„wybitne” zdolności Chomikowej


Walczę z kompleksami. Dwoma największymi. Pierwszy to kompleks wyższości (jasna sprawa) a drugi to umiejętności językowych a raczej ich brak. Z moim wzrostem nic się nie da zrobić, więc już się z tym pogodziłam. Natomiast jeśli chodzi o umiejętności językowe, to staram się z moimi kompleksami walczyć, bo uważam że nieznajomość choćby jednego języka obcego w dzisiejszych czasach, to wstyd a znajomość tylko jednego o niczym wielkim również nie świadczy. Teraz powinno się znać znakomicie angielski, bardzo dobrze niemiecki i dobrze jakiś inny język ( w modzie jest szwedzki, węgierski, fiński, norweski czy inny typu „szybciej żyły sobie powygryzam, niż się tego nauczę”). Takie realia niestety. I co mają począć takie biedne żuczki, jak ja na przykład, kiedy nauka języków idzie im BARDZO opornie…? Angielskiego uczę się już jakieś 15 lat i nadal nie mogę zrozumieć wszystkiego, co mówi do mnie rodowity londyńczyk… Francuski znam na poziomie „tak, tak… prawie panią rozumiem, ale tak naprawdę, to nie mówię po francusku”. I co z tego, że się staram i że chcę? Może jakbym mieszkała na stałe w jakimś obcojęzycznym kraju, to bym to ogarnęła, ale tak… Boli mnie to, BARDZO. Chciałabym bez większego problemu przyswajać obce słówka i zwroty. Chciałabym mieć po prostu TALENT do nauki języków obcych. Albo na litość boską JAKIKOLWIEK inny talent. A tu dupa.
Talentu muzycznego u mnie brak. Może i jakieś poczucie rytmu mam i pogibam się na dyskotece, ale nic poza tym. Nauka gry na pianinie skończyła się spazmatycznym płaczem przy próbie zaliczenia u pani profesor kolędy. Rysować, malować czy czegokolwiek innego plastycznego również nie jestem w stanie wykonać i to wiedziałam już od momentu, kiedy  w wieku 8 lat narysowałam Rodzicielce Gacka i Wacka a tę ogarnął taki śmiech, że aż zrzuciła talerz ze stołu. Wybitym sportowcem również nie zostałam. Pamiętam, jak w wieku 13 lat na koloniach nie byłam w stanie wejść na konia. Musieli mnie podsadzać. Rodzicielka do tej pory przy trafieniu na zdjęcie przedstawiające konia, zalewa się łzami niepohamowanej radochy. O jakimś talencie konstrukcyjnym też mogę zapomnieć. Złożenie głupiej szafki pod zlew stanowi dla mnie wyzwanie na cały dzień. A instrukcja obsługi mówi jasno i wyraźnie „czas składania- 30 minut” (dla Chomikowej 30 minut każdego dnia przez kolejny miesiąc). I tak żyję na tym świecie jak ostatnia sierota.
Wczoraj zadzwonił do mnie znajomy. Nienawidzę go. Nienawidzę go dlatego, bo nauka języków to dla niego pikuś. Doskonale zna język węgierski (!!!!) i angielski. Ostatnio wspominał, że podczas 5 miesięcznego pobytu w Serbii nauczył się tego języka na poziomie swobodnie-komunikatywnym. NIENAWIDZĘ GO.
-Co tam u ciebie, Chomikowa? Co ty w ogóle porabiasz po tej Bułgarii?- pyta znajomy, którego NIENAWIDZĘ 😛
-Nic specjalnego. Łażę na kursy językowe, trochę pracuję.
-A po co ci kursy? Przecież znasz angielski, prawda?- po czym zaczyna do mnie mówić w tymże języku i to z bardzo dobrym akcentem. Ja się zawstydzam kompletnie i wolę się nie pogrążać, więc odrobinkę zmieniam temat.
-Zazdroszczę ci tego, że tak łatwo ci idzie nauka języków. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Eee tam łatwo. Trzeba tylko trochę chęci i każdy się nauczy.
Pieprzy bzdury i już mnie drażni.
-No wiesz, ja tam mam sporo chęci i jakoś podczas mojego pobytu w Bułgarii jestem w stanie wyrecytować może ze 4 zwroty w tymże języku i kilkanaście słówek. WSZYSTKO. Brawa możesz zacząć bić później. To chodzi o jakieś predyspozycje albo inaczej zwany talent.
-Chomikowa, ale co to za drugi język, którego tak namiętnie się uczysz?
Z lękiem odpowiadam, że francuski…
-J’aime bien parler avec toi- mówi do mnie z pięknym francuskim akcentem.
……………………
Dobił mnie. Dobił mnie KOMPLETNIE. Do oczu zaczęły mi napływać łzy i nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Jestem kompletną idiotką. Niczego nie potrafię tak naprawdę dobrze. Jestem chodzącym beztalenciem. Nawet nie potrafię kota narysować. NIC. Jakoś się wymiguję udaje mi się zakończyć naszą komiczną konwersację. Przy okazji zalewam się łzami.
Jak na złość akurat Rodzicielka przyszła do mnie po głęboko schowanego Grześka.
-Jezu, Dziecko! Co się stało? Dlaczego płaczesz?
-Bo jestem chodzącym beztalenciem! I nawet nie próbuj zaprzeczać! Tyle lat się uczę języków i NIC a potem dzwoni taki jeden do ciebie i się okazuje, że zapierdziela przynajmniej 4 językami „ot tak” i właśnie dzięki temu dostał zajebistą pracę w Hiszpanii. A ja co?- NICO.
-Dziecko, co ty gadasz? Jest wiele rzeczy, które świetnie robisz!
-NIBY JAKIE??? OŚWIEĆ MNIE!
-Jejuuu, no wiesz… -zamyśla się niebezpiecznie- na przykład trawę pięknie kosisz! Na całym osiedlu nikt tak pięknie nie ma skoszonej trawy, jak my.
Uszom własnym nie wierzę.
-I pięknie odśnieżasz! Zawsze mamy cudnie odśnieżone podwórko i podjazd.
-Świetnie! Jeszcze mi powiedz, matka, żebym się rozwijała w tym kierunku!
-No wiesz… myślę, że sąsiedzi byliby zachwyceni.

Ostrzegam, że poklepania po plecykach nie potrzebuję 😛

bajki… nie dla wszystkich?

źródło: Internet

Niedawno potrzebowałam kupić bajki dla dzieci. Takie na DVD, do puszczenia dziecku na 1,5 h, żeby dziecko „zniknęło” 😉 Nie szukajcie zbyt daleko przyczyn, bo są prostsze, niż może się wydawać 😛 Potrzebowałam i już 😛 Bajka miała być coś w stylu „Czerwonego Kapturka”, „Calineczki”, czy czegoś podobnego. Obstawiałam raczej Andersena, choć nie pogardziłabym innym autorem.
Najtańszym i najszybszym źródłem dostępu do bajek na DVD jest ryneczek. Od wieków stoi tam dwóch panów, którzy sprzedają „przeterminowane” gazety i płyty DVD z tychże gazet.
-Przepraszam, czy ma pan może jakieś bajeczki?- pytam i uśmiecham się przyjaźnie, bo dzień mam wyjątkowo przyjemny a i pan wydaje się być bardzo przyjemny 😉
-Ależ oczywiście! Zaraz coś tutaj dla pani znajdziemy. Niech pani sobie tutaj poszuka czegoś dla siebie- i wyjmuje spod „lady” sporych rozmiarów torbę.
Cała uradowana wkładam w torbę prawie że całą głowę i rozpoczynam poszukiwania. Biorę do ręki pierwszą, drugą, piątą płytę i… aż zaniemówiłam. Owszem, trzymałam w rękach „Czerwonego Kapturka” i „Królewnę Śnieżkę”, ale na pewno nie była to wersja dla 7-letniego dzieciaka.  To była wersja dla mnie 😛
-Panie! Ja chciałam BAJKI DLA DZIECI a nie dla dorosłych!- mówię i w rezygnacji rozkładam ręce pełne filmów erotycznych 😀
-A, to takich to nie mam-pan mi odpowiada i wyrywa płyty z rąk, po czym szybkim i sprawnym ruchem chowa torbę z powrotem pod „ladę”.
-Ktoś to w ogóle w dobie Internetu jeszcze kupuje?- pytam z czystej ciekawości.
-A czasem kupują. Nie wszyscy mają przecież komputer w sypialni.
No racja.
Bajkę dla dzieci puszczę jednak online 😛

niespodzianka w saunie

Zarejestruj, No Nude Opalania, Informacji, Beach
źródło:pixabay.com

Sauna w moim centrum sportu nie jest koedukacyjna, więc troszkę się zdziwiłam, kiedy zbliżając się do pomieszczenia, usłyszałam wydobywające się z niego męskie głosy. Mężczyzn się nie boję, więc mimo wszystko, dzielnym krokiem weszłam do środka.
-Nie będzie pani przeszkadzać, że są tutaj panowie?- pyta się mnie dziewczyna, która najprawdopodobniej korzystała z uroków sauny z dwoma kolegami.
-Nie, absolutnie-odpowiadam zgodnie z prawdą, bo towarzystwo jest wesołe, więc i mnie może jakoś te 15 minut zleci w dobrym humorze.
-Ale wie pani, my tutaj nago sobie siedzimy-zagaduje wesoło jeden z panów.
Rzucam na nich okiem i widzę, że przecież wszystko jest okej. To znaczy golizny BRAK 😛 więc nie budzi się we mnie instynkt samozachowawczy.
-A spoko, ale nie liczcie na to, że ja się rozbiorę- odpowiadam i boję się, co może nastąpić.
Tu nastąpił jęk rozczarowania a ja siadam z tyłkiem na ławeczce.
I faktycznie- towarzystwo jest wesołe. Gadamy sobie o pierdołach, opowiadamy dowcipy. Prawie jak przy ognisku 😀 😉 Po niecałych 10 minutach dziewczyna z jednym chłopakiem opuszcza saunę. Ja się modlę, żebym wytrzymała jeszcze 5 minut i wdaję się w rozmowę z trzecim facetem. I o dziwo nawet dobrze nam się rozmawia. Chłopak też wydaje się być całkiem spoko. Rozmowny, dowcipny, otwarty. Otwarty…
-Wiesz co? Ja pójdę jeszcze pod szybki prysznic, ale za chwilę tu wrócę, ok? – pyta się mnie, jakby o pozwolenie???
Chłopak wstaje a ja widzę pozostawione przez niego… majtki i okulary do pływania. Świetnie. Bajecznie.  Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ten ręcznik, którym jest okręcony naokoło talii pozostanie na swoim miejscu…
Nic bardziej mylnego. Ręcznik pozostał w jego rękach….
Wlazł do sauny taki, jak go Pan Bóg stworzył a że sauna jest naprawdę niewielka a ja siedziałam przy drzwiach, tak facet wchodząc do środka, machał mi swoim… penisem przed samymi oczami. Matko kochana! Przed samymi oczami! W odległości tak bliskiej, że aż zez mi się zrobił!
No dlaczego JA?! Dlaczego ja nie mogę przeżyć choćby jednego tygodnia bez jakiś dziwnych zdarzeń w moim życiu! Jestem sama z nagim facetem w pomieszczeniu 3×3 metry! I co ja mam teraz zrobić z tym gościem?! Jak mam z nim prowadzić dalej dialog?! Na czym mam skupić wzrok??????
Facet rozsiadł się na ławeczce jak pan i władca. Pełna swoboda, pełen rozkrok i luz.
-Chomikowa, bądź tolerancyjna. No bądź! Nagość to nie koniec świata. Już widziałaś nagich facetów, więc nie masz być czym zaskoczona. Bądź TOLERANCYJNA do cholery!- myślę sobie, a raczej wmawiam.
-A ty nie lubisz się rozbierać? Nie lubisz poczuć takiej wolności?- zagaduje Pan Swobodny.
-Ja???? Ja tam wolność czuję jak jestem w lesie i to ubrana, więc niekoniecznie- odpowiadam zażenowana.
-A ja bardzo lubię iść do sauny bez ubrania. Często sobie tutaj przychodzę, zdejmuję kąpielówki i korzystam z życia. Tobie też proponuję, to naprawdę działa. Musisz koniecznie spróbować.
-Muszę? Dzisiaj????
-Pewnie, czemu nie?
Pewnie. Oczywiście… Na co on liczy?- że ja się rozbiorę i wskoczę na niego? Taka fantazja seksualna sprzed lat? Może teraz się w końcu UDA? Czemu to ma służyć?!
-BO CIĘ NIE ZNAM- palnęłam, jak nierozgarnięta.
A jeszcze 3 minuty temu było tak miło… Szlag by to!
-No, ale nie mów mi, że ci to przeszkadza? Raz mi się zdarzyło, że siedziałem tak z jakimiś dziewczynkami tutaj, które przyszły się ogrzać. Ty wiesz, że one nie wyszły od razu? Posiedziały nawet z 5 minut.
DZIEWCZYNKAMI?! Nie, to nie jest zdecydowanie NORMALNE. To jest cholernie podejrzane. Nagi gość w damskiej saunie, który mi mówi o dziewczynkach.
-Dobra, jak dla mnie to już wystarczy- informuję Pana Swobodnego i zbieram swoje zabawki- do zobaczenia.
-Ojej! Naprawdę już musisz iść? Posiedź jeszcze!
Nigdzie nie będę siedzieć. Postanowione.
-Do zobaczenia (oby nigdy więcej).
-Do zobaczenia! Musi być do zobaczenia!

To chyba nie było normalne, prawda? Nie jest też normalne to, że mnie ciągle spotykają dziwne sytuacje.
A może jestem NIETOLERANCYJNA????

zakochana Blondynka i świetlana przyszłość Chomikowej

źródło: giphy.com

W weekend spotkałam się z Moją Blondyną. Jakaś kawa, zakupy, pierdu, pierdu. I jak bumerang wrócił temat Zaślepionego. Temat Zaślepionego ciągnie się już dobre 3 lata.
Swoją drogą tylko ta dziewczyna potrafi wszystko tak rozwlec w czasie… Chłopak próbuje ją zdobyć już właśnie jakieś 3 lata. Dobra- idealny nie jest, ale Moja Blondynka też nie 😉 Tak więc jak na moje Chomikowe oko pasują do siebie IDEALNIE. Dziewczyna kołuje nim, kręci, odrzuca, flirtuje, po czym dla odmiany znów kołuje, kręci tylko po to, żeby za chwilę śmiertelnie się na niego obrazić. A on? A on nadal wierny jak pies.
Jakiś rok temu podczas kolejnej rozmowy straciłam cierpliwość, bo mi się chłopaka autentycznie szkoda zrobiło.
-Laska! A możesz mi wyjaśnić czemu ty nie chcesz z nim być? Czego mu brakuje?!
-Bo on mnie za dobrze zna.
-Proszę cię! Nie doprowadzaj mnie do szału!- zaczynam podnosić na Blondynę głos, co oznacza, że naprawdę tracę cierpliwość- Ty się powinnaś cieszyć, że on dobrze cię znając nadal chce z tobą być! Bo ja bym nie chciała, zabiłabym cię.
-Oj, nie przesadzaj… Jestem troszkę zakręcona i niezdecydowana, ale żeby zabić…?
-Tak! Bo ty robisz facetowi wodę z mózgu! Radek też ci tak robił i ile się z niego leczyłaś?! Jak możesz tak robić komuś innemu? Zaślepiony to nie jest zły chłopak, on sobie na to nie zasłużył!
-Nie krzycz na mnie, Chomikowa!-Blondyna widzę, że też mimo szczerej miłości do mnie również zaczęła tracić cierpliwość.
-Bo ja ciebie nie rozumiem! Skoro nie chcesz z nim być, to czemu z nim flirtujesz i dajesz mu nadzieje?!
-Ja mu niczego nie obiecywałam.
Dostaję szału. To nie jest zła dziewczyna. Naprawdę nie jest. Raz została mocno skrzywdzona przez Radka (na własną prośbę zresztą, bo mnie nie słuchała) i od tego czasu coś się z nią porobiło.
-Ale cały czas odpisując na jego smsy i umawiając się z nim na którąś tam z kolei kawę (o wspólnych wakacjach do cholery nie wspominając!) dajesz mu nadzieję, że jednak coś z tego będzie a sama zresztą mówisz, że go lubisz, to czemu NIE CHCESZ spróbować?
-Bo on mnie zostawi.
-Bredzisz. Skąd wiesz? A nawet jeśli, to TRUDNO. Świat się nie skończy, uwierz mi.
-Dobra, nie będę z tobą gadać na ten temat.
Proszszszszszsz…….
I nie gadałyśmy. Dobre kilka miesięcy. Aż w ten weekend znów niestety wrócił temat Zaślepionego.
-Wiesz Chomikowa, to taki dobry chłopak i tak fajnie nam się znów gada.
Biorę głęboki wdech. Nie chcę się nic odzywać, bo zaraz znów się pokłócimy.
-To nic nowego, Blondyna.
-No właśnie… To niesamowite, że on tak dobrze mnie zna. On czyta już w moich myślach, wiesz?- zamyśla mi się.
Obserwuję ją, bo przy temacie Zaślepionego zdarzyło się to tylko raz a potem i tak nic z tego nie było. Przy okazji oczywiście przeglądam sukienki, które są BOSKIE… Tylko gdzie ja bym takie cacuszka założyła… 🙁 Chyba tylko na Sylwestra, którego spędzę znów nie wiadomo jak…
-To chyba dobrze, że… tak dobrze cię zna, nie uważasz?
-No nie wiem, czy dobrze… I używa nowych perfum… Pachnie w nich BOSKO. Wyprzystojniał…
-Matko kochana, to się z nim chociaż prześpij- daję radę ostateczną, bo już mi sił brak.
Blondyna jednak obrzuca mnie wzrokiem śmierci.
-A ty co taka święta?! Ty mnie tak nie karć wzrokiem! Nie masz 15 lat i dziewicą też nie jesteś! Jak nie wiesz co z nim zrobić, to się z nim prześpij. Może wtedy będziesz wiedziała.
Jejku… SPÓDNICZKA! Czarna! Potrzebuję czarną spódniczkę…. ale mam taką już niebieską i szarą… Ale czarnej nie mam. Blondyna jako głos rozsądku przypomniała mi, że mam taką niebieską i szarą. Niech ją szlag. Rozsądek zwycięża… 🙁
-Nie pójdę z nim do łóżka- odpowiada, ale coś nie jest przekonana.
-A niby czemu NIE?!- pytam podirytowana i bardzo mnie ciekawi jaką wymówką mnie teraz poczęstuje.
-A no nie wiem. Na pewno jest dobry w łóżku… Ale co jak mnie zostawi? Co jak nam nie wyjdzie?
-To świat się NIE SKOŃCZY! Radek też cię zrobił w trąbę i popatrz- jesteś tu i teraz ze mną na zakupach. Zobacz jak jest fajnie- ciuchy przymierzamy, kawę pijemy, śmiejemy się. Żyjesz i jest dobrze. Jak nie wyjdzie, to pójdziesz na wino, trochę popłaczesz i świat się będzie dalej kręcił.
-Pójdę na wino z tobą, Chomikowa.
-Oczywiście, że ze mną. Ze mną się chodzi na wina wszelakie 🙂
– Jak to dobrze, że cię mam, Chomikowa! Ty mi zawsze humor poprawisz!
-To czasem posłuchaj rad cioci Chomikowej. Kto, jak kto ale ja mam za sobą tyle rozstań, że wiem jak to działa. Ogarnij się więc i zrób coś z tym wszystkim. W jedną albo drugą stronę. Nie można tak kołować człowiekiem.
-Może i powinnam, ale mnie przeraża to, że on mnie tak dobrze zna, i że wszyscy nas widzą jako przyszłą parę…
-Bo PASUJECIE do siebie a on cię naprawdę musi kochać. Pomyśl jaki skarb jest koło ciebie a ty nie chcesz mu nawet dac szansy, bo…? Bo co jak cię zostawi? Błagam cię.

Kilka minut temu dostałam smsa od Blondyny. „Ja pierdzielę. Jestem przerażona. Spędziłam z Zaślepionym cały weekend i jestem spanikowana. On jest wspaniały, męski, podniecający i taki kochany. Całuje świetnie! Już sobie wyobrażam jaki musi być w łóżku! I chyba ja też jestem zakochana! Chomiczku, dziękuję ci za tą naszą ostatnią rozmowę! Dziękuję!”
3 lata na to czekałam….
I w tej chwili coś sobie uświadomiłam… Moja Blondyna to była ostatnia dziewczyna z mojego otoczenia, która nie miała partnera… Właśnie otworzyła się przede mną perspektywa spędzania wszystkich wolnych wieczorów z Trytkiem, czyli kotem Rodzicielki i Przyszywanego Ojca.

Bosko.
Tak, użalam się nad sobą.

Rodzicielka a media społecznościowe

Ogólnie wiemy, że Internet jest wykorzystywany w obecnych czasach do… wszystkiego. Szukamy informacji, rozrywki i kontaktu ONLINE. Gdzie? W mediach społecznościowych.
Moja Rodzicielka również szuka kontaktu. ONLINE.

Jeszcze za czasów słynnej naszej-klasy wpoiłam Rodzicielce najważniejszą zasadę „od profilu własnej córki trzymaj się z daleka”. Inne zasady zdawały się być zbyt skomplikowane, żeby je tłumaczyć kobiecie, która…  spójrzmy prawdzie w  oczy- nastolatką już nie jest… Lub po prostu jeszcze nie istniały.
Dopiero od czasów słynnego „fejsa” zaczęły pojawiać się problemy. Bo Rodzicielka od czasów mojej nieobecności w ojczyźnie, fejsa pokochała całym sercem. Tylko, że bez wzajemności.
Posiadając konta na profilach społecznościowych powinniśmy podporządkować się pewnym zasadom (niekoniecznie pisanym), które tam TEŻ obowiązują.

1.Przede wszystkim pamiętajmy, że nie jesteśmy tam ANONIMOWI.
2. Jeśli w realnym życiu nie utrzymujemy z kimś bliskich lub serdecznych kontaktów, to taka sama relacja występuje na portalu społecznościowym.
3. Kiedy kogoś nie znamy a nie jest on/ona osobą publiczną, to nie szturgajmy na wszystkie strony jego profilu i nie zostawiajmy tam zbyt wielu śladów po sobie…
4. Nie wrzucajmy zdjęć osób, które wcześniej nie wyraziły zgody na ich publikację!
5. Jak ktoś jest znajomym córki/syna lub kogokolwiek innego z naszych znajomych czy rodziny, to nie znaczy, że możemy swobodnie poruszać się po jego profilu! Nie wiemy jakie ich łączą relacje!*
5. Jeśli ktoś jest „online” to nie oznacza to, że akurat może prowadzić godzinną rozmowę na czacie lub gdziekolwiek indziej 😛

Moja Rodzicielka o niektórych z tych zasad zdaje się nie wiedzieć… lub nie pamiętać. Na jedno wychodzi 😛 Coś jej się nie podoba?- daje temu wyraz. Coś jej się podoba?- tym bardziej wszyscy się o tym dowiedzą. „Lajkuje” co popadnie i gdzie popadnie. Słoniki, kotki, żabki, dowcipy, filmiki, wydarzenia, o których nie ma zielonego pojęcia „ale przecież tam jest wstawiony taki ładny obrazek”, udostępnia reklamy produktów, o których istnieniu nie ma pojęcia „bo mi się samo kliknęło i nie wiedziałam jak usunąć” a jako zdjęcie profilowe ustawia sobie Minionka…

Zęby zaciskałam i tłumaczyłam sobie, że „w tym wieku to już tak jest, i że matkę własną trzeba kochać taką jaką jest, bo innej się nie ma;) „.
Do czasu, jak mi nie zaczęła szaleć po profilu MOJEGO znajomego, który wolałabym, żeby pozostał DALEKIM znajomym. Jakim cudem doszła do tego profilu, nie wiem do tej pory. Zapewne ona sama też nie. Natomiast znajomy, który ma być przypominam DALEKIM znajomym, przypomniał sobie o moim istnieniu NATYCHMIAST.
-Chomikowa! Co u ciebie? Widziałem, że twoja mama lubi u mnie bywać (…) to może i my w końcu się spotkamy na jakieś piwko, hm?- zagaduje.
-Musisz jej to wybaczyć… Jeszcze nie przyswoiła, że jak się kogoś nie zna, to nie włazi się do niego z buciorami… A ja przepraszam cię bardzo, ale jeszcze nie wróciłam z Bułgarii- kłamię. Czasem mi się zdarza…-Ale jak tylko wrócę, to postaram się dać ci znać-brnę w kłamstwo dalej.
-Spoko, nie ma problemu! Tylko się odezwij, bo naprawdę dawno cię nie widziałem i boję się, że zapomnę jak wyglądasz.
Taaa… już się rozpędziłam.
-MAMOOO!!!!! Cholera jasna! Co ja ci mówiłam o fejsie? NO CO?! Czemu zlajkowałaś filmy tego Kamila? Znasz go w ogóle? Wiesz kto to jest?! Dzięki twoim poczynaniom mam gościa znów na głowie!- opierniczam własną Rodzicielkę jak małe dziecko. Może się w końcu czegoś nauczy 😛
– Podobało mi się. Nie krzycz na matkę- odpowiada ze stoickim spokojem a mnie szlag trafia.
-A czy ty widziałaś, żebym ja kiedykolwiek polubiła coś u kogoś, kogo nie znam lub coś na stronie Czarnego Jak Lis? Jak nie chcę mieć kontaktów, to się nie ujawniam! Ja ci to konto w końcu usunę!
-A skąd ja miałam wiedzieć, że ten Kamil to jakiś twój cichy wielbiciel?- kontynuuje nadal ze stoickim spokojem a we mnie aż się krew buzuje.
-Wcale nie taki cichy! A poza tym nie wiesz, czy to nie seryjny morderca na przykład!- używam argumentów ostatecznych 😛
-Fb jest dla wszystkich.
-Ale nie dla ciebie.

* Jakby ktoś miał wątpliwości, to wpis zaznaczam, że jest z przymrużeniem oka 😉
———————————————————————–
Zapraszam na fb oczywiście 😉
I do posłuchania blogów w aplikacji telefonicznej Audio-blog 🙂

o tym jak zrobiłam prawo jazdy

disney animated GIF
źródło:giphy.com

Ostatnio na kursie językowym rozmawialiśmy o tym, czego się boimy, czego za żadne skarby świata nie polubimy. Moja współrozmówczyni powiedziała mi, że za żadne skarby świata nie polubi prowadzenia samochodu, i że cholernie się boi jeździć sama…
Prawo jazdy zdobyte 2 tygodnie temu 😀
I wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. No jak to ja. Całe szczęście, że dziewczyna też jest zdrowo kopnięta, bo inaczej już na pierwszych zajęciach zdobyłabym wroga numer 1…
Przypomniały mi się czasy, kiedy uczyłam się jeździć samochodem… 😀 Na prawo jazdy poszłam tylko dlatego, bo Ciotka nie chciała iść na kurs sama. Ja się dobrze czułam już z opracowaną trasą tramwajów i autobusów w moim mieście. Z zamkniętymi oczami byłam w stanie skasować bilet oraz wsiąść do odpowiedniego autobusu. Żadna trasa żadnej linii nie była mi obca. Ileż ja tam książek przeczytałam! Do ilu egzaminów się uczyłam! Tylko ja wiem 😉 I tak nagle poczłapałam na kurs prawa jazdy… Teorię przeszłam… bardzo teoretycznie 😛 Nie miałam kompletnie czasu na kurs. Nie dość, że akurat był to czas obrony pracy magisterskiej, to jeszcze normalnie pracowałam i właśnie wylewałam łzy po którymś tam z kolei rozstaniu.
Właśnie z taką teoretyczną wiedzą wyjechałam na ulicę. Jak Bozię kocham był to mój pierwszy raz za kierownicą. NIGDY wcześniej nie miałam okazji siedzieć na miejscu kierowcy. A może nigdy wcześniej nikt mi na to po prostu nie pozwolił 😛 Widziałam, że pytaniem „które to sprzęgło, a które to hamulec” delikatnie zaniepokoiłam instruktora. Aż dziw bierze, że jednak zdecydował się ze mną wyjechać na ulice… Moją pierwszą rundkę po mieście wspominam jak we mgle. Na szczęście jesteśmy tak zaprogramowani na przetrwanie, że zapominamy te nie najlepsze chwile naszego życia 😛 Pamiętam natomiast już bardzo dokładnie, jak jakoś pod koniec kursu nakrzyczałam na instruktora, żeby nie kazał mi w trakcie skrętu zmieniać biegów, bo dwóch czynności za jednym zamachem NIE JESTEM w stanie wykonywać 😛
Tak, tak- prawko w końcu zdałam. Nie pytajcie za którym razem, bo i tak nie powiem 😀 😛
Mój pierwszy samochód do VW Passat. Jego kupno doradził mi jedyny facet, który akurat był w okolicy, czyli Przyszywany Ojciec. Świetny wybór, jak na pierwsze auto. Równie dobrze mogłabym kupić ciężarówkę albo czołg. Moja nauka parkowania równoległego między dwoma śmietniczkami wyglądała mniej więcej tak:
-Dziecko! Kręć tą kierownicą i patrz w lusterka!-instruowała Rodzicielka mająca jeszcze mniejsze pojęcie o kierowaniu samochodem, niż ja.
-Przecież patrzę i kręcę!-odkrzykiwałam spocona i wściekła przy ponownym ustawianiu rozpierdzielonych puszek od śmieci.
Koty z całego osiedla omijały naszą chałupę szerokim łukiem dobre kilka miesięcy. Były ewidentnie przerażone tym, co wyprawiam przed domem. Bramy, która jest ustawiona przed moim domem pod skosem oczywiście, nie przestawiłam tylko dlatego, bo po akcji, w której wjechała w nią szambiarka została zalana betonem. Na lusterkach mojego Passacika widniał każdy kolor kolejnej warstwy farby, którą brama była pokrywana na przestrzeni ostatnich 40 lat.
W sumie nie ma się co dziwić, że Rodzicielka przed pierwszą przejażdżką ze mną w roli kierowcy panikowała, jak ja przed wejściem na pokład samolotu. Pamiętam, jak siedziała niby odważnie w przedpokoju i próbowała założyć buty… Tak się trzęsła, że Przyszywany Ojciec przyniósł jej wódki na uspokojenie 🙂 Myśleli, że nic nie widzę…………. Dzielnie wsiadła ze mną do auta i o dziwo nie otworzyła ust przez całe 30 minut 😀 Swoją drogą…To były czasy…. Teraz robi w moim aucie wszystko. Od palenia papierosów począwszy na awanturach ze mną skończywszy.
Po powrocie do domu dokończyła wódkę……….
Nie ma się co oszukiwać, że najlepiej jest się później uczyć jeździć już samemu (bo to, że otrzymaliśmy prawo jazdy,  wcale NIE OZNACZA, że umiemy jeździć). Niby Przyszywany Ojciec próbował mnie asekurować przy pierwszych jazdach, ale za którymś razem doprowadził mnie do takiego szału, wydając polecenie zawrócenia na strzałce w lewo, że uznałam, że jeździć będę sama. Skazana tylko na siebie, nie miałam wyjścia i musiałam swój lęk pokonać 🙂
Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez mojego Pędzidła 🙂
A jak tam wasze wspomnienia dotyczące zdobywania prawa jazdy? 🙂

———————————————
Zapraszam na fb 🙂 Tam dzieje się więcej 😉

a chciałam być ostrożna…

źródło: internet

Jestem przeciwna romansom w pracy czy też związkom ludzi, którzy pracują w jednym miejscu. Tak samo jak boję się związków z sąsiadem, czy kimś z tej samej uczelni. Czy w ogóle z miejsca, w którym przebywam dość często 😛 Bo to niebezpieczne. Z wielu powodów. Aspołeczna wariatka? Raczej przewidywalna. Wariatka 😛 Bo np. co jak jednak NIE WYJDZIE? Będziemy się mijać na korytarzu z zaciśniętym gardłem i słodką niewypowiedzianą „kurwą” w myślach? Albo unikać się jak ognia??? Wrrr….
Mieszkam w hotelu.
Niewielkim.
Niewielu tu pracowników, ale dominują mężczyźni.
Całkiem przystojni, ale … Ale nic poza tym 😀
Poza tym MIESZKAMY  można powiedzieć RAZEM. I co jak… NICO? Mam robić mijanki i wychodzić z hotelu bocznym wyjściem? Masakra 😛
Unikałam kontaktów wszelakich, robiłam uniki, dialogów starałam się za dużo nie prowadzić i CO?

-Chomikowa, czemu jeszcze nie usiedliśmy tutaj razem i nie pogadaliśmy? Ciągle tylko pracujesz, ale przecież godzinę znajdziesz. Jakie lubisz drinki?-zagaduje chłopak z mojego hotelu.
No masz ci.
Nie mam czasu na drinki. Nie mam czasu nóg ogolić. Nie wspominając o manicurze 😛 Poza tym boję się bliskich kontaktów z ludźmi, z którymi praktycznie mieszkam, bo cenię sobie prywatność. BARDZO cenię.
Pogadaliśmy chwilę pod hotelem i po cichu
Czytaj dalej „a chciałam być ostrożna…”

jak wkurzyć rezydenta?


Mamy takie swoje ulubione pytania  i wypowiedzi, którymi turyści wyprowadzają nas z równowagi. Jeśli chcecie na starcie stracić całą sympatię rezydenta, to możecie użyć któregoś z punktów poniżej 😉

  1. A jaka będzie pogoda?
    Aż się ciśnie na usta odpowiedź „Tydzień temu prószył śnieg, więc nie jestem w stanie nic zagwarantować. A narty państwo wzięli?”….
    Rany boskie… to że przez godzinę popadał deszcz, to nie znaczy, że będzie padać przez tydzień…
  2. Dlaczego musiałam/ musiałem czekać na wolny pokój aż do 14.00?
    Już o tym pisałam, że znajomość turystów odnośnie reguł turystyki ogranicza się do „ Jak zapłaciłem, to WSZYSTKO mi się należy już i teraz”.
  3. Z Których restauracji w hotelu mogę korzystać?
    Czy naprawdę na urlopie najważniejsze jest to, żeby się nażreć???? Ludzie mają do  dyspozycji naprawdę dobre jedzenie w głównej restauracji i spory wybór potraw wszelakich. Ale NIE. Trzeba jeszcze spróbować restauracji azjatyckich (jakby budek azjatyckich było mało w Polsce 😛 ), włoskich (mimo że w głównej restauracji jest pizza, makaron i spaghetti), bałkańskich (mimo że w głównej restauracji bałkańskie żarcie również występuje)…
  4. Ile razy wymieniają pościel w hotelu?
    Matko kochana… Co ci ludzie wyprawiają w pokojach?! Dam sobie wszystko poucinać, że u siebie pościel wymieniają nie częściej, niż raz na miesiąc a na urlopie żądają  wymiany przynajmniej trzy razy w tygodniu.
  5. Czy naprawdę jest tak trudno podać w restauracji do jedzenia jakiegoś schabowego albo hot-dogi?
    Oczywiście, że to żaden problem. Obok schabowego zostaną specjalnie podane pierogi ( do wyboru z serem, mięsem lub owocami), które pójdę do kuchni hotelowej i osobiście będę lepić przez całą noc,. Wszystko, zeby tylko turysta był zadowolony.
  6. Ma pani/ pan do mnie natychmiast przyjechać!
    Na ten rozkaz reagujemy jak rozjuszony byk na czerwoną płachtę. Jesteśmy w stanie przyjechać do kogokolwiek tylko w sytuacji zagrożenia życia. W innym wypadku ni cholery. A jak nam się jeszcze rozkazuje, to włącza nam się automatyczna blokada, która uniemożliwia ruszenie choćby palcem 😛
  7. Napiszę na was skargę!
    Ależ proszę bardzo…
  8. A gdzie to jest napisane, że do wyżywienia HB należy płacić za napoje?
    Choćby w warunkach umowy. Ale zresztą co ja się będę odzywać… Przecież turyści zwiedzili już cały świat i wszystko wiedzą najlepiej.

    Głupia Chomikowa.

bo Czesi nago pływają… :P

Będąc z wizytą w jednym z moich ulubionych hoteli, zawołała mnie do siebie szefowa recepcjonistek.
-Pani Chomikowa, pani zajmuje się czeskim rynkiem, prawda?
-Ja czeskim? Broń Boże! Mój kolega jest od czeskiego rynku, a co się stało?
-Bo nam Czesi pływają nago w basenie i turyści się skarżą…
😀 😀 😀 Nago pływają 😀 Jakie to szczęście, że to nie MÓJ problem.
-Niech pani dzwoni do Patryka. Jego turyści, to niech się z nimi buja- oznajmiam  i spokojnie odchodzę na swoje stanowisko.

Po niecałej minucie niespodziewanie podeszła do mnie 5-osobowa grupa młodych wesołych chłopaków.
-Pani Chomikowa? – zagaja nieśmiało jeden z nich wypchnięty naprzód przez kolegów 😛
-Pewnie, że ja. O co chodzi?
-Bo my byśmy chcieli zapytać… itd. Itd. Itd.
Generalnie grupka chłopaków była typowym przykładem młodzieży wypuszczonej na wakacje- wesoła, głośna i z bardzo luźnym podejściem do życia i do wakacji 😉
-Chłopaki, podobno ktoś na basenie pływał nago. Mam nadzieję, że was takie rzeczy nie będą dotyczyć, prawda?- zadaję pytanie troszkę jak mamuśka, bo coś zaczęła mi się czujność przy nich włączać.
-Naprawdę?! NAGO?- zdziwili się (coś za bardzo 😛 ) chórem 😛
-Naprawdę, naprawdę…
-Pani Chomikowa!- nagle woła mnie znów recepcjonistka-To oni pływali nago, to ONI- i paluchem wskazuje na kogo? OCZYWIŚCIE, że na moją wesołą gromadkę…
Siet.
W sumie to śmiać mi się chce… 😀 Chłopcy są tak weseli i tak nieudolnie mnie zagadują, że nawet nie chce mi się ich straszyć policją i innymi takimi…
-No! Chłopaki! To w miarę mi tu przyzwoicie się zachowujcie, w porządku? Bo nie chcę w nocy odebrać telefonu z recepcji z prośbą, żebym do was przyjechała, dobrze?
-Oj, Pani Chomikowa! Oczywiście! Słowo harcerza!
To git.
Tylko, czy oni w ogóle wiedzą o co kaman z tymi harcerzami… 😛

Właśnie do mnie moja wesoła gromadka dzwoniła i zaprosiła do miasta na imprezę 😀
————————————————————-
Zapraszam do wysłuchania w aplikacji Audio-blog nowego nagrania 🙂

Chomikowa na pokazie chippendalsów.

DSC_0550No i stało się. W ogóle się nie spodziewałam. Nic a nic! Już bardziej rozglądałam się za jakimś klubem Go Go, do którego mogłabym zaciągnąć kumpla z teamu (zaciągnąć to złe słowo, bo chłopakowi na moją propozycję wspólnych odwiedzin w/w klubu aż się oczy zaświeciły. Warunek jest tylko jeden- to ja muszę wszystko postawić. Cokolwiek macie na myśli 😛 ) Kilka dni temu podczas służbowej kolacji z grupą Polaków, natchniona bardzo przyjemną, taneczną muzyką dochodzącą z jakiegoś klubu, postanowiłam właśnie tam spędzić resztę wieczoru z  całą grupą. Pewnym krokiem przekroczyłam próg klubu i… zamurowało mnie 😛 Na scenie stało tzw. „namiętne męskie ciacho”  w czymś obcisłym skórzanym (to miała być  chyba imitacja skórzanej kurtki 😛 ) i bardzo sprawnie przemawiało do publiki w języku angielskim, rosyjskim i niemieckim. Szacun! Bardzo niepewnie zerknęłam na moją grupę Polaków… Myślałam, że jak szybko tam weszliśmy, tak szybko nas stamtąd wymiecie, ale… MYLIŁAM SIĘ. Panie ochoczo zajęły miejsca (kto by pomyślał 😛 ) a panowie chyba nie mieli innego wyjścia, jak tylko usadowić się koło nich. W końcu do północy drinki były za pół ceny 😛 Najpierw na scenę wyciągnęli jedną Niemkę. Wyciągnęli to jednak znów złe słowo… Ona bardzo chętnie za rączkę poczłapała za „ciachem” prowadzącym. Facet wykonywał naokoło niej przeróżne figury. Prężył się, wyginał… Skubany ma kondycję 😛 Punktem kulminacyjnym opisywanego występu była imitacja ruchów kopulacyjnych. Parka leżała na podłodze i na komendę prowadzącego przedstawiała przeróżne namiętne pozycje seksualne.

Nooooo….

Przerwa na reklamę, czyli czas, żeby się napić. Rozglądam się po sali. Widzę kilka par. Namiętnie się całują. Wydaje mi się, że przyszli tu po to, żeby wieczorem mieć w końcu pierwszy raz od wielu miesięcy udany seks. Ten wieczór to dla nich gra wstępna. Smutne trochę. -Chomikowa! Chodź teraz pójdziemy na scenę! Chodź!- ciągnie mnie koleżanka z teamu za rękę. Jak to MY pójdziemy?! Ja NIGDZIE SIĘ NIE RUSZAM. Ja się mogę jedynie ruszyć do swojego hotelu do łóżka, bo padnięta jestem i chyba już mi wystarczy. -Chomikowa! No nie bądź drętwa! Nie potrafisz się bawić!- zaczyna już mnie atakować, co wcale mi się nie podoba. -Chyba sobie jaja robisz?!- ja bym miała iść na scenę i dotykać jakiegoś faceta, którego w ciągu tygodnia obmacywało ponad tysiąc łapsk?! To ja już wolę iść do centrum i sobie pomacać ten posąg nagiego gościa, który wszyscy macają. NIGDZIE NIE IDĘ. Obrażona. Zaraz znów będzie, że się bawić nie potrafię. Pewnie, że nie potrafię. Nie potrafię pić prawie codziennie i udawać 15-latkę spuszczoną z łańcucha.

Część druga występów się zaczęła. Teraz potrzebują dwóch kobiet na scenie. Koleżanka poszła i to bardzo chętnie. Jakoś mnie to nie dziwi. Tańczą, znów udają ruchy kopulacyjne a mnie łapie takie ziewanie, że zbieram się do siebie do hotelu, który już zaczęłam nazywać swoim domem. Nie potrzeba mi gier wstępnych. Mało mi ostatnio trzeba. Chyba mogłabym się tylko przytulić. Choćby do poduszki. Taka moja pozycja seksualna na Bałkanach 😛