kobieto! bez sukcesu jesteś nikim

żródło: pixabay.com
żródło: pixabay.com

Otwieram którąś z kolei gazetę. Jakiś magazyn lifestylowy z masą pięknych zdjęć, portretów ludzi sukcesu, porad, felietonów i artykułów. Przede wszystkim motywujących. Do czego? Do rozpoczęcia ścieżki sukcesu rzecz jasna. „Mierz wysoko”, „Góry przenoś po kawałku”, „Otwórz drogę do sukcesu”, „Pokonaj strach przed niepowodzeniem” i inne pierdu, pierdu. Zamknęłam gazetę zużywając przy tym większej energii, niż było trzeba i rzuciłam nią w kąt sypialni.
Szlag by to! Nie dość, że mam być wysportowana i szczupła, z nieskazitelną cerą, modnym makijażem (koniecznie muszę oczywiście opanować sztukę konturowania), czerwoną szpilką na nodze, prowadzić zdrowy styl życia, to jeszcze mam odnieść zawodowy SUKCES. Gdybym do tego wszystkiego miała męża i dziecko, to byłabym kobietą IDEALNĄ- taką z którą przeprowadza się wywiady, robi profesjonalną sesję fotograficzną i wrzuca na okładkę. Jako wzór dla innych kobiet, które jeszcze tego wszystkiego nie osiągnęły.
Chomikowa będąca oazą spokoju się wkurzyła. Bo że niby nie ma rzeczy niemożliwych? Można WSZYSTKO? BZDURA! Nie wiem, co się musi dziać w głowach tych wszystkich matek, które próbują osiągnąć wszystko to, o czym od wielu sezonów trąbią magazyny i telewizja. Nie masz co zrobić z dzieckiem i to jest twoja wymówka przed pójściem na siłownię lub aerobik? Ależ możesz wziąć dziecko ze sobą! I spróbuj ćwiczyć z tymi drącymi się dzieciakami! Nie masz czasu na kosmetyczkę? Drogerie oferują domowe SPA- razem z dzieckiem możesz się mazać w tych kremikach i razem z nim nakładać sobie maseczki na twoją twarz. W międzyczasie zmienisz mu pieluchę. Można?- Można! Krzyczą magazyny.
A co, jeśli najzwyczajniej w świecie mi się NIE CHCE?! Szefowa doprowadziła mnie do szału, mąż wrócił z pracy bez humoru a dzieciakowi trzeci tydzień leci z nosa zielona maź. Może mi się NIE CHCIEĆ?! Nie mam do tego do cholery prawa???? Prasa i telewizja mówią, że NIE MAM. Do tego teraz doszedł obowiązkowy sukces zawodowy. I to nawet nie chodzi o to, żeby awansować. Trzeba otworzyć własną firmę i ciężką pracą doprowadzić do jej wielkiego rozwoju i wielkich pieniędzy.
Brawo.
Szkoda tylko, że żaden magazyn nie powie skąd wziąć na ten sukces PIENIĄDZE. A! Przepraszam- można dostać dofinansowanie ze środków UE. Pewnie, że można, ale tylko na innowacyjne podejście do sprawy. Cóż… Przedszkola, ani warsztatu samochodowego w takim razie nie otworzę. Chyba że będę samochody naprawiać nago a na zapleczu kierowcom wykonywać erotyczny masaż. To by dopiero była INNOWACJA. Już widzę te kolejki 😛 To może muszę na ten własny biznes zarobić? Tylko kto opłaci bieżące rachunki…? I kto mi ten cholerny dom wyremontuje? Bo jeszcze 10 lat i albo podczas wytężonych ćwiczeń fizycznych (przecież muszę mieć piękną figurę)  wyląduję razem z moją podłogą u Rodzicielki, albo dach spadnie na mój łeb. Nijak to moje życie nie idzie w parze z sukcesem zawodowym 🙁
Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest znalezienie sobie bogatego, naiwnego chłopa, który spełni moją zachciankę o sukcesie zawodowym. Albo chociaż wyremontuje mi dom 😛
Czarno to widzę. Obawiam się, że pozostanę odpadem społecznym. Nie dość, że bez pięknej figury, beż męża i dziecka, to jeszcze jako szary pracownik własnego szefa. Całe szczęście, że chociaż mój obecny szef jest cholernie przystojny 😛

sukcesy i porażki w minionym roku

12465056_1068912703154051_1739249289_oNo i zleciał. Jakby mu motorek wkręcili w pupsko. Taki był szybki. A nic tej szybkości nie zapowiadało. Wkroczyłam w 2015 rok w sumie można rzec jako bezrobotna. Bez stałej pracy, bez większych perspektyw czy to na męża (gorący romans chociażby), czy to na normalną robotę i z wielkim, przytłaczającym znakiem zapytania. Ale byłam bardzo uparta. Wiedziałam, że coś w końcu musi się udać.
Znów zmieniłam zawód. Biegałam i gubiłam się po tej cholernej stolicy, łaziłam na castingi, kursy i pojechałam w końcu na Bałkany 🙂
Od tego czasu dzieje się w moim życiu sporo. Zupełnie inny świat, normalny pracodawca (cudna odmiana po Oślicy), dziesiątki nowych znajomości. Pierwszy raz w życiu poczucie własnej wartości jest na poziomie zadowalającym 🙂
Rok samych sukcesów można by rzec…
W 2015 roku skończyłam 30 lat. 3, 5, 7 lat temu byłam przekonana, że w tym wieku będę już mężatką i przynajmniej w ciąży. Cóż… Co prawda po Świętach wyglądam, jakbym za kilka miesięcy miała wydać na świat bliźniaki, ale nic z tych rzeczy. I chyba zaczęłam się z tym godzić. Prawdopodobieństwo, że ułożę sobie życie osobiste jest coraz bliższe zeru a tworzenie „związku” na regułach, które ostatnio zrobiły się coraz powszechniejsze jest jednak ponad moje siły.
Może moim przeznaczeniem jest praca na Zanzibarze (nie pogardziłabym 😉 ) i adopcja jakiegoś słodkiego Murzynka z boskimi, kręconymi włoskami? 😉 Kto wie…
Jaki będzie 2016 rok…? Z pewnością wydarzy się wiele. Rok temu w życiu bym nie pomyślała, że kolejnego Sylwestra spędzę ze znajomymi na Mazurach. Gdzie będzie ten 2016/2017? 🙂

O sukcesach i porażkach wyklepała dzisiaj również wpis:
Jaga:http://jagatoja.blogspot.com/2015/12/zostaam-zapytana-czy-nienapisaa-bym-o.html
Arte:http://arte1973.blogspot.com/2015/12/porazki-i-sukcesy-2015-roku.html
SingielMama: http://www.singielmama.eu/2015/12/zobek-praca-dom-kaszel-i-katar-tylko.html#more
Lunka1969: http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl/2015/12/30/cos-w-rodzaju-podsumowania-2015-sukcesy-i-porazki/http://
Ava: http://szkodnikowo.uchwycone-chwile.pl/zebuszkowe-przypadki-i-male-podsumowanie-2015/

Zajrzyjcie koniecznie! 🙂
Buziaki dla wszystkich 🙂 Wszystkiego spełnionego i pięknego w Nowym 2016 Roku 🙂 No i oczywiście wielu ciekawych wpisów u Chomikowej życzę 😉

cechy idealnego faceta

Gdzieś w sieci trafiłam ostatnio na (jak się później okazało bardzo popularny ostatnio) filmik blogerki Olfaktoria. Autorka bez najmniejszego zająknięcia przedstawia w nim 8 cech, które powinien mieć facet jej marzeń. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zobaczyć „gwiazdy internetu”, która ostatnio święci triumfy za sprawą tegoż właśnie filmiku, wklejam vloga poniżej:

https://www.youtube.com/watch?v=eRKTtl8iMPE
I co? Kiedy dobrnęłam do końca, z moich ust nie schodził mały, błąkający się uśmieszek 😉 Dlaczego? Bo dziewczyna nie oszukujmy się, ale… powiedziała prawdę. Prawdę, którą my- kobiety boimy się mówić głośno i otwarcie, bo zostaniemy posądzone o materializm i snobizm. Większość kobiet szuka w mężczyznach przynajmniej połowy cech, o których opowiada Olfaktoria czyli Dorota. Ja również. Oczywiście szanse, że istnieje facet, posiadający wszystkie cechy, o których wspomniała autorka są… niewielkie (a jeśli taki istnieje, to ma naokoło siebie setki adoratorek i z pewnością połowie z nich „nie odmawia”) i ocierają się o marzenia o księciu z bajki 😉
Oczywiście, że wolałabym, żeby mój wybranek był ode mnie starszy lub chociaż w moim wieku. Badania pokazują (matko, muszę ograniczyć czytanie pism psychologicznych…), że mężczyźni pozostają infantylni do 40 roku życia. Z pewnością są od tego wyjątki, ale szanse, że akurat ja na taki wyjątek trafię… są wyjątkowo niewielkie 😉 A nie ma nic gorszego, niż związek z dziecinnym facetem, który uwielbia spędzać czas na grach komputerowych i bawią go dowcipy typu „piernę, beknę”…
Facet powinien być ambitny i zorientowany na sukces? Zależy jaki sukces. Dla niektórych facetów sukcesem jest już otrzymanie prawa jazdy… Uważam, że każdy człowiek powinien dążyć do rozwoju osobistego. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że są takie okresy w naszym życiu, kiedy walka o sukces jest bardzo trudna (np. posiadanie małych dzieci), ale przychodzi taki czas, kiedy powinniśmy postawić na siebie. Mężczyzna przede wszystkim. Nie jest tajemnicą fakt, że to jednak kobiety poświęcają więcej czasu utrzymaniu ogniska domowego, więc to właśnie facet ma więcej czasu na rozwój osobisty. To czy mnie to boli, czy nie, jest tematem odrębnym. Facet powinien być ambitny. Sama jako kobieta stawiam sobie wymagania, więc tego samego oczekiwałabym od faceta. I to wcale nie chodzi o to, że mój facet miałby być dyrektorem banku, prezesem dużej firmy, czy głównym koordynatorem Bóg wie czego. Niech on sobie nawet będzie doradcą klienta, czy księgowym, ale niech podnosi swoje kwalifikacje i dąży do choćby awansu.
Mężczyzna musi być przedsiębiorczy i mieć swoją własną firmę. Hola, hola! Posiadanie własnej firmy w naszym kraju jest jak dla mnie bardzo ryzykowne. Żeby się utrzymać na naszym rynku trzeba mieć dużo szczęścia, pieniędzy na start i samozaparcia. Lepiej być dobrym specjalistą i mieć pewność zatrudnienia w innych firmach. A przedsiębiorczością facet zawsze może się wykazać w inny sposób np. odkładając pieniądze na wspólny wymarzony urlop 🙂
Facet musi zarabiać więcej, niż kobieta. Z pewnością więcej, niż ja, bo inaczej może z głodu nie umrzemy, ale o jakichkolwiek życiowych przyjemnościach moglibyśmy zapomnieć 😛 Nie wspominając o swobodnej decyzji posiadania potomka… Był taki okres w moim życiu, kiedy zarabiałam więcej od mojego ówczesnego partnera. Czułam się z tym FATALNIE. Gdzieś mi nawet przemknęło przez myśl, że jestem z nieudacznikiem. Może za mocno się zagalopowałam, ale jakby przyjrzeć się bliżej zakresowi słowa „nieudacznik”, to chyba niestety coś w tym było. Poza tym badania wykazują (znów te badania), że mężczyźni lubią zarabiać więcej, niż kobiety. Nie tak dawno znajoma mi opowiadała, jak jej były już mąż robił jej wyrzuty, ponieważ kilka razy przyniosła do domu więcej pieniędzy, niż on. Właśnie. A jeśli tak mu to przeszkadzało, to mógł się mocno postarać, żeby jednak przynosić więcej pieniędzy (iść do dodatkowej pracy na przykład).
Musi być kulturalny. Błagam. O takich oczywistych kwestiach nawet nie ma się co rozpisywać. Szkoda mi świeżo umalowanych na czerwono paznokci 😉
Facet musi być mądrzejszy ode mnie. Bingo. No niestety, ale BINGO. Inteligentny facet mi imponuje. Zmusza mnie do rozwijania się, do poszerzania swojej wiedzy. Jakbym miała w domu faceta, który tępo spogląda w komputer lub telewizor a jego wiedza ogranicza się do wiedzy o wynikach meczów wszelakich, to no cóż… Umarłabym.
Powinien być męski. Autorka co prawda kasuje facetów z brodami, ale ja nie mam nic przeciwko (chyba że byłaby to broda a la Mikołaj). Już wspominałam o tym, że wolę faceta „drwala”, niż metroseksualnego, który przed wyjściem z domu spędza przed lustrem więcej czasu ode mnie. To ja mam być ozdobą faceta a nie on moją. I oczywiście musi mieć masę zachowań typowych dla faceta: na przykład nie panikuje na widok pająka, tylko go LIKWIDUJE. Zepsute drzwiczki od szafki naprawia a nie prosi o pomoc tatę no i na pewno nie ucieka, kiedy jego dziewczynę napastuje jakiś typ…
Mężczyzna musi akceptować i wspierać. To chyba bardzo ważne… Skoro chce ze mną być, to chyba jest to naturalne, że mnie akceptuje, prawda? To samo zresztą działa w drugą stronę… Nikogo nie zmienimy na siłę a próbując to zrobić, tylko doprowadzimy tą drugą osobę do depresji. Chyba że ta druga połówka jest zakompleksiona i bardzo lubi tylko przytakiwać. To gratuluję. Chociaż w sumie… to ich sposób bycia i życia. Jeśli daje im to jakieś poczucie bezpieczeństwa na przykład, to proszę bardzo. Choć nie powiem, że nie jest mi takich osób autentycznie szkoda…

Tak może troszkę na podsumowanie… Pamiętacie Wiecznie Niezadowoloną? Zapytałam się jej, czemu nie zostawi swojego faceta, skoro ciągle sypia z innymi.
-Wiesz Chomikowa… On ma stabilną sytuację finansową. Nie powiem, że mało zarabia. Do tego jest inteligentny, kulturalny i towarzyski. Tylko w łóżku mało męski.

Chomikowym okiem o Bułgarii

źródło: własne
źródło: własne

Moja przygoda z Bałkanami powoli dobiega końca.
Na szczęście.

Większość czasu spędziłam w Bułgarii. Tej stricte turystycznej. Rejon Złotych Piasków, Słonecznego Brzegu. W tym roku Bułgaria ze względu na powolną agonię turystki w Tunezji i Turcji, stała się kierunkiem bardzo popularnym dla osób z niezbyt głęboką kieszenią. Tylko moje biuro turystyczne gościło tygodniowo od 1500-2400 Polaków.
I połowa z nich wracała rozczarowana.
To nie jest kraj przyjazny turystom. Phi! To nie jest kraj przyjazny ludziom 😉 Zwróćmy uwagę na powierzchnię będącej w Unii Europejskiej Bułgarii- jeśli na 111.000 km ² przypada jakieś 7 mln mieszkańców (dla porównania Polska to ok.312.000 km ² i jakieś 38 mln mieszkańców). Jakoś tłumów w tym kraju nie widzę. Wszyscy uciekają. Gdzie się da. Od mieszańców często słyszę o amerykańskim śnie.  Dla nich to raj, cel. Albo chociaż Anglia i Niemcy. Byleby nie tutaj. I uciekają. Przemieszczając się pomiędzy większymi miastami, przez okno samochodu widzę tylko pustkę. Nietkniętą przez ludzką rękę, dziką Bułgarię. Piękną Bułgarię. Niepokojąco piękną. 
Życie w Bułgarii nie jest łatwe. Przez wiele miesięcy brakowało mi jednego dobrego słowa na określenie codzienności w tym kraju. Kilka dni temu, kiedy stałam z szefową pod jednym z hoteli i rozmawiałam o ciągłych walkach, jakie tu wszyscy toczymy ze wszystkim, powiedziała że jest zmęczona ogarniającą nas SZARPANINĄ. Bingo!  
Życie tutaj to SZARPANINA… Ci, co nie wyemigrowali, to oszukują, kombinują i olewają. Co się da. Z jednej strony nie ma się co dziwić. My- Polacy też tacy byliśmy jeszcze 20-30 lat temu. Pełni zmęczenia niepowodzeniami, walczący o przetrwanie w feralnej rzeczywistości. Walczący jakkolwiek. Nawet nielegalnymi środkami.
Nielegalne środki to tutaj chleb powszedni. Słoneczny Brzeg i Złote Piaski pełne są luksusowych aut. Właścicielami raczej nie są menadżerowie hoteli 😛 Nie są też nimi rezydenci 😛 Właścicielami jest mafia. Narkotyki i broń można kupić… może nie prawie wszędzie, ale wystarczy popytać. Na większych imprezach wystarczy tylko popatrzeć po kieszeniach niektórych panów. Nie trzymają tam portfeli ani gazu pieprzowego. I na pewno nie wahają się tych zabawek używać…
Jakiś czas temu podczas nocnego transferu na lotnisko widzieliśmy pod jednym z naszych hoteli pełno policji i spanikowanych turystów. 5 minut wcześniej w hotelu miała miejsce strzelanina. Do recepcji wbiegło dwóch facetów strzelających do policji właśnie. Nie, nie oglądali się na turystów siedzących w recepcji. Phi! Ciekawe o co poszło… Mniemam, że tym razem nie o kobietę 😀
Jakimś cudem nikt nie został ranny. Jakimś cudem nie wspominali też o tym w polskiej TV 😛 Rodzicielka na bank kazałaby mi spakować walizki I NATYCHMIAST wracać do kraju 😛
Po całej akcji nieśmiało zapytaliśmy się szefostwa o możliwość otrzymania kamizelek kuloodpornych. Nie wiem czemu, ale nasz wniosek nie został rozpatrzony pozytywnie 😉

Mafia jak mafia, ale o terrorystach też nie powinniśmy zapominać 😉 Mówi się, że Bułgaria jest wolna od zagrożeń terrorystycznych.
Nie jest.
Niedawno na granicy z Macedonią zatrzymano kilku panów, którzy podawali się za uchodźców. W telefonach mieli masę filmików (instruktaży? 😛 ), w których głównym motywem było ucinanie głów. Niewiernym rzecz jasna 😛 Nie jestem rasistką, ale po sierpniowej akcji poszukiwania w kurortach turystycznych nad Morzem Czarnym dwóch terrorystów z Turcji, zaczęłam bardzo czujnie przyglądać się wszystkim turystom z ciemniejszą karnacją skóry 😛 Taki maluśki przejaw paniki ;P
Dobra… nastraszyłam.
Wiem.
To nie jest idealny kraj. Ale gwarantuje turystom słońce i niedrogie warunki przetrwania 😉 Jeśli ktoś nie oczekuje spektakularnych krajobrazów i miejsc z nieprawdopodobną historią, to Bułgaria jest dla niego dobrą opcją i zaznaczam NIEDROGĄ.  Przepraszam- nie może też oczekiwać, że hotel będzie czysty a obsługa z nieprzerwanym uśmiechem będzie mu nadskakiwać i rozwiązywać wszelkie problemy 😛

Bułgaria mimo wszystko może być też piękna. I jest. Ta naturalna, dzika… Najpiękniejsza późnym wieczorem. W samochodzie z otwartym dachem mknącym po pustej ulicy. Bilion gwiazd na niebie nieporównywalna do żadnego cztero-, pięcio-, sześcio-, czy wyimaginowanego siedmio-gwiazdkowego hotelu………..
🙂

 

pisane z plaży…

źródło: własne
źródło: własne

Siedzę na jednej z najładniejszych plaż w okolicy. Obok mnie zapłakana Rosi. Wzięłam ją na krótką wycieczkę, bo dziewczyna już nie daje rady.
-Chomikowa, ja już nie mogę. Cały czas jestem sama. Nie poznaję tych ludzi. To jest mój kraj, ale ja tych ludzi nie poznaję. Nie wiem co się dzieje… Ale ja nie poznaję tych ludzi i nie poznaję siebie. Chcę wrócić do domu…- chlipie mi na tej pięknej plaży. A ja nie wiem, co mam jej powiedzieć i co doradzić… Bo ja ją rozumiem. 

-Rosi, ale ja cię proszę… Zobacz, że to już końcówka… Jeszcze kilka tygodni i już będzie koniec. Zostań chociaż dla mnie i dla pieniędzy- próbuję ją motywować czym tylko się da 😛 Poza tym zobacz, że nie jest tak źle- co tydzień przyjeżdża do ciebie twój facet. Za 2 tygodnie przyjadą twoi rodzice. Chociaż masz kontakt z bliskimi. Niektórzy nie mają nawet i tego 😛 Niektórzy nawet języka tutejszego nie znają, więc się mordują z tymi tutaj, którzy po angielsku to jednak NIEKONIECZNIE.
Dałam jej do zrozumienia, że Chomikowa ma powody do zalania się łzami, ale twardo siedzi z tyłkiem na miejscu, bo nikt nie mówił, że będzie „lekko, łatwo i przyjemnie”. 😛 A nie lubię się poddawać.
-Spoko, Chomikowa, zrozumiałam. Faktycznie może być gorzej- i już się dziewczę zaśmiewa. Proszę… jednak jak człowiek sobie pomyśli, że inni mają gorzej, to jakoś im się lżej robi na żołądku 😛

Rozglądam się po plaży. Tyle uśmiechniętych twarzy, tyle rodzin z dziećmi, tyle spokoju, lenistwa i poczucia szczęścia. I ja z tą zapłakaną Rosi. Kompletnie tu nie pasujemy i to mnie boli. Jesteśmy, jak dwie zgniłe wisienki na torcie czekoladowym.
Jeśli nawet Rosi mówi, że nie poznaje swoich rodaków, to coś w tym musi być. Ja swoich rodaków też nie poznaję. Zresztą wszyscy mnie tu zaskakują. Może to wina tego miejsca? Może to ta walka o przetrwanie?
Nie mogę już patrzeć na ludzi, którzy nie potrafią zakończyć dnia bez litra alkoholu i bez wypalenia trawki. Jak nie potrafią sobie radzić z emocjami i stresem, to co tu robią kolejny sezon?
-Chodź, Chomikowa zapalimy i się zabawimy!- tak rymując proponuje mi relaksik znajomy…
-Ja już wiem jak ty się będziesz chciał zabawić.. Wybacz, ale na najbliższą noc już mam inne plany.
transfer na lotnisku na przykład 😛
-No coś ty! Chomikowa! Jak ty się nie rozluźnisz, to tu zwariujesz. A ja ci proponuję świetny relaks.
No nie wątpię,…
Chyba jednak wybiorę odpoczynek u siebie w łóżku.
Zresztą sex shopów jest tutaj pełno. Na każdym rogu kolejny. Wybór relaksu pełen wachlarz 😛

Poza tym zawsze mogę jechać z Rosi na piękną plażę. I zalać się łzami razem z nią 😀 😛

znikąd pomocy…

Jak to jest z nami- Polakami? Kim dla siebie jesteśmy? Wilkiem? Czy może bratem/ siostrą? Pomijam takie sytuacje, kiedy stajemy twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Kiedy pojawia się zagrożenie życia. Wtedy rzadko kiedy można liczyć na czyjąkolwiek pomoc i wcale się nie dziwię, bo genetycznie jesteśmy zaprogramowani na walkę o przetrwanie, nie zważając na bezpieczeństwo innych (od reguły oczywiście są wyjątki, ale nimi dzisiaj nie chcę się zajmować 😉 ). A co ze zwykłą, szarą, przyziemną codziennością? Pomożemy babci przejść przez jezdnię? Samotnej matce pomożemy wtaszczyć wózek z dzieckiem do tramwaju, czy autobusu? Zagubionemu turyście wskażemy drogę do klubu lub muzeum, którego tak usilnie poszukuje? A może pójdziemy razem z nim? Do klubu tudzież muzeum 😛

Bo tutaj na Bałkanach codzienność to walka… o wszystko. Chyba generalnie o przetrwanie. Mam wrażenie, że mieszkańcy nastawieni są tylko na siebie, na swoje „tu, teraz. Nachapać się”. Już pomijam fakt, że uśmiechniętego tubylca jeszcze chyba przez te 3 miesiące pobytu tutaj nie widziałam… A mówi się, że Polacy są ponurakami. Phi! Polak w porównaniu z tymi tutaj, to wiecznie uśmiechnięty i szczerzący ząbki Turek 😉
Podjeżdżam pod któryś z kolei hotel. Samochodem służbowym. Obklejonym nazwą mojego biura. Uśmiecham się szeroko, jak tylko mogę, choć jestem wściekła i prawie oczywiście spóźniona na kolejne spotkanie.
-Nie ma miejsca do zaparkowania u nas!- oznajmia mi pan parkingowy, który już widzę, że ma mnie w głębokim poważaniu, choć to też moja firma przykłada się do tego, że facet ma w tym kraju, w  którym bezrobocie sięga 18% robotę.
-Nie ma? To gdzie mam zaparkować? Na ulicy? Po 10 minutach mam jak w banku, że auto mi odholują (policja czujnie pilnuje źle zaparkowanych aut. Tylko mafii, która strzela po hotelach jakoś dorwać nie może… )
Pan wzrusza ramionami i odchodzi. A mnie szlag najjaśniejszy trafia, bo powinnam mieć zagwarantowane miejsce parkingowe na terenie hoteli WSZYSTKICH.
Obrazek, w którym walczę z moją walizką i innymi ciężkimi rzeczami próbując wdrapać się na któreś piętro hotelu, omijając przy tym kilku panów (dorodnych zresztą) jest obrazkiem codziennym. Na pomoc jakiegokolwiek pana bym nie liczyła. Jeden raz jakiś pracownik hotelu wtaszczył mi walizkę na górę, ale tylko dlatego, bo blokowałam mu drogę 😛

-Pani Chomikowa, czy mogłaby nam pani pomóc?- słyszę gdzieś za sobą rozpaczliwy głos turysty. Głosu nie podnosi, przerażenie ma wypisane na twarzy. Oczywiście, że pomogę. Jeśli tylko będę w stanie…- Bo my nie mamy gdzie podgrzać wody na jedzenie dla dziecka. Nie ma tu jakiegoś czajnika?
Powinien być… Lecę do recepcji.
-Czy macie może dostępny czajnik?- pytam uprzejmie, jak tylko mogę w recepcji.
-Mamy.
…………………………………………….
Trzymajcie mnie…
-A czy możemy go pożyczyć? Czy jakoś za kaucją, czy jak?
-Za kaucją, ale akurat jest wypożyczony- i patrzy się na mnie tymi swoimi bezczelnymi ślepiami. Widzę po twarzyczce, że nie mam co liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
-A kiedy zostanie oddany?- nie poddam się.
-Nie wiem.
Patrzę mu w oczy. Przedłużam spojrzenie jak tylko się da. W Polsce wszyscy wtedy miękną. Ale nie tutaj. Ten bezczelnie patrzy mi w oczy i widzę, że ma z tego świetną zabawę.
-To proszę mi w takim razie powiedzieć, czy możemy kupić czajnik, żeby podgrzać wodę dla dziecka?
-Nie.
I szlag mnie trafił najjaśniejszy.
-Proszę państwa- zwracam się do turystów- proszę sobie zakupić czajnik. Na moją odpowiedzialność.

Pracowałam znów ponad 12 godzin. Z małą przerwą na prysznic. Wieczorem w biurze wypełniałam papierki z kolegą z teamu. Już zaczęliśmy się zbierać, kiedy o 21.00 odebrałam telefon z pilną informacją. Musiałam jechać do dwóch hoteli naprawić to, co inni spieprzyli. Znów czekała mnie podróż 20 km w jedną stronę. Znów czekały na mnie krzyki niezadowolonych turystów.
Stałam na środku biura zmęczona i załamana.
-No chodź, Chomikowa. Szkoda czasu na załamywanie się. Jedziemy.- oznajmia mi Prawie Idealny.
-A ty gdzie chcesz jechać? To mój problem. Jest 21.00. Idź, Facet spać a nie będziesz ze mną jeździł w nocy po hotelach i słuchał niezadowolenia moich turystów.
-Już Chomikowa nie marudź. Dawaj kluczyki do auta. Tym razem ja prowadzę. I dawaj te swoje walizki, bo patrzeć nie mogę, jak je ciągniesz za sobą.
Pojechał. Pomógł. Z uśmiechem na ustach.
Aż sobie pochlipałam…
Bo się odzwyczaiłam.

 

czy ma pani czas, żeby porozmawiać o Bałkanach?

Wbrew pozorom nie dzieje się u mnie na tych Bałkanach zbyt wiele. Nikt się na mnie nie wydziera, nikt nie wydzwania do mnie po nocach, nikt nie zdemolował hotelu i nikt jeszcze nie dostał u mnie zawału serca 😛 I obym nie wypowiedziała tych słów za wcześnie 😛
Żeby nie było, że jednak podczas tych 11 godzin pracy dziennie nic się u mnie nie dzieje… Kilka dni temu, na jedno z moich z codziennych spotkań z urlopowiczami, dotarło małżeństwo. Ona taka sobie „szara myszka” (powiedziała ta „szalona” Chomikowa 😛 ) a on…  On zdobył moje serce już w pierwszej sekundzie. Może nawet wcale nie ten mężczyzna zdobył moje serce. On był po prostu wcieleniem człowieka, którego byłam przekonana, że już zapomniałam…
Sporo wysiłku mnie kosztowało, żebym skupiła się na tym, co mam do przekazania całej grupie. Nie boję się nawiązywać kontaktu wzrokowego, więc mój wzrok często padał na ów mężczyznę. Widziałam jak bardzo mi się przyglądał. Jeszcze nikt tutaj tak mi się nie przyglądał i nikt tak się do mnie nie uśmiechał podczas spotkania. Znam to spojrzenie.  U tego, którego myślałam, że już zapomniałam było takie samo- pewne siebie, rozbrykane. Cudowne.
Po dobrych kilku minutach zerkania w jego szerokie zielone oczy, ledwo się powstrzymałam od uśmiechu. Zaczęło mnie to po prostu bawić 😉 Spojrzałam na jego żonę. Bardzo uważnie mi się przyglądała. Zapewne bardzo dobrze zna swojego męża i wie, że to już jego nie pierwszy raz, kiedy próbuje flirtować z inną kobietą. To samo zachowanie, to samo spojrzenie i gesty. Niesamowite, że spotykamy na swojej drodze ludzi tak bardzo do siebie podobnych a jednak zupełnie innych.

-Proszę państwa, z mojej strony to już wszystko. Czy mają państwo może jakieś pytania? Mogę w czymś pomóc?- zadaję standardowe pytania.
-Jakbym miał jakieś wątpliwości, to oczywiście mogę do pani zadzwonić?- z niezwykłą pewnością siebie pyta Zielonooki. Swoją drogą „uwielbiam” to pytanie. Setkom turystów wydaje się, że w ciągu całego dnia spotkałam się tylko z nimi i tylko z nimi będę miała kontakt. A ja mam takich spotkań codziennie około 7-15…
-Jeśli będzie pan bardzo potrzebować mojej pomocy, to oczywiście. Zapraszam jednak na mój dyżur, podczas którego chętnie państwu pomogę.- odpowiadam zdaje mi się, że dość profesjonalnie.
 Jak widać nie za bardzo…
Wieczorem dzwoni telefon.
Niech to szlag.
-Witam panią, pani Chomikowa. Widzieliśmy się dzisiaj przed południem w hotelu. Wiem, że mówiła pani, że w razie ewentualnych pytań, powinienem przyjść na pani dyżur, ale…- tu zawiesił głos. Jak na początku był bardzo pewny siebie, tak teraz…
-A w czym mogę panu pomóc?- nie chcę się wdawać w głupią rozmowę. Po co mi to? Mimo tego, że serce bije mi mocniej, rozsądek mówi, że szkoda czasu na coś, co tylko obudzi wspomnienia.
-Czy nie miałaby pani wolnego wieczoru, żebyśmy mogli porozmawiać? O Bałkanach rzecz jasna.- wróciła mu jego pewność siebie.
-Rzecz jasna, że o Bałkanach. Bo o czym innym moglibyśmy porozmawiać, prawda?- staję się zadziorna i złośliwa.
-Na pewno znaleźlibyśmy wiele wspólnych tematów.- Zielonooki się nie poddaje.
-A czy pańska małżonka również będzie uczestniczyć w tym spotkaniu?- pytania zdawałoby się podbramkowe. Zezłościłam się jego pewnością siebie, która… i tak mnie pociąga. To troszkę jak walka sama ze sobą…
-Małżonka  gdzieś sobie chodzi na spacery, więc wieczór mielibyśmy dla siebie. Co pani na to?
-Przepraszam pana, ale ja dzisiaj wieczorem pracuję. Poza tym małżonce na pewno będzie miło, kiedy pan jej będzie towarzyszyć podczas spacerów.
Jakie to szczęście, że jestem zawalona robotą. Nawet jakbym bardzo chciała, to nie dałabym rady. Mam wymówkę, Jak to dobrze, że mam wymówkę…

Jak myślicie- złoży na mnie wyimaginowaną skargę?
😛

przyfrunęłam na Bałkany :)

źródlo: pixabay.pl
źródlo: pixabay.pl

Jestem z siebie DUMNA 😛 Obyło się bez tabletki na uspokojenie i bez spazmatycznego płaczu na lotnisku 😛 Byłam najzwyczajniej w świecie tak zmęczona bezsenną nocą i ciągłym stresem związanym z lataniem, że na lotnisku i w samolocie było mi WSZYSTKO JEDNO 😛 Nie było dla mnie ważne, czy są turbulencje, czy lot przejdzie gładko. Ważne było to, żeby się zdrzemnąć 😛 Na lotnisku spotkałam koleżankę z castingu (jak zwykli mawiać warszawiacy na rozmowę kwalifikacyjną 😛 ), więc od razu poczułam się swobodniej. Doczłapawszy się z bagażem podręcznym i uwieszonym laptopem na szyi pod bramkę, zauważyłam śpiącego chłopaka, który elegancko rozłożył się na siedzeniach. Podeszłam do niego bliżej i… POZNAŁAM GOŚCIA. Też z castingu 😀 Niepewnie ciupnęłam go paluchem w policzek i zrobiłam pobudkę 😉 Taką chłopakowi znajomi zrobili imprezę pożegnalną, że nie zdążył wytrzeźwieć na czas 😀 Nie wiem czemu, ale już zdobył moje serce 😀

Poza tym? Poza tym jestem wyeksploatowana jak motorek w Indiach, ale mam naokoło siebie, póki co uśmiechniętych ludzi. I plażę. Z ciepłą wodą 🙂
Jest dobrze
🙂

it’s time to go

IMG_20150513_154045Ostatnie dni w Polsce.
Pamiętam, kiedy ponad rok temu wściekła na całe swoje życie, na brak chęci i przede wszystkim siły do podejmowania jakichkolwiek działań, trafiłam w sklepie na podkoszulkę z napisem „Someday I’ll fly away„. Stanęłam w przymierzalni i się popłakałam. Tak bardzo wszystko było nie tak, jak powinno. I tak bardzo chciałam, żeby w moim życiu pojawił się jakiś impuls, który pozwoli mi zadziałać, uciec i coś zrobić. Bardzo wierzyłam, że nadejdzie dzień, kiedy się uda. Ta podkoszulka miała być moją motywacją i nadzieją.
Leci ze mną 🙂
Przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się już kilka tygodni temu, ale tak naprawdę ten tydzień kopie mnie po tyłku. Najbardziej bałam się powiedzieć dziadkom, że wyjeżdżam. Dla nich wyjazd jakikolwiek i gdziekolwiek to „niebezpieczna zachcianka”. Życie powinno się spędzać z rodziną. I Sierściem (kotem). W domu rzecz jasna. Czułam, że babcia wpadnie w rozpacz a dziadek niebezpiecznie się nadnie i nie odezwie się ani do mnie ani do Rodzicielki przez wiele miesięcy…
-Dziadki! Dostałam pracę, o którą się starałam- informuję ich dość ostrożnie.
-O, no to dobrze, Wnusiu. To gdzie będziesz pracować?- pyta babcia.
Biorę głęboki wdech. 1,2,3,4…
-Bałkany, babciu- poszło. Ufff. To teraz szybko uciec i nie słuchać tego, co mnie czeka…
-A! No to pięknie! Tam jest podobno bardzo ładnie!- ekscytuje się babcia a ja oczom własnym nie wierzę. Gdzie łzy, rozpacz, wyrzuty?
I tak mijały tygodnie. Czasem tylko dziadek zadał mi jakieś nieprzytomne pytanie:
-To gdzie ty, Malutka będziesz tą stewardessą?
-Na jak długo jedziesz na te wakacje? Na 2 tygodnie?
-A jak cię tam gdzieś sprzedadzą?
Cierpliwie odpowiadałam na pytania, tłumaczyłam i wydawało mi się, że jakoś sytuację ogarnęłam.
Ostatnie dni przed wylotem to już jazda bez trzymanki. Jestem na ekstremalnej huśtawce emocjonalnej. Ekscytacja miesza mi się z głębokim lękiem. Najbliżsi mi nie pomagają. Moje dziewczyny żegnają mnie ze łzami w oczach. Rodzicielka widzę, że plącze się chaotycznie po domu bez jasnego celu. Moja N. cały czas mi wmawia, że ja tam zostanę i ona tego nie zniesie. Przyszywany Ojciec zabrania mi wracać do Polski. A ja zaczynam już tęsknić nawet za dzieciakami moich dziewczyn 😛
Wczoraj dziadek zadzwonił do Rodzicielki.
-I jak się teraz z tym czujesz?
-Ale z czym, tato?
-Z tym, że pozwoliłaś, aby twoje jedyne dziecko wyjechało do pracy w burdelu.

Nooo… To zanim ja dotrę do tej pracy w „burdelu” najpierw muszę znaleźć samolot, w który mam się przesiąść gdzieś w głębokiej Europie… A biorąc pod uwagę to, że nie jestem w stanie znaleźć wyjścia z Dworca Centralnego w Warszawie, to nie wiem jakim cudem z moim panicznym lękiem do samolotów i latania znajdę w ciągu 30 minut na obcym lotnisku samolot, w który mam się przesiąść… 😛

Następny wpis, jak się ogarnę na miejscu 😉

—————————-
W zakładce „Zrecenzowane przez Chomikową” możecie znaleźć recenzję debiutanckiej książki Dominiki Słowik pt. „Atlas: Doppelganger”.

blog ma MOC!

źródło:Internet
źródło:Internet

Za chwilę minie rok od dnia, w którym założyłam niecodzienne-notatki. Motywowana przez moją N. i Rodzicielkę, zarejestrowałam się na platformie blog.pl. Wiedziałam, że moja pisanina ma być z przymrużeniem oka; że ma być jakąś tam moją małą formą walki z szeroko pojętą niesprawiedliwością, i że ma wyśmiać nasze poważne i sztywne podejście do dnia codziennego. Natomiast w ogóle nie przeszło mi przez myśl, ilu poznam ludzi; na jaką ilość maili będę odpisywać; ile wyleję łez wzruszenia; jak często będę wybuchać śmiechem; ile godzin spędzę nad klepaniem w klawiaturę komputera oraz… jakie tak naprawdę blog ma MOŻLIWOŚCI.
Spotykając się z innymi blogerami nasłuchałam się tysięcy opowieści o tym, jak blog zniszczył ich znajomości i przyjaźnie. O tym jak posypały się związki, bo czyjaś „połówka” nie mogła zrozumieć jeszcze innej miłości poza nią samą. Jak widać miłość jest bardzo egoistyczna… Ktoś dzięki blogowaniu zebrał pieniądze dla chorej córki. Jeszcze ktoś inny znalazł miłość swojego życia (oby jednak miłość znów nie okazała się być miłością samolubną 😛 ). Ktoś znalazł wymarzoną pracę. Masa blogerów wydaje swoje książki. O wszystkim. Ha! Niektórzy blogerzy pozują w swoich pokręconych ciuchach na „ściankach” 😛 Legendy głoszą, że dostają za to nawet pieniądze! 😀 To jest dopiero LIFE 😀

Chomikowa jak do tej pory blogiem życia nikomu nie uratowała, książki nie wydała (broń Boże!) i miłości samolubnej nie znalazła 😉 Ba! Zdążyła się już nawet skłócić z rodziną! Jak się bowiem okazało niecodzienne-notatki dość poczytnym blogiem są 😛 Człowiek niby nie ma jakiejś oszałamiającej liczby odsłon, ponadto stara się być anonimowy a tu proszę, taka NIESPODZIANKA 😛 I to jakie osobistości bloga czytają! Kto by się spodziewał! Takich fanów mieć! Pamiętacie Oślicę z mojej byłej pracy?- OTÓŻ TO! Podobno nawet trochę się w pracy ogarnęła i pracownicy nie życzą jej już długotrwałej choroby uniemożliwiającej codzienne stawianie się w pracy 😛 Teraz życzą jej jedynie zmiany miejsca pracy 😛
Cóż… zasługi przypisuję sobie 😛 😀 Całować w pierścień nie trzeba, dziękować również 😀 😛
Ja się tylko boję, że woda sodowa może mi do tej Chomikowej głowy uderzyć…
😛

Dzisiaj ruszył nowy projekt kilku blogerek, które bardzo sobie cenię: na temat blogowania wpis dodały dzisiaj również inne autorki: Arte1973, Avatea i Lunka1969.
http://arte1973.blogspot.com/2015/04/blogowacisko-po-co-to-wszystko.html?zx=6f5d0727998d9273
http://szkodnikowo.uchwycone-chwile.pl/dziennik-okretowy-co-gdzie-kiedy-dlaczego/
http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl/2015/04/30/blogowe-wyzwanie-na-kwiecien-dlaczego-bloguje/

Zerknijcie jaką rewolucję w życiu zafundował im ich osobisty blog 🙂