUCZYĆ GOTOWAĆ.
———————————-
Zapraszam na fb 🙂 Tam jest weselej 😉
telefony, rozstania i oburzenie Chomikowej w Sylwestra
Pamiętacie Wiecznie Niezadowoloną z Bułgarii? http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/09/01/ Tak, tak… To właśnie do niej zostałam zaproszona na sylwestra i na małe zwiedzanie jej okolic na Mazurach. Po drodze odebrałam paczkę pod postacią Poligloty i RUSZYŁAM 🙂
Poliglota nie tryskał humorem, jak zawsze bywało. Dzień wcześniej zapytał się mnie łamiącym głosem, czy może ze mną jechać na Mazury, ponieważ rozstał się ze swoją dziewczyną. Tylko wybuchnęłam śmiechem. Tak, tak- cholernie nietaktowne zachowanie… Ale jak miałam zareagować, skoro facet od wielu miesięcy do mnie wydzwania, mówi masę komplementów, pisze dziesiątki smsów a tak naprawdę MA DZIEWCZYNĘ, o której wcześniej oczywiście nie pisnął ani słowa????
A takie Toto niepozorne no.
Bożesz, jak mam nie pić? Jak nie będę pić, to w końcu wyląduję w szpitalu dla obłąkanych.
Tak, czy siak. W Pędzidle wysłuchałam godzinnego wykładu o historii węgierskich nazwisk, teorii Lady Gaga jako Lalka Illuminati (?????), kilku zdań w językach kompletnie mi nieznanych jak litewski, koreański, serbski, rosyjski i węgierski oczywiście (swoją drogą ciekawa jestem, czy mnie obrażał, czy mówił pornograficzne świństewka 😛 ) oraz o budowie komputera.
-Chomikowa, coś niewiele mówisz. Coś się stało?
Hmmm… Równie dobrze mogłabym zacząć szczekać. Efekt byłby taki sam.
-A wiesz… jakoś tak fascynująco opowiadasz, że zdecydowałam się ograniczyć do słuchania.
-Tak? Nie sądziłem, że tak cię to zainteresuje.
Postanowienie na Nowy Rok- NIE KŁAM, CHOMIKOWA!
Po południu szczęśliwie dojechaliśmy na Mazury 🙂 Wiecznie Niezadowolona już była pod wpływem. Chyba wszystkiego pod czego można być wpływem 😛 Jej facet chory z wysoką temperaturą. Pięknie. Nic nie jest naszykowane a ja nie wiem, jak to ogarnę w obcym mieszkaniu i obcej kuchni… Co bardzo dziwne dziewczyna była w stanie przygotować każdy ciepły posiłek. Co prawda z Bożą pomocą i moją 😉 ale i tak byłam pod wrażeniem.
Cała zabawa przebiegała naprawdę przyjemnie. Obśmiałam się za wszystkie czasy, z inną koleżanką obgadałam cały pobyt w Bułgarii i obejrzałam rewelacyjne fajerwerki 🙂 Długo po północy do ciągle załamanego rozstaniem Poligloty zaczęły przychodzić smsy.
Bzzzz… Sms. Odpisał. Nie minęły 2 minuty znów bzzzz. Bzzz… Bzzzzzzzz…. Bzzzzzzzz… Wypijam drinka. Bzzzzz…. Jestem spokojna. Nie będę się odzywać. Bzzzz… Kolejnego. Bzzzzz……. I tak przez cholerne 2 godziny!!! BZZZZZZZZZZZZZZZ.
SZLAG MNIE TRAFIŁ.
Wiecznie Niezadowolona z typowym po wypiciu któregoś z kolei drinka, stoickim spokojem zapaliła papierosa a ja trzaskając tyłkiem i drzwiami od łazienki oddaliłam się na dłuższą chwilę.
Albo mu lutniesz, albo na niego nawrzeszczysz, albo się Chomikowa na tym kiblu uspokoisz. I to trzecie rozwiązanie jest chyba najlepszym, bo każde inne wiąże się z kiepską atmosferą we wspólnym mieszkaniu. Mało tego, ja muszę z tym gościem wrócić do domu. Opanuj się, Chomikowa, opanuj… Nie wszyscy przecież wiedzą, że jak się jest w towarzystwie, to się nie napierdziela smsów przez cholerne 2 godziny. Może właśnie się godzi ze swoją WIELKĄ MIŁOŚCIĄ, która jest tak wielka, że się flirtowało z innymi.
Wracam do pokoju po dłuższej chwili. Względnie opanowana.
-Przepraszam was, że jakoś nie miałem dzisiaj humoru, ale trochę mnie ta sytuacja z moją dziewczyną zdołowała- odpala nagle Poliglota- ale już mi lepiej.
-Ty!-wtrąca Wiecznie Niezadowolona- a co to niby za wielka miłość? Ty nam nigdy o niej nie mówiłeś.
-A bo w sumie byliśmy ze sobą tylko ponad miesiąc.
ILE???? ZAGOTOWAŁAM SIĘ.
-Chłopie, i ty po miesiącu jesteś przekonany, że to miłość twojego życia? Mogłaby zostać matką twoich dzieci?
-Tak, myślę, że mogłaby, ale nie zostanie. Ja wyjeżdżam na 10 miesięcy za granicę. Ona tego nie akceptuje.
Nie odzywaj się, Chomikowa, NIE ODZYWAJ.
-Ale wiesz, ze jakbyś nie chciał wyjeżdżać, to byś nie wyjechał-dość celną uwagę wtrąca Wiecznie Niezadowolona.
-Może i tak…- odpowiada Poliglota i się zawiesza w tym swoim smutku.
-Człowieku! OGARNIJ SIĘ DO CHOLERY!- odpalam, bo już nie mogę w tej surrealistycznej scenie dłużej grać- Ile ty z nią byłeś? MIESIĄC?! I niby taka wielka miłość? BŁAGAM CIĘ!
-Właśnie, Poliglota, ogarnij się, bo Chomikowa zaraz znów trześnie tyłkiem i pójdzie siku.
Wiecznie Niezadowoloną spiorunowałam wzrokiem.
-Ty! Ja mam ci więcej powiedzieć o tej twojej jak to nazywasz wielkiej miłości?! Jakby to była Ta Jedyna, to nie zachowywałbyś się, jak zachowujesz! I dobrze wiesz o czym mówię! Więc ja cię, chłopie BŁAGAM! Ogarnij się! Daj żyć innym! A niby taki inteligentny!
I tak- rzuciłam swoim telefonem o stolik, trzasnęłam tyłkiem i poszłam siku 😛
Po powrocie wszystkie łóżka już były pościelone a światła pogaszone.
Cóż 😛
Kolejne dni na szczęście przebiegły już w bardzo miłej atmosferze. Mimo mrozu udało nam się coś pozwiedzać, Poliglota nawet zaczął się uśmiechać a ja odetchnęłam z ulgą.
Zdążyłam wrócić do domu i dostaję smsa od Poligloty:
–Bardzo miło spędziłem ten czas na Mazurach, był mi potrzebny.
-Cieszę się.
-Chomiczku, a mogę spytać jak długo jesteś sama?
-A czy ta informacja coś zmieni w twoim życiu?
-Bo ja się nie mogę nadziwić dlaczego ty jesteś sama. Takie kobiety nie powinny być same.
ZACZYNA SIĘ.
-Czy ty pijesz coś dziś znowu?
-Jestem trzeźwy jak dawno nie byłem, Chomiczku kochany. Z ciekawości się pytałem ile jesteś sama. Mógłbym Ci mówić tyle pięknych rzeczy…
I tak pisał i pisał… aż zasnęłam 😛
Zadzwonił następnego wieczoru.
-Przepraszam cię, Chomikowa za te wczorajsze smsy. To się więcej nie powtórzy.
Litości.
-Chomikowa! A jak tam Poliglota?- dzwoni Wiecznie Niezadowolona.
-Jak dla mnie, to przypadek kliniczny. Leczenie psychiatryczne mocno wskazane.
Na tym świecie nie ma już normalnych facetów. Zostanę sama do starości 😛
——————————————————————————–
Polecam serdecznie aplikację na telefon Audioblog! 🙂 Masa nowych blogów do posłuchania. Recenzje książek, wywiady i emocje!