o ostatniej portalowej randce

emma-watson-hermione-granger-thinkingJak już wcześniej wspominałam, podjęłam decyzję, że skoro moje randki internetowe to jedna wielka porażka, więc daję szansę jeszcze jednemu Potencjalnemu Przyszłemu Mężowi i ODPUSZCZAM.
Zanim umówiliśmy się po raz pierwszy, rozmawiałam z Potencjalnym dobre 5 razy przez telefon. I super. Facet przez telefon wydawał się dość inteligentny, bardzo miły i generalnie sympatyczny.  Rozmawialiśmy najczęściej o remontach (ja w trakcie tworzenia kanalizacji i remontu kuchni Rodzicielki) a on zarabiający na życie przy remontach, produkcji mebli i czegoś tam jeszcze. Tak mu życie upływa- na pracy… Podczas pierwszej lub drugiej rozmowy przez telefon opowiedział mi o swojej córce, z czego się ucieszyłam, bo to oznacza, że ojcem mimo rozwodu jest dobrym. A jak ktoś jest dobrym ojcem, to jest duże prawdpodobieństwo, że jest po prostu dobrym człowiekiem. A ja przecież chciałabym mieć UCZCIWEGO, dobrego i w miarę inteligentnego faceta w domu.
Umówiliśmy się na wieczór tym razem w knajpce, którą ja wybrałam. Przywitał mnie na pierwszy rzut oka uśmiechnięty i sprawiający wrażenie normalnego człowieka mężczyzna. Jakaś miła odmiana! 🙂
Zamówiliśmy kawę i widzę jak Potencjalny mi się przygląda. Bada mnie. To niesamowite jak czasem to wszystko widać 😉 Bada, zerka i zadaje mi pytanie, na które NIGDY nie wiem jak odpowiedzieć i CO.
-Chomiczku, jak to możliwe, że taka kobieta szuka faceta? Jak to się stało?
Czuję się troszkę zakłopotana i naprawdę szukam słów, jakimi mam określić to co się zadziało w życiu, że jest się w miejscu, w którym się jest…
-Jestem kobietą jak każda inna, tylko trochę jak zauważyłeś wyższa. Trochę czasu gdzieś zmarnowałam i jest, jak jest. Poza tym mam wady- odpowiadam najbardziej logicznie jak mi tylko mój humanistyczny umysł na to pozwala 😉
-Wady? No jakie ty możesz mieć wady, mów śmiało!
Ojej, ojej! Szukam gdzieś w zakamarkach świadomości wad, których przecież NIE POSIADAM 😉 ale coś mi się udaje znaleźć:
-Przeklinam na przykład.
-Ale po co? – zadaje mi pytanie tak troszkę zaniepokojony, jakbym mu właśnie powiedziała o dzieciach pochowanych w szafach.
-Bo to jest mój sposób na odstresowanie się. Niektórzy biją ludzi, niektórzy wpadają w nałogi, ja czasem soczyście przeklinam.
-Ale to możesz się tego oduczyć, jak będziesz tylko chciała. – ewidentnie naciska. A mnie się to nie podoba, bo co? On teraz będzie chciał mnie już zmieniać? Zacznie się od tego, żebym nie przeklinała, potem zacznie mnie zmuszać do noszenia szpilek a zakończy na tym, że ograniczy moje kontakty z przyjaciółmi, bo nie będą mu oni pasować.
-Ale ja nie chcę przestać. Coś na literę P muszę robić. Nie palę, nie piję, nie puszczam się, to może chociaż poprzeklinam? Coś z tego życia muszę mieć.
-Nie, no pewne. Jak tylko chcesz. – odpuścił. Ufff
-Ale to niesamowite, wiesz?- kontynuuje.- Naprawdę! I że ty się ze mną chciałaś spotkać… aż mi ego rośnie!
Dobra, wystarczy, bo już jestem speszona. Oczywiście, że to bardzo gdzieś kobietę dowartościowuje, kiedy widzi, że podoba się facetowi a ja to widzę w jego uśmiechniętych oczach. Słowa już nie są potrzebne, bo od zbyt wielu miłych akcentów poczuję się przytłoczona i bardzo nieswojo.
Rozmowa nawet zlatuje dość miło. Nie ma żadnej krępującej ciszy, czasem nawet oboje się pośmiejemy. Nie mam się do czego przyczepić, póki Potencjalny nie przerwie miłej atmosfery informacją:
-Ja ci muszę powiedzieć, że ja nie jestem do końca dobrym człowiekiem.
Świetnie. Uwielbiam takie przecinki w wypowiedziach. Nie dadzą nawet złapać dobrze oddechu przed kolejną porcją zdań a ja po takiej informacji mam ochotę uciec do Pędzidła i ruszyć do bezpiecznego domu…
-Taki zły z ciebie człowiek? To z kim się umówiłam na takie miłe spotkanie? Z seryjnym mordercą? Złodziejem? Czy może pedofilem? No wal śmiało, póki siedzę!
-Nie jestem pewien, czy nie mam drugiego dziecka i wcale nie chcę wiedzieć.
Ah! To już mi w sumie ulżyło, bo myślałam, że może mi powie, że podczas remontów cementuje w ścianach młode ciałka nienarodzonych dzieci, czy coś w tym stylu a on jest TYLKO ojcem jakiegoś dziecka, które ma głęboko w … no wiadomo gdzie.
-Ale to z byłą żoną, czy jak…?
I wysłuchuję uroczej historii…

-Byłem w związku ponad 2 lata. Zimą zaszła w ciążę i nic mi o tym nie powiedziała, tylko nałykała się jakiś tabletek i już po fakcie mnie o tym poinformowała. Wiesz, wkurzyłem się…
Ja się nie dziwię. Też bym się wkurzyła. Jak dla mnie, sprawa w takiej sytuacji jest jasna. Rozsądny facet związek powinien zakończyć i zwiewać jak najdalej od „uczciwej” kobiety, ale dalszy ciąg tej historii jest zgoła inny:
-No to jej powiedziałem, że nie mam do niej zaufania i jeśli ona nie chce mieć więcej dzieci, to będziemy robić wszystko, żeby ich nie mieć.
Troszkę to nierozsądne, ale różnie sobie ludzie życie układają i ja im w to życie buciorami wchodzić nie chcę. Potencjalny jednak historii jeszcze nie skończył… A ja nie wiem czy naprawdę mam ochotę słuchać ciągu dalszego…
-I ona mi w czerwcu powiedziała, że znów jest w CIĄŻY! No to się wściekłem i wyprowadziłem. Nie chcę mieć z tą kobietą nic wspólnego.
Hurrraaaaaaaaaaaaaa….
Jestem odrobinę wzburzona, bo kobieta jaka by nie była, nie zasługuje na to, żeby być w ciąży sama… Polazł z nią do łóżka, to niech bierze teraz za to odpowiedzialność!
-Słuchaj Potencjalny. Ja ci powiem co ja myślę na ten temat- jesteś dorosłym człowiekiem i wiesz skąd się biorą dzieci. Trzeba było wziąć to pod uwagę, kiedy szedłeś z tą kobietą do łóżka.
-Ale ona nie miała prawa być w ciąży!
-ZAWSZE jest jakieś prawdopodobieństwo. Nawet przy tabletkach prawdopodobieństwo jest ZAWSZE i trzeba to wziąć pod uwagę. Zresztą co ja ci będę tłumaczyć. Zmieńmy temat, bo chyba nie o takich rzeczach na pierwszym spotkaniu powinniśmy gadać.
-Ale ja się z tobą nie zgodzę! Są sytuacje, kiedy NIE MA takiej możliwości!
Uparł się a ja tematu nie chcę drążyć, bo coś czuję, że za chwilę będę świadkiem ich życia seksualnego a ja NIE CHCĘ. Naprawdę NIE CHCĘ.
-Wiesz Potencjalny, jak się kobieta uprze, to ZAWSZE znajdzie sposób na zajście w ciążę a facet musi być tego świadom, skoro decyduje się iść z nią do łóżka.
-Właśnie! Żeby zajść w ciążę podczas seksu analnego, to chyba tylko musiała się MOCNO postarać, prawda?
No żesz! Kur… mać. I jednak jestem świadkiem ich życia seksualnego! Chomikowa, skup się na filiżance pysznej kawy i nie daj Boże nie próbuj sobie tego wszystkiego wyobrażać! NIE PRÓBUJ!

Niech szlag trafi moją bujną wyobraźnię! Niech to szlag!
Nie chcę już tej kawy… Przesuwam ją na bezpieczną odległość i milczę…
-Chomiczku, co nic nie mówisz? Nie zgodzisz się ze mną? Przecież ona mnie w to dziecko wrobiła! Nawet jeśli jest w tej ciąży.
-Czy ja mam ci, Potencjalny tłumaczyć zasady anatomii i antykoncepcji? Błagam cię… To ty się z nią od tego czasu nie widziałeś?
-Nie i nie chcę się zobaczyć.
-Czyli nie jesteś zainteresowany tym, że gdzieś po Polsce będzie się plątać twoje dziecko?
-Nie, jeśli jestem w to dziecko wrobiony. Ja chcę mieć dziecko z kimś normalnym, w normalnym domu i z normalną kobietą, która nie usuwa ciąży bez mojej wiedzy. Zresztą ja wcale nie mam pewności, że ona w tej ciąży jest.
Świetnie, Chomikowa. Świetnie. Ja wiedziałam, że w moim wieku będę musiała akceptować przeszłość jakiegokolwiek Potencjalnego, ale ja chyba nie chcę plątać sobie życia nie dość, że byłą żoną i dzieckiem, to jeszcze byłą narzeczoną w nieokreślonej ciąży… A co ja zrobię, jak za 15 lat to naszych drzwi zapuka jakieś dziecko???
Zamykam się podwójnie. Nie wiem jak mam do tego wszystkiego podejść. Nie chciałam słyszeć tego wszystkiego już pierwszego wieczoru. Nie wiem co mam powiedzieć, żeby się z gościem nie pokłócić i nie wyjść z tej całej imprezy wściekłą. Tym bardziej, że widzę, że facet nie jest typem, który chciałby się kłócić, czy w ogóle jakkolwiek dążyłby do nieporozumienia. Dość zgrabnie zmienia temat i bardzo się stara, żeby reszta wieczoru przebiegła miło. Proponuje spacer na Rynek naszego miasta, w którym zostanie puszczona transmisja meczu Polaków. Uznajemy jednak, że jest nam dobrze w knajpce i tylko zmieniamy salę na tą z TV. Siadamy koło siebie a ja sama się sobie dziwię, że nie czuję się przy nim w ogóle skrępowana. Jak na pierwszą randkę jest naprawdę miło i swobodnie. Potencjalny się stara i robi na mnie dość dobre wrażenie.
Spędzamy ze sobą prawie 5 godzin i nie czuję się znudzona. Nawet nie czuję, że chcę już iść do domu. około godziny 23.00 Potencjalny reguluje rachunek i odprowadza mnie do samochodu. Żegnamy się dopiero po jakimś czasie. Ze swobodą i poczuciem miło spędzonego czasu wsiadam do Pędzidła.
Nie wiem jak mam do tego wszystkiego podejść… Niby normalny, miły człowiek, ale… ta ciąża, to podejście do całej sprawy. Nie wiem.
Z czymś takim najlepiej jest się przespać. Rano świat wygląda zupełnie inaczej a i myśli zbierają się z większą łatwością.

Chomikowa leży w szpitalu…

Każdemu człowiekowi choć raz w życiu zdarzyło się chorować i to na tyle poważnie, że nasz pierwszy (ostatni) kontakt czyli lekarz rodzinny ręce nad leczeniem rozkładał i wypisywał skierowanie do szpitala. Brrr. Jak to brzmi… Już na sam dźwięk słowa „szpital” człowiek dostaje mdłości i czuje, że jednak może ozdrowieć SAM lub choćby dzięki modlitwom skierowanym do sił wyższych… Do szpitala jednak chcąc nie chcąc trafiamy… I na kogo my tam trafiamy…
Kilka miesięcy temu, kiedy dochodziłam do siebie po wypadku w łóżku szpitalnym w oddziale chirurgii urazowej, salę dzieliłam z trzema innymi kobietami. Każda miała poobijaną twarz i siniaki prawie na całym ciele. I każda z nich „spadła ze schodów”. Ciekawe zjawisko to „spadanie ze schodów”. Najciekawsze jest to, że te schody podstępnie atakują łuki brwiowe i górną wargę… Cholera jasna… muszę uważać na te moje drewniane schody, które prowadzą do mojego mieszkanka, bo mogą zaatakować, kiedy najmniej się będę tego spodziewać!  Dwie z tych kobiet wyglądały mi na takie, które przygody z podstępnymi schodami miały nie po raz pierwszy. Ale może się mylę… Nieistotne.
Na korytarzu szpitalnym leżał pacjent. Nazwijmy go Świrem- Wędrowniczkiem.  W ciągu dnia cały czas spał a jego życie rozpoczynało się o godzinie 22.00. Pierwszej nocy, kiedy cała obolała leżałam na mojej 4-osobowej sali sama, Świr postanowił zaznaczyć swoją obecność. Krzyczał, że chce jechać do mamy i taty; że zrobi wszystkim krzywdę a potem sobie; że wyskoczy przez okno; przeraźliwym krzykiem błagał o wyjście na spacer i co najlepsze: biegał po korytarzu. Oczywiście pracownikom szpitala przysługuje takie prawo jak  zastosowanie „przymusu bezpośredniego” stosowanego wobec agresywnego pacjenta, ale ogólnie wiadomo, że tego typu procedury są stosowane bardzo rzadko. Bo często ordynator musi się później tłumaczyć rodzinie pacjenta i dyrekcji, czemu pacjent został przywiązany do łóżka. Czemu? Bo zagraża sobie i innym! Pielęgniarkom szczerze współczułam całej sytuacji, bo nie były w stanie tego człowieka opanować. Kiedy przyniosły pasy do przypięcia Świra do łóżka, ten zaczynał płakać i błagać o zaprzestanie wszelkich działań zmierzających do ograniczenia jego ruchów (ruchów, jak ruchów, ale jak dla mnie tego pana należałoby zakneblować…). Uspokajał się na 15 minut, po czym znów rozpoczynał spacery po korytarzu. I gdzie w końcu zawędrował Wędrowniczek? Oczywiście, że do Chomikowej. 10 sal do wyboru, ale oczywiści o 3 w nocy postanowił wejść do nikogo innego jak do mnie. Nawet się nie zdziwiłam, bo tylko czekałam aż do mnie przyjdzie. Pokrzyczał mi nad łóżkiem, potrącał po ręku z kroplówką i… wyłożył się na posadzkę jak długi. Chwila ciszy… Może stracił w końcu przytomność i będzie trochę spokoju…? Tylko czemu akurat na MOJEJ sali…? Niestety sam się ocknął i próbował podnieść z podłogi. Zanim przybiegły pielęgniarki, zdążył przewrócić taboret i mój stojak na kroplówkę. Jak się tłumaczył? „Bo ja chciałem tylko pooglądać telewizję!” Ach! Czyli pewnie po prostu szukał pilota…
Na szczęście nad ranem uciekł ze szpitala. Ku uciesze całego personelu i pacjentów.
Teraz też chwilę Chomikowa w szpitalu. Naprawdę chwilkę. Zacisnę zęby i dam radę. I już prawie zapomniałam  przygodach ze Świrem- Wędrowniczkiem w poprzednim szpitalu, ale całe wydarzenie przypomniało mi się podczas dzielenia sali ze starszą pacjentką. Uwielbiam starsze panie. Już wiem, że buzia im się nie będzie zamykać. Szpital traktują jak hotelik, w którym w końcu można  kimś porozmawiać. Wyrozumiała jestem i gotowa spełniać rolę wolnego słuchacza… Zanim odezwała się do mnie po raz pierwszy, wyjęła… różaniec. Westchnęłam sobie cichutko, zacisnęłam zęby, wysłuchałam wszystkich „zdrowasiek” i położyłam się z książką w łóżku. Błoga chwila nie trwała długo, bo ciszę przerwała pieśń „Barka”.
Oj nie, nie… ja do solóweczki nie dołączę. Nie ma takiej możliwości. Szpitalnego chóru na tej sali NIE BĘDZIE. Przykro mi. Książkę odłożyłam, bo to nie ma sensu. Może chociaż w takim razie przyszedł do mnie jakiś mail…? Biorę telefon do ręki i dłoń na komórce zaciska mi się coraz mocniej, bo z cichego nucenia zaczął mi się robić mały koncert. Ma kobieta szczęście, że akurat miałam w miarę dobry dzień i procent cierpliwości oraz wyrozumiałości w stosunku do ludzi starszych, wskazywał poziom najwyższy z możliwych. Maili brak. Matko, co ja mam ze sobą zrobić…?
-Ależ pani jest wyrozumiała! Ja panią przepraszam, że tak sobie pośpiewuję, ale tak się denerwuję przed zabiegiem, że nie wiem co mam zrobić ze sobą. Nie gniewa się pani?- nagle z zamyślenia wyrywa mnie Piosenkarka.
-Jeśli to panią uspokaja, to niech sobie pani troszkę pośpiewa. Ja rozumiem. Mnie nic tu robić nie będą, więc jestem spokojna a pani może niech poprosi o jakąś tabletkę na sen?- tak delikatne daję do zrozumienia, żeby coś łyknęła, bo czuję, że noc będę miała z głowy…
-Dziecinko, ja usnę, bo bardzo jestem senna, ale jeszcze to troszkę potrwa.
I tak wdaje się ze mną w rozmowę. Opowiada o cudownym kremie przeciwzmarszczkowym, który dostała od syna, o całej swojej rodzinie i słodko się przy tym wszystkim zaśmiewa. Nawet zaczynam ją lubić, bo jakiś optymizm od tej kobiety bije. Po kilku minutach rozmowy Piosenkarka czuje się w moim towarzystwie na tyle swobodnie, że podchodzi do mnie do łóżka, łapie mnie za rękę i komunikuje, że mi… zaśpiewa. Piosenkę specjalnie dla mnie.
Sztywnieję.
Chomikowa, opanuj się. Zachowaj powagę. Skup się i po prostu wysłuchaj tego. Tylko nie próbuj wybuchać śmiechem, bo będziesz się w piekle smażyć.
Cała się w środku duszę ze śmiechu. Tak mocno pohamowuję wybuch śmiechu, że łzy napływają mi do oczu… Pięknie. Po prostu pięknie. A mogłaś, Chomikowa aktorką zostać… Nie jestem w stanie tego ogarnąć i łzy spływają mi po policzkach…
-Ależ pani jest wrażliwa! Cudowna z pani istota! Anioł!
Cóż Chomikowa… są czasem takie kłamstwa, które ratują wiele spraw. Czasem nawet i życie…
-A bo widzi pani… mnie nikt jeszcze nigdy niczego nie śpiewał i to dlatego!
W sumie dużo jej nie okłamałam… Ale ten jej uśmiech na twarzy! Przecież zacisnę zęby i dam radę, to tylko kilka godzin. Ja ją rozumiem.
Ja zawsze wszystko rozumiem.

I ja się dziwię, że przyciągam dziwnych facetów? Ja po prostu generalnie przyciągam dziwnych ludzi.
Emocje z Chomikową gwarantowane.

o rozmowach internetowych

źródło: www.natemat.pl
źródło: www.natemat.pl

Żeby nie było nudno, oraz żebym już nie musiała opróżniać barka Rodzicielki, panów z randek internetowych zaczęłam staranniej badać. Bez wcześniejszej rozmowy przez telefon lub choćby rozmowy na gg NIGDZIE nie idę.
Piszą do mnie różne postacie… Ciekawe bardzo… Zabawne jest też to, że napisał do mnie facet, z który byłam na randce dobre 5-6 lat temu 😀  Oj, zapamiętałam pana, zapamiętałam… Ale najwidoczniej jednak za mało JA się wyryłam w jego psychice, że mnie nie kojarzył i znów bzdurnie do mnie napisał… Oj! Zapomniałabym! Był też taki facet (nie chcę nikogo urazić, ale jak na pierwszy rzut a ewidentny gej…), który UWAGA! Projektuje buty (leżę na biurku jak długa :-D) i który chętnie zabierze mnie na wesele jego kolegi, ale muszę założyć buty jego projektu… 😀 Jeśli on się mnie głupio pyta, to czemu ja miałabym zadawać rozsądne pytania? Pytam się więc, czy mi w takim razie zapłaci za ten modelling i za całe towarzystwo 😛 Nie odpisał 😀 Chyba z rozpaczy wyleję morze łez 😛
Tak czy siak, wśród tych wszystkich dziwnych wiadomości pojawia się jak jedna w miarę normalna. Facet ma dość miłą twarz, potrafi sklecić zdania, więc daję mu szansę i przeciągam naszą korespondencję na kilka dni, żeby dobrze człowieka wybadać, bo kolejnej nieudanej randki mogę nie znieść a poza tym zapasy z barku Rodzicielki się kurczą 😉
Pan Potencjalny przeszedł przez szereg testów psychologicznych zbudowanych przez Chomikową i w końcu próbujemy umówić się na spotkanie. Po wymianie kilku maili otrzymuję kolejną wiadomość: „Mam nadzieję, że mogę liczyć na to, że będziemy tego wieczoru bardzo niegrzeczni?”
Nie wiem, może coś sobie wmawiam…? Muszę się upewnić: „Czy ja dobrze rozumiem…?” Odpisuje bardzo szybko: „Nie wiem co rozumiesz, ale podobasz mi się i chciałabym coś mieć z tego spotkania.”
Taaaak… Ja też czuję, że chciałabym z  tego wszystkiego coś mieć. Najlepiej święty spokój.
Wściekłam się. Ale jeszcze nie tak, żeby czymkolwiek rzucać oprócz przekleństwami. Mam dość. Wyłączam komputer. Do końca dnia jedynie sięgam do bloga w telefonie.
Do kolejnego dnia złość mi przeszła, ale pozostał jakiś lęk i niechęć… Boję się patrzeć w skrzynkę odbiorczą i na to, co mogę w niej zastać… O dziwo! Znajduję tam wiadomość od całkiem przyzwoitego faceta. Michał. Zasłużył na podanie swojego imienia jak mało kto. Chłopak nie chce marnować czasu na pisanie maili, więc proponuje albo rozmowę telefoniczną albo choćby gg. Telefonu od razu ode mnie nie dostanie, więc umawiamy się na gg na godzinę 21.00. Popołudniami pracuję, więc bardzo się spieszę do domu, żeby się nie spóźnić. Uważam, że najważniejszy w życiu jest szacunek dla drugiej osoby, szacunek dla czasu jaki  mi poświęca. Dobiegam do komputera punktualnie na 21.00. Nie odpisuje. Czekam 20 minut. Wystarczy.
Następnego dnia dostaję wiadomość, że miał trening i nie mógł być na 21.00. Świetnie. No gościu, masz pierwszego sporego minusa, bo nie sądzę, abyś o treningu dowiedział się w ostatniej chwili…
Potencjalny: Wydajesz się być bardzo zdecydowana, masz taki charakter?
Chomikowa: Tak, wiem czego chcę od życia i szkoda mi czasu na jego marnowanie. Nie wiedziałeś o treningu wcześniej? Umawialiśmy się na 21.00.
Potencjalny: Więc zdecydowałaś się znaleźć facet. Długo szukasz? Jesteś wybredna?
Oczywiście unika tematu wystawienia mnie do wiatru. Jakie to odważne, jakie to męskie…
Chomikowa: Długo, to bardzo nieokreślony czas. Jak dla mnie wystarczająco. Wybredna…? Po prostu wiem, czego oczekuję. A Ty?
Potencjalny: Ja też zdecydowanie szukam dziewczyny. Oczekuję, że będziemy się dobrze rozumieć i miło spędzać czas.
Później rozmowa dotyka pracy zawodowej. Opowiada mi o swojej pracy, w której udziela kredytów i ma świetną zabawę z tego jak przedsiębiorstwa łapią się na niektóre haczyki. Taki mężczyzna z poczuciem sprawiedliwości, punktualny, uczciwy… Same cnoty! Ideał! Ale to nie wszystko!
Potencjalny: Masz imię wpisane w gg jak gwiazda filmów erotycznych, wiesz?
Dobra, szczerze! Osoby, z którymi miałam przyjemność wymienić się jakąkolwiek korespondencją mailową wiedzą, że podpisuję się jako Kxxx. Tak samo jak w gg… CZY TO MOŻE PRZYWODZIĆ NA MYŚL SKOJARZENIA EROTYCZNE?! Bo może ja już myślę jak zakonnica, hm? Może naprawdę jestem już tak spaczona przez rok bycia kobietą samotną, że myślenie mam iście chrześcijańskie i absolutnie nie kojarzące się z seksem? A w sumie powinno być całkiem odwrotne 😛 Ale coś zaczęłam odchodzić od tematu rozmowy na gg  warto opisać resztę, WARTO!
Chomikowa: To rozumiem, że skoro na myśli masz same przyjemności, to masz ochotę poruszyć dalej temat?
Potencjalny: Czemu się boczysz? Mam nadziej, że lubisz tę sferę kontaktów damsko-męskich?
I szlag mnie trafia. Ja już przez to przechodziłam całkiem niedawno i myślałam, że mnie ten absurd ominie, ale jak widać NIEKONIECZNIE.
Chomikowa: A może porozmawiamy o tym, jakie tematy powinno się poruszać z obcymi ludźmi a jakie nie?
Potencjalny: Boisz się tego tematu?
Chomikowa: Nie, nie boję się. Mogę o tym rozmawiać godzinami, tak samo jak godzinami mogę uprawiać seks ale to nie znaczy, że z obcym dla mnie człowiekiem mam o tym rozmawiać. Jeśli chcesz ze mnie zrobić zabawkę erotyczną i tylko po to do mnie piszesz, to źle trafiłeś. Przykro mi.
Potencjalny: Ale co masz na myśli pisząc „zabawka erotyczna”?
Idiota. Doprawdy.
Sama nie wiem czemu nadal kontynuuję rozmowę… Zapewne z wrodzonego masochizmu.
Chomikowa: Mam na myśli to, że nie szukam nikogo tylko do łóżka. Jeśli mam cokolwiek stworzyć, to będzie to normalny związek a nie coś, co jest oparte na seksie.
Potencjalny: Ale jak Ty chcesz tworzyć cokolwiek nie na seksie? To na czym chcesz budować związek? Przecież związku nie można zbudować na niczym innym jak nie na seksie.
No proszę, człowiek uczy się przez całe życie. Ileż to się można dowiedzieć nowych rzeczy będąc zalogowanym na portalu internetowym….
Chomikowa: Na zaufaniu? Poczuciu bezpieczeństwa? Wspólnych tematach? Fascynacji? Chyba na tym buduje się związek, ale widzę że się mylę, tak?
Potencjalny: Wiesz… takie rzeczy to ja mam z kumplami. Związek opiera się na atrakcyjności fizycznej.
Chomikowa: Czyli rozumiem, że na pierwszej randce spotykasz kobietę- fajna laska-
zgrabna, uśmiechnięta. Może za dużo z nią nie pogadasz, ale przecież jest
atrakcyjna, więc laskę ciągniesz do łóżka, bo przecież jest atrakcyjna.
Potencjalny: Wiesz, muszę mieć o czym pogadać z dziewczyną, ale atrakcyjność fizyczna jest najważniejsza. Nie będę się spotykał z brzydulą. A seks to biologia. Na nim opiera się całe życie.
Słuchajcie… żeby gość jeszcze był jakimś ciachem, za którym z cieknącą śliną oglądają się słodkie blondyneczki, ale NIE! Toto zwykłe takie! Nic specjalnego! Taka sierota boska!
Chomikowa: Napisałeś, że seks to biologia. Generalnie całe życie uważałam, że seks to najcudowniejszy dodatek do uczucia, ale jak widać wszyscy sprowadzają mnie na ziemię.
Potencjalny: To dobre przeświadczenie. Pozwala ci czuć się dobrze, prawda?
 I tu zostałam doprowadzona do ostateczności… Zasłużyłeś sobie, facet na wpis na bloga. Będziesz tam widniał po wsze czasy.
Chomikowa!: Ah! Jak to cudnie, że mogę tutaj z tobą pisać! Ja dobrze, że cię poznałam! Czy ty wiesz na ile spraw ty mi oczy otworzyłeś? Ja nawet nie wiem czy ja ci się kiedykolwiek odwdzięczę!
Potencjalny: Bo oboje na coś liczymy, prawda? Cieszę się! Mam nadzieję że nie uważasz mnie za prostaka? Skądże… gdzieżby!
Bo ja lubię rozmawiać, lubię mieć kogoś, z kim napiję się kawy, ale szukam atrakcyjnej kobiety i dlatego napisałem do ciebie. Chciałbym uniknąć oglądania się na ulicy za innymi dziewczynami a przy tobie nie będę musiał.

Prostak. Idiota. Cham. Kompletnie bezwartościowy typ. Czekaj ty!
Chomikowa: Cudnie! Ty wiesz jaka ja się teraz czuję dowartościowana? Aż dziw bierze, że taki mężczyzna chciał do mnie napisać i chciałby się ze mną pokazać na ulicy! Nie usnę Michaś, wiesz?
Potencjalny: Jesteś ładna i bardzo wysoka, dlatego mam pewność, że nie będę się przy tobie oglądał za innymi. Dlatego napisałem właśnie do ciebie.
Chomikowa: W naszym mieście jest masa ładniejszych ode mnie, więc mogę dać sobie wszystko poucinać, że będziesz się za innymi oglądał.
Potencjalny: Pozwól, że ja ocenię, czy są ładniejsze od ciebie.
WYSTARCZY!
Chomikowa: Nie, ja już na nic nie pozwolę. Nie widzę dla nas jakiejkolwiek przyszłości. Mam nadzieję, że nie natknę się na ciebie nawet w kolejce po mięso. A w przyszłości życzę ci, aby żadna kobieta która będzie z tobą w mieście, nie obejrzała się za żadnym innym przystojniejszym facetem. Bo są ich setki. Dobranoc.

I znów poszłam po wino.  Tak dalej być już po prostu nie może. Przede mną ostatnia randka. Wystarczy. Decyzja podjęta.
Bo przecież ja skończę na ODWYKU!

 

kiedy stanę się…

źródło: www.kaifineart.pl
źródło: www.kaifineart.com

Z książką, ogromnym kubkiem gorącego napoju, odręcznie napisanym listem (kto w dzisiejszych czasach pisze do kobiety odręcznie list, którym precyzyjnie  muska emocje…?) i ulubioną muzyką w tle… Powinnam zniszczyć tę płytę. A jeszcze rok temu uważałam, że przynosi mi szczęście… Przesłuchiwana tysiące razy w samotne wieczory pełne oczekiwania na nadchodzące szczęście. Miała sprowadzić to „coś”… I wtedy, rok temu zawsze sprowadzała. Złudzenia.

Znów delikatnie zsunęła mi się pończocha. Jakby dała mi znać, że jeszcze istnieję, bo czuję…
Muszę wziąć głęboki oddech, zebrać ze stolika zimny, czarny, nowoczesny telefon i wysłać dwie wiadomości. Tylko 2 sms-y i odzyskam uczucie spokoju wewnętrznego. Choć zapewne będę musiała wytłumaczyć się z podjętej decyzji. Wiem. Jestem na to gotowa. Czasem lepiej postawić sprawy jasno. Dziesiątki odebranych telefonów i ani jednej właściwej osoby…
Nie strząsając z rzęs śladów wyrzutów sumienia, smutku i poczucia niesprawiedliwości zamknę powieki… Wsłucham się w szept deszczu, poczuję zapach starego drewna… chwila bezpieczeństwa z dłońmi mocno wplecionymi we włosy, głębokim miarowym oddechem i gorliwą, cichą modlitwą o nieskończoność. Okryta zmysłami i bez wiary…
Stanę się. Ponownie. Pełna.

A niedawno znów chciałam „być”.  Z nadzieją i iskrą chciałam być „naj”… Starałam się, wkładałam najlepszą bieliznę i chciałam „być”. A znów byłam „zbyt”, „za bardzo”.

Bezszelestnie podchodzę do lustra, upewnić się, że jestem.
Urojona aż do krwi.

chciał wyjść na chojraka, wyszedł na… buraka

źródło: www.satyrycznie.pl
źródło: www.satyrycznie.pl

Podczas kolejnych dni mojej obecności na portalu randkowym wyodrębniła się kolejna kategoria wiadomości. Są to wiadomości „ateistów czyli niedowiarków”. Panowie wysyłający do mnie taką wiadomość nie tracą czasu na pytanie jak mi mijają dni. Ba! Nie tracą czasu nawet na powitanie! Oni od razu przechodzą do pytania: „Serio jesteś taka wysoka?”, „Naprawdę masz tyle wzrostu?”  Nie! Tak se machnęłam te cyferki- dla FANU! I już ich później nawet nie ratuje zdanie „Uwielbiam takie kobiety!” Tak się zastanawiam… jakbym była OTYŁA, to czy ludzie pisaliby do mnie z pytaniem „Ile ważysz?”, „Serio jesteś taka pulchna?”
Po dziesiątkach nieudanych maili, w końcu pojawia się kolejny konkretny Potencjalny. Na zdjęciu wygląda całkiem w porządku (co prawda nie jest to zdjęcie jakoś specjalnie z bliska, ale raczej faceta dobrze widzę). Wymieniamy się kilkoma mailami i facet proponuje, że do mnie zadzwoni. W sumie SUPER- już przez telefon będę mogła stwierdzić, czy człowiek potrafi prowadzić konwersację, czy nie jest typem pesymisty i czy warto w ogóle się umawiać.
DZWONI.
I po 25 minutach rozmowy odbieram Potencjalnego za całkiem pozytywną postać 😉 Dużo żartuje (no chwała!), zadaje pytania odnośnie mojej osoby i opowiada też trochę o swojej pracy. Okej. Tylko czemu w ogóle nic nie wspomniał o swoim dziecku…? Ma w profilu wpisane, że ma jedno dziecko, więc czemu jako rodzic nic o tym nie wspomina…? I czy ja gdzieś tam w rozmowie usłyszałam piorunujące „poszłem”…?????

Z racji, że facet mieszka 50 km od mojego miasta, to umawiamy się w galerii handlowej, czyli tam, gdzie on dobrze wie jak dojechać. Na umówione spotkanie przybywam trochę za wcześnie, ale to znaczy, że mam czas na wejście do jakiegoś sklepu i poplątanie się po drogeriach. I tak drepcząc pomiędzy tymi kosmetykami, zaczynam mieć coraz więcej wątpliwości… Nie powinno mnie tu być… to znaczy nie- ja NIE CHCĘ tu być. Chcę być na spacerze nad morzem. Chcę być z innymi ludźmi. Chcę czuć. Chcę… I czuję, że łzy napływają mi do oczu. Siadam na pufach gdzieś w kącie galerii i wyciągam telefon. Szukam ratunku oczywiście u mojej N.
-„Mała, jestem przed kolejną randką a chce mi się po prostu wyć… Nie  chcę tam iść. Nie chcę…”
– „Ale czujesz, że to kolejny idiota, czy ci się nie chce tego znów sprawdzać?”
Jak to dobrze, że ją mam…
Nie chcę tego sprawdzać. Niby jest zabawny, ale chyba sepleni i chyba… mam różne dziwne przeczucia. On tu jedzie kawał drogi, nie mogę tego odwołać. Najwyżej mu się popłaczę na tej randce i będzie GIT 😛 Trzymaj kciuki.”
-Nie świruj! To tylko spotkanie. Na szczęście żyjemy w XXI wieku i nie musisz wychodzić za niego za mąż 😉 Idź i pogadaj z kimś innym, niż zwykle.”
No ma rację dziewczyna… Zbliża się godzina „W”. Ogarnij się, Chomikowa. Jesteś dorosłą, rozsądną kobietą i nie takie rzeczy trzeba było w tym nieogarniętym życiu ogarnąć. Zepnij tyłek i IDŹ.
Nacieram na miejsce spotkania niczym czołg. Pewnym krokiem podchodzę do faceta i… CZEMU ON DO CHOLERY MA NA SOBIE BLUZĘ???? Boże, i warga zdradzająca jakąś bójkę najdalej przedwczoraj! Boże, Boże… Nie zadaję mu pytania o przyczynę tego wszystkiego. Ja po prostu nie chcę znać prawdy.
Szybko decyduję gdzie siadamy. Szybko zamawiam kawę. Te kawy mi niedługo wyjdą bokiem, tak samo jak ta cała siłownia 😛
Potencjalny (inaczej Dresiarz 😛 ) prawie cały czas patrzy przez okno. Zdaje się nie być mną zainteresowany nawet w najmniejszym stopniu. W sumie nie ma się czemu dziwić- reprezentujemy dwa zupełne inne światy. Wpatruję się w faceta bardzo intensywnie wymuszając kontakt wzrokowy. Nareszcie jest skory do rozmów.
– Potencjalny, to kiedy teraz znów wyjeżdżasz do Holandii?
-Jak będę miał kolejne zlecenia od szefa. Nigdy dokładnie nie wiem kiedy będę musiał wyjechać.
A jedź, jedź i nie wracaj…
-To co wy tam dokładnie robicie? O co chodzi tak dokładnie z tym wizerunkiem  Internecie?
-Wizerunkiem? Wiesz, ja tam remonty ludziom robię. Ocieplam domy itd.
Nawet nie jestem zła, że mnie okłamał mówiąc przez telefon, że jeździ do Holandii, bo ma jakieś zlecenia związane z Internetem itp. Mój wyraz twarzy i intensywne spojrzenie w oczy chyba mówiło samo za siebie. Potencjalny próbuje jakoś wszystko obrócić w żart i robi to tak nieudolnie, że nawet mnie bawi.
-Słuchaj, a kiedy coś mi powiesz na temat swojego dziecka? Masz córeczkę, synka…?- zadaję pytanie z nie skrywaną ciekawością, bo chciałabym wiedzieć czemu facet tak skrzętnie unika tego tematu a jest to przecież jedna z najważniejszych kwestii w jego życiu.
-No mam syna, ale o czym tu opowiadać? Ma 6 lat.
-I??? Widujecie się, czy coś?
-Tak- co drugi weekend.
Czekam aż może jakoś rozwinie temat, coś mi opowie o swoim jedynym dziecku, ale na marne.
-Potencjalny, przecież to jest twoje DZIECKO, to nie chciałbyś, żeby kobiety coś wiedziały na jego temat?
-Niby tak, ale o czym tu opowiadać? Ale nie ukrywam, że chciałbym jeszcze mieć jeszcze jedno.

Tatuś, tatulek, tatuńcio. Noż ty! Która będzie chciała sobie zrobić z takim gościem dzieciaka? Z człowiekiem, który generalnie wstydzi się swojego syna i najchętniej schowałby je w szafie? Dresiarz pretenduje do zdobycia tytułu jednego z najgorszych tatusiów.
I nagle facet zaczyna się rozwijać w swoich wypowiedziach. Opowiada, snuje plany na przyszłość, komplementuje a ja słucham i wyłapuję coraz to ciekawsze newsy z jego życia. Chwali się, że pasów bezpieczeństwa to on nie zapina, bo ich NIE LUBI; że kocha jeździć samochodem niebezpiecznie przekraczając przy tym prędkość. Dziecka w foteliku po mieście też nie wozi, bo po mieście to bez sensu. A! I najlepsze! Po jednym piwie to bez skrępowania wsiada do auta, bo co to jest jedno piwko? Jak siedziałam w pozycji „noga na nogę” tak mi jedna bezwładnie opadła na podłogę… Mniemam, że to wszystko mi mówił, bo chciał zrobić rażenie i wyjść na chojraka… Ale cóż… wyszedł na buraka.
Dopijam kawę i kończę tą farsę.
-Chomikowa, jesteś samochodem? Bo bym cię odwiózł, co ty na to?
-Samochodem! Samochodem! Nie! Dziękuję!
Przecież nawet, jakbym miała w perspektywie zasuwać te 10 km na pieszo, to bym dała z pięty, żeby tylko z tym świrem nie wsiadać do auta.

Tym razem jestem naprawdę zła. To wszystko to jakaś paranoja. Pomyłka a ja przez przypadek znalazłam się w jej epicentrum.
Dojeżdżam do domu. Rzucam torbę w przedpokoju Rodzicielki i Przyszywanego Ojca. Nos mi mówi, że siedzą na tarasie i grillują. Nie mylę się 🙂
-Macie coś mocniejszego?
-Dziecko, gdzie ty byłaś, że wracasz taka zła?
-Aaaa, powiem ci mamusiu, że na randce byłam! W takich emocjach w dzisiejszych czasach kobieta wraca z RANDKI.
-Oooo, dziecko, to ja ci zrobię dobrego drinka, bo widzę, że lekko nie było. A już się do ciebie odezwał „po”?
-OCZYWIŚCIE!
-I co?
-No jak to CO? Muszę go szybko spławić!
-Tak, ja ci koniecznie tego drinka już zrobię.

efekty(???) treningu

szczurek
źródło: fejsbookowe czeluście

Minęły 3 tygodnie od dnia, w którym SS-man dorwał mnie na siłowni i rzucił na materace celem (nie, nie takim jak połowa z Was może przypuszczać 😛 ) zredukowania mojej tkanki tłuszczowej i doprowadzenia mojej kondycji do stanu umożliwiającego w razie konieczności wejście po schodach na taras Pałacu Kultury 😛 Taaak…
Moim ambitnym planem (słabe masz ambicje Chomikowa) było zrzucenie 3 kg. Tylko jakoś nie zostało powiedziane w jakim czasie te 3 kg miałabym zrzucić. Tak troszkę się łudziłam, że może w ciągu miesiąca, ale że w genach mam racjonalne podejście do sprawy, to czułam, że może się NIE UDAĆ 😛
Wczoraj byłam na siłowni. Zostałam zaatakowana przez jedną trenerką o zrobienie badania masy ciała. No teraz się już Chomikowa nie wykręcisz… Trzeba będzie w końcu spojrzeć prawdzie w oczy. Nic nie pomoże zaciskanie oczu i zakrywanie rękoma uszu. Uczucie podobne jak przy sprawdzaniu sprzed laty testu ciążowego 😉 Tylko że tutaj nie ma oddechu ulgi 😛 Zmusza mnie do wejścia na wagę, a chciałam tego uniknąć… tak samo jak mierzenia każdej części mojego ciała… Później kładzie mnie na materacu i podłącza do jakiejś puszeczki, która to niby odczyta co ze mną jest nie tak (nawet nie zakładam, że cokolwiek jest „tak”). Leżę na tym cholernym materacu, patrzę w sufit i czuję się jak na sali sądowej czekając na ogłoszenie wyroku.
-Chomiczku, a grałaś ty w coś kiedyś?- zagaduje mnie a ja udaję niedomyślną.
-Ale co masz na myśli?
-No wiesz, mając taki wzrost, to aż szkoda było nie grać.
-Taki, to znaczy JAKI?
Nerwowy śmiech i odpowiedź:
-No przecież wysoka jesteś, to mogłaś jakoś to spożytkować.
Przecież jej nie powiem, że babcia mnie pasła jak małego prosiaczka i byłam w podstawówce największa i najgrubsza. A na wymarzoną grę w tenisa Rodzicielki nie było stać.
– No szkoda, szkoda Chomiczku…
Spierd***
No i tak: BMI idealne, ale to wcale nie oznacza, że wszystko jest idealne (cała JA). Tak, Drogie Panie, jeśli myślicie, że skoro Wasze BMI jest w najlepszym miejscu „widełek”, to wcale nie jest powód to radości, gdyż:
– zawartość tłuszczu może być zbyt wysoka (po kasztankach i raffaello??? W ŻYCIU! 😛 )
– zawartość masy mięśniowej jest zbyt mała (cóż… czułam to, kiedy próbowałam walczyć z przesuwaniem pralki…)
– waga masy mięśniowej może być też zbyt mała (chociaż tutaj się łapię w „widełki”)
-zawartość wody może być też zbyt mała (WIEM! Za mało piję! WIEM! Ale jak ja mam w siebie wlewać ponad 3 litry wody??? Przecież ja butelki od ust nie odejmę!)
Podsumowując- w ciągu ostatnich 3 tygodni wylewania siódmych potów i zjadania prawie surowych warzyw schudłam… 1 kilogram. A według tej maszynki muszę jeszcze 2 kilogramy. UMRĘ.
Tak, ja wiem, że efekty może nie są zbyt wielkie, bo zdaję sobie sprawę z tego, że troszkę oszukuję 😛 No bo ja sobie nie zamierzam ciągle wszystkiego odmawiać i jeszcze pocić się na bieżni… Zresztą nikt mi w tym nie pomaga 😛 Tydzień temu dostałam od mojej N. smsa:
-„Słuchaj, po chrzcinach został mi pyszny tort i jeszcze dużo ciasta. Nie wiem co na to twój osobisty trener… ale może wpadniesz?”
-„Nic mu nie powiemy! Ciiii! To będzie nasza tajemnica! Będę za godzinkę!”.
Wierzcie mi, że WARTO BYŁO 😀
Rodzicielka też nie ułatwia mi sprawy… Byłyśmy na grzybach. W drodze powrotnej weszłyśmy do naszej ulubionej restauracji. Kombinuję co można w miarę dietetycznego zamówić. Idę do toalety. Wracam, patrzę a na moim stole czeka… GOLONKA.
-Chyba sobie, matka JAJA robisz?! Wiesz kto to zje?! TY to zjesz!
-Oj nieee… bo ja zaraz dostanę to samo…. – a też miała się odchudzać. Miała fajki ograniczyć, żarcie wieczorami a jest jak jest.
-To zjesz dwie! Przecież ja na pieprzonej diecie jestem!
-Nie zjesz tego, co ci mamusia kupiła..?
Argumentów mi brak.

W mojej dodatkowej pracy też nie mam lekko. Raz w tygodniu „dogadza” mi starszy pan. Zawsze, kiedy otwieram drzwi do mieszkania, to zadaje mi pytanie czego bym się napiła. I dostaję herbatę wraz z… obiadem. Ziemniaki, smażona kapusta i schabowy. SRUUU! Na biurko!
-Proszę pana, ale ja tu nie przychodzę na jedzenie, tylko do pracy. Jest mi głupio i naprawdę nie trzeba!
-Pani! Pani je i nie dyskutuje!
-Ależ pan jest uparty, widzę…- próbuję być nieugięta.
-A panią mamusia nie uczyła, że ze starszymi się nie dyskutuje?
Uczyła…

I na co mi to wszystko było…? Prawie 3 tygodnie walki samej ze sobą… Dobrze, że chociaż jakiekolwiek efekty są i sama je widzę. Bo generalnie na ten moment, to mam coraz więcej kompleksów.

spotkanie-randka ze Smutnym Panem

źródło... skądś ;)
źródło… skądś 😉

Minęło już troszkę więcej czasu, niż troszkę, odkąd pojawiłam się na portalu randkowym i na ten moment mogę napisać, że moje doświadczenia są… przewidywalne i na pewno dość CIEKAWE 😛 A poza tym, skoro o nich wspominam tutaj na blogu 😉 to musiały szarpnąć moim światopoglądem i spokojem psychicznym 😉 Wiadomości nadal oscylują pomiędzy tymi, w których muszę stawać na wyżyny moich umiejętności prowadzenia dialogu a tymi, które kończą się propozycją mniej lub bardziej bezpośrednią „niegrzecznych zabaw” (!!!). Pamiętacie rozmowę z facetem, który po spotkaniu napisał mi na gg, że najchętniej to ubrałby mnie w lateks i dał pejcz do ręki? Pewnie, że pamiętacie 😛 Od tego czasu jestem cholernie wyczulona na tego typu pisaniny 😛 Zmusiło mnie to do dopisania na moim profilu, że nie będę zabawką do łóżka jak również, że bardzo bym chciała, aby Przyszły Potencjalny miał chociaż odrobinę poczucia humoru (powagę i smutek zostawię sobie na czas, kiedy będę chodzić o lasce i będzie mnie boleć każda część mojego ciała a małżonek po 40 latach współżycia będzie mnie doprowadzał do furii 😉 ). Wszystko jasne? JASNE 🙂
I tak w końcu pojawił się facet, który potrafił poprowadzić ze mną normalną rozmowę, wzrostem nie sięgał mi tylko do biustu i nie nawiązał póki co do seksu 😛 Jedyne, co mnie troszkę zaniepokoiło to jego zdjęcie profilowe, na którym dość słabo go widać- pełen artyzm- półcień, gitara w ręku. Intuicja mi mówi, że zdjęcie, na którym człowieka prawie nie widać umieszcza ktoś, kto ma coś do ukrycia (żonę, narzeczoną na przykład) lub niestety nie „grzeszy urodą”. Ale żeby później nie było, że gaszę ludzi jeszcze przed startem, to z chęcią przystaję na propozycję kawy.
Jak zwykle jakoś nie robię z siebie przed spotkaniem seks-bomby. Nie nakładam na siebie tony makijażu na co dzień, więc na spotkanie też nie nałożę, bo to nie będzie prawdziwa Chomikowa a ma być prawdziwa. Punktualnie dochodzę na miejsce spotkania i z daleka widzę, że czeka już na mnie Przyszły Potencjalny. Z każdym krokiem jego pierwsze wrażenie, które ma na mnie zrobić jest coraz słabsze… Pamiętacie taki film dla dzieci „Grinch: świąt nie będzie”? Główna postać to nieprawdopodobnie ucharakteryzowany Jim Carrey- maleńki nos, policzki zlewające się z brodą i wieczne niezadowolenie wypisane na tej komicznej twarzy?
Tak właśnie wyglądał Potencjalny Przyszły…

Bosko… A co ci, Chomikowa mówiła twoja nieomylna intuicja??? NO CO?!

To jest właśnie ten moment, kiedy powinnam użyć magicznych słów: „Przepraszam cię, ale mam tylko 40 minut, bo właśnie zadzwonili do mnie z pracy” 😛 Ale ja nie mam jaj do takich tekstów… Poza tym może jest cholernie inteligentny, może jest nieprawdopodobnie dowcipny…? Może chociaż jest nieprzyzwoicie BOGATY? 😀 Daj mu, dziewczyno szansę, no daj!
Nic z tych rzeczy…
Zabiera mnie do jakiejś knajpki. Knajpka, jak knajpka. Nie mam pod tym względem specjalnych wymagań. Chcę po prostu dobrze się bawić i nie wrócić do domu z podłamanymi skrzydłami. Ponieważ jest ładna pogoda, to siadamy na zewnątrz. Potencjalny Przyszły widzę, że jest zestresowany… Niewiele mówi, jest skupiony na stoliku do kawy, cały czas się mnie pyta czy na pewno to jest dobre miejsce i czy jest mi wygodnie. Dobre miejsce. Tak, wygodnie. NA PEWNO DOBRE MIEJSCE i TAK- JEST MI WYGODNIE. Próbuję rozładować sytuację i zagaduję faceta jak się da a on siedzi ze wzrokiem wbitym w stolik i odpowiada mi na pytania z jakimś smutkiem w głosie, unika mojego wzroku.
Nie ma lekko…
-Potencjalny, ja cię bardzo przepraszam, że zadaję ci takie pytanie, ale… czy dzisiejszy dzień był dobry na spotkanie? Wszystko u ciebie okej?
-Pewnie, że tak a czemu pytasz?- pyta naprawdę zdziwiony.
-A jakoś tak coś mi na myśl przyszło. Przepraszam.
Przecież nie powiem facetowi, że wygląda jakby mu matka tfu tfu umarła albo chociaż świnka morska, do której przecież mógł być bardzo przywiązany 😛 No mógł, prawda? 😀

Spotkanie to katastrofa… Pierwsze 15 minut zadaje mi pytania o mój wypadek samochodowy.
-Ale Chomikowa, to opowiedz mi jak to się stało, że ten samochód w ciebie wjechał?
-No zwyczajnie, nie rozejrzałam się 5 razy i dostałam w prawe tylne drzwi. Ale w ogóle nie ma o czym gadać. Samochód skasowany i tyle. Mam nauczkę i już.
-Ale to przecież straszne!
-Może i straszne, ale nic strasznego mi się nie stało. Jestem tu i teraz i żyję, i chcę brać to życie – odpowiadam mu z uśmiechem i nie chcę dłużej o tym gadać, bo to nie jest temat na pierwszą randkę. Zresztą uważam, że naprawdę NIE MA O CZYM.
-Ale popatrz jakie to życie jest niewesołe. Raz jesteś a za chwilę może cię nie być.
I siedzi jak takie nieszczęście za stolikiem, pełne pesymizmu, pełne jakiegoś lęku, czy Bóg wie czego jeszcze.
Wbijam z nerwów paznokcie w palce i wypijam ogromną kawę na 5 łyków, bo chcę mieć to za sobą i wrócić do domu. Matko kochana, co mam wymyślić, żeby już stąd iść? Kawa wypita, to w sumie dobry czas i świetny pretekst, żeby się zmyć…
-Wiesz co Potencjalny? Zobacz jakie chmury się zebrały nad nami. Myślę, że to dobra pora, żeby się już zebrać, prawda????
I zabieram już swoją torbę, podnoszę się z fotela i już oczami duszy swojej widzę siebie w Pędzidle ruszającą do domu z piskiem opon.
-Chomikowa to bardzo dobry pomysł. Idziemy do środka, co chcesz jeszcze do picia?
?! Aż mnie ścisnęło w klatce piersiowej! Oddechu prawie złapać nie mogę. NIE CHCĘ. Nie wytrzymam, NIE!
-Ale naprawdę nie trzeba! Już wystarczy, prawda? Ja już naprawdę nie chcę niczego do picia. NAPRAWDĘ – odpowiadam z rozpaczą w głosie.
-Ale jakie wystarczy? Coś ty! jest bardzo miło! Czego się napijesz? Kawy, lemoniady?- i wpycha mnie do środka…
Uciekam do łazienki. Siadam na muszli klozetowej i patrzę na zegarek. Chociaż 10 minut. Przesiedzę tu chociaż z 10 minut i już to będzie 10 minut mniej z tym chodzącym, sztywnym smutkiem.
Jak ten czas WOLNO płynie!!!
Wracam do stolika i czeka na mnie lemoniada. Szlag mnie trafia.
-Ale ja ci mówiłam Potencjalny, że nie chcę nic do picia, prawda? Bardzo DZIĘKUJĘ.
-Ale pomyślałem, że wypijesz, bo nie będziemy przecież siedzieć przy pustym stoliku, prawda?
Nie pamiętam, żebym cokolwiek z lodem wypiła w ciągu niecałych 10 minut. Dostanę anginy. To pewne.

W ciągu całego spotkania zaśmiałam się AŻ dwa razy i to z żartu, który sama powiedziałam. Nie dałam mu dokończyć jego lemoniady, tylko u kresu wytrzymałości oznajmiłam:
-Wiesz co? Wypij już do końca i będziemy się zbierać, prawda?
-Ah. Już?
JUŻ! Czy on naprawdę nie czuje, że to spotkanie to jedna wielka farsa??? Nie widzi, że zaciskam zęby i wbijam sobie paznokcie w dłonie, bo nie daję rady??? Przecież sam w połowie spotkania powiedział, że coś „smutno jest”! No jest!
-Tak, już. Kompletnie zapomniałam, że muszę na jutro zupę jeszcze ugotować.
-To ja cię odprowadzę do samochodu!

KONIECZNIE.

Nigdy tak szybko nie szłam do samochodu 😛
A na koniec jeszcze się mnie pyta:
-To mam nadzieję, że jeszcze kiedyś…
-Wiesz! Ja cię przepraszam, ale ta ZUPA! Kompletnie zapomniałam!

Moje autko, bezpieczne autko… W nerwach zbieram włosy z twarzy i ruszam z piskiem opon.
Słuchaj intuicji, Chomikowa, SŁUCHAJ! Masz nauczkę! Czas tylko znów zmarnowałaś i pieniądze na dojazd. Muszę się naprawdę zastanowić nad wystawianiem faktur za dojazdy 😛

kim jesteśmy dzięki pieniądzom?

źródło: www.demotywatory.pl
źródło: www.demotywatory.pl

Chodzimy codziennie do roboty, dwoimy się i troimy, żeby zarobić jak najwięcej pieniędzy. Idziemy na studia, na kursy, na szkolenia językowe, szukamy znajomości, szukamy nowych sposobów na zarobienie tych wartościowych papierków.  Zestresowani, zmęczeni, pełni obaw funkcjonujemy jak zmechanizowane roboty tylko dlatego, bo potrzebujemy kolejne 100, 500, 1000 zł na mniejsze, bądź większe COŚ.
I tak tocząc tą walkę, jak żuczek toczący jedno wielkie G***  albo tą kasę nam się udaje zarobić albo nie… Bo że każdy jakąś chce mieć przy sobie to sprawa bezdyskusyjna. Przecież musimy mieć za co jeść, musimy opłacić rachunki wszelkie, musimy mieć w co się ubrać, musimy mieć na samochód, musimy mieć na wakacje, na wakacje za granicą, na większy samochód, na markowe perfumy, na alkohole z początku XX wieku, na telewizory zajmujące połowę ściany, na najnowszy sprzęt audio i na brak miejsca na zdjęcia rodziny postawione gdzieś w okolicach tego telewizora Full HD czy jakieś tam inne litery z alfabetu wyznaczające najnowszy trend. I musimy mieć też pieniądze na… miłość, której się przecież nie da kupić…
Ale do czego zmierzam. Moje pytanie brzmi: PO CO TO WSZYSTKO? Czy pieniądze są wyznacznikiem CZŁOWIEKA? Uważam, że pokazują to, czy człowiek jest choć trochę zaradny (sama nie mogę zrozumieć ludzi, którzy siedzą miesiącami na bezrobociu i nie potrafią bądź też nie chcą w tym czasie zarobić choćby 700zł), ale czy coś więcej? Czy są lepsi? Czy chcą czuć się lepsi..? Ja sama nie chcę zarabiać dziesiątek tysięcy. Chciałabym móc opłacać rachunki, postawić malutki żółty domek i zdecydować się na dziecko. To wszystko. Wiem, ze w dzisiejszych czasach trzeba mieć sporo pieniędzy, żeby móc sobie właśnie na to pozwolić, ale to podstawowe plany prawie każdego Polaka, Polki. Na ten moment nie mogę sobie pozwolić na połowę tych „marzeń”. Nie mogę, ale przecież się staram. Do kur*** nędzy się staram. I wiem, że mi się uda. Te podstawowe „marzenia” spełnię. Reszty nie chcę. Czy to błąd? Czy jestem nikim nie marząc o nowych telewizorach, samochodach…? Dlaczego pytam…? Pytam, bo cholernie często słyszę, że jestem nikim bez pieniędzy. „Ciebie prawie na nic nie stać, to co ty masz za życie?!”, „Nie potrafisz zarobić prawdziwych pieniędzy, więc w ogóle się nie odzywaj!” lub też: „Jesteś sierotą żyjąc jak żyjesz” „Póki nie zaczniesz zarabiać, to jesteś niczym”. „Zacznij w końcu zarabiać jakieś normalne pieniądze a nie zajmujesz się jakimiś blogami, z których nic nie masz!”. I mnie się robi gorąco od tych wszystkich zdań. Świetna sprawa na rozgrzanie w zimowe wieczory, ale może bez upokarzania…?  Już pomijam fakt, że uważam, iż takie rzeczy to się słyszy od człowieka ubogiego emocjonalnie, dla którego pieniądze są tylko ważne, ale może się mylę? Może to JA jestem cholernym nieudacznikiem przywiązującym zbyt dużą wagę do spokoju psychicznego? Może to, że nie zarabiam 4-10 tysięcy złotych czyni mnie na tle polskiego społeczeństwa kobietą nieudolną…?
Kim jestem? Chomikowa, KIM JESTEŚ bez tych tysięcy na koncie…? Bez nowego samochodu, bez wakacji w Hiszpanii i bez najnowszego sprzętu audio…? Bo że emocjonalnie spokojna, to NIC nie znaczy, więc KIM…?

o randce na parkingu…

źródło: www.tumblr.com

Za kilka dni znów mam urodziny. Coraz niebezpieczniej mi do 30-stki. Myślę, że to właśnie będzie ta granica wiekowa, kiedy będę musiała określić to, ile mam lat i się tego trzymać 😉 I tak właśnie nieubłagalnie zbliżając się do Tego Dnia dopadł mnie mały smutek, pustka i poczucie osamotnienia… Nie wiem czy to minie, czy będzie jeszcze gorzej, ale już nawet moja N. zaczęła się o mnie martwić.
-A może ty byś sobie w końcu faceta poszukała, hm? Ja nie pozwolę, żebyś ty została starą panną!
Uparte toto zawsze było 😛 Nieugięte i uparte 😛 A że jestem ostatnio w nastroju bardzo spolegliwym i nie bardzo coś mogę spotkać mężczyznę, który byłby mną zachwycony tak jak powinien 😉  i nie miałby przy tym żony i gromadki dzieciaków,  na pytanie mojej N., odpowiedziałam… TWIERDZĄCO. Szybka decyzja, szybkie logowanie na portalu randkowym, kilka nie nadzwyczajnych zdjęć i … szybki odzew.
W ciągu pierwszych trzech dni otrzymałam ponad 20 wiadomości. To normalne. Na nową rybkę zarzucana jest cała masa sieci. Naturalnym jest, że rybka jakoś bronić się MUSI i dokonuje wstępnych weryfikacji. I tak odrzucając panów niższych ode mnie o głowę (czy naprawdę mężczyzna ze wzrostem 168-172 cm. myśli, że stworzymy związek? kto kogo będzie przepraszam trzymał na kolanach i no przepraszam, ale też NOSIŁ NA RĘKACH? 😛 😀 ) oraz panów ze zdjęciem na tle traktora lub też ciągnika (do czegóż ja bym miała temu panu służyć? Właśnie- SŁUŻYĆ? Myć mu ten ciągnik, czy nie daj Boże segregować ziemniaki na bulwy mniejsze lub większe…??????). Po wstępnej segregacji pozostało mi ok. 6-8 panów, z którymi ewentualnie mogłabym spróbować wymienić kurtuazyjną korespondencję 😉
Z trzema z nich korespondencja przebiegała nie tyle źle, co katastrofalnie. Wspinałam się na wyżyny moich umiejętności prowadzenia dialogu, ale moje starania spełzły na niczym…
Przykłady tych „wyjątkowych” korespondencji:
Potencjalny Mąż Chomikowej 😀 😉 : Hej!
Chomikowa: Witam! Ciężko jest mi znaleźć jakiś punkt zaczepienia na Twoim profilu, ponieważ jest on pusty… ale bardzo ci dziękuję za wiadomość. Jak mijają ci dni?  Praca, czy też odrobina lenistwa? Pozdrawiam! 🙂
Potencjalny Mąż Chomikowej: Fajnie, że odpisałaś. Niestety tylko praca.
No świetnie… Ale nie poddawaj się Chomikowa, nie kasuj go już teraz!
Chomikowa: jesteś w takim razie pasjonatem swojej pracy, czy po prostu szefostwo nie daje ci odpocząć? 😉 I wnioskując po jednym z twoich zdjęć pracujesz chyba w ratownictwie medycznym, nie mylę się?
Potencjalny Mąż Chomikowej: Tak, jestem ratownikiem medycznym.

I koniec. KROPKA.
Cóż za zainteresowanie moją osobą! Jaki pasjonujący DIALOG!
NASTĘPNY!
I tak było z kilkoma.
Kolejnych trzech po otrzymaniu ode mnie wiadomości w ogóle już mi nie odpisało. Cóż… jest tyle piękniejszych, ciekawszych i ŁATWIEJSZYCH dziewczyn ode mnie.

Tak po kilku dniach nieustającej „walki” korespondencyjnej z Potencjalnymi Przyszłymi Mężami Chomikowej 😉  w końcu trafił się jeden wart jakiegoś zainteresowania i spotkania na przysłowiową „kawę”. Doświadczenie mi mówiło, żeby NIKOGO nie zapraszać do mieszkania (już o tym pisałam), póki nie będę miała pewności, że chcę z nim spędzić wspólną noc, więc umówiliśmy się w mieście. Potencjalny nie jest z mojego miasta, więc nie za bardzo wie, gdzie można coś dobrego zjeść lub czegoś się napić. Wie jedynie,  gdzie jest największe centrum handlowe i tam wolałby się ze mną zobaczyć. Kawał drogi przede mną, bo muszę przejechać całe miasto i jeszcze trochę, ale czego to się nie robi dla miłości 😀 Przecież to nie 500km 😀 Godzina spotkania umówiona po dłuższej korespondencji bo i ja pracuję i on ma tzw. „doby” podczas których musi być cały czas dostępny. OKEJ. Wszystko ZGRANE.
JADĘ.
Spóźniam się niecałe 5 minut i pod centrum handlowym nikogo nie ma… Skoro już przejechałaś 25 km, to czekaj cierpliwie, Chomikowa, czekaj jeszcze z 5 minut.
I zjawia się w końcu  ON. Podchodzi do mnie zdyszany facet, podaje mi rękę i mówi:
-Słuchaj, ja cię przepraszam, ale mam dla ciebie tylko 40 minut.
WTF?!
Aż taka jestem beznadziejna na pierwszy rzut oka?! Naprawdę nie zasługuję na choćby godzinę spotkania? Przecież wiedział, że jestem wielka! Wiedział jak wyglądam! A ja nawet jeszcze słowa nie powiedziałam! I już mnie skasował?!
-Ja cię przepraszam, ale niedawno z pracy do mnie zadzwonili i muszę jechać.
-Mogłeś zadzwonić przecież- mówię zgodnie z prawdą. I nie ma w tym żadnej złośliwości. Jestem jedynie ZREZYGNOWANA.
-No niby mogłem. Przepraszam. To przejdziemy się gdzieś?
Przejdziemy?! Cholera jasna! Jestem zmęczona po całym dniu roboty, jest mi gorąco! Niech mi kawę mrożoną chociaż kupi!
-A nie wejdziemy chociaż na kawę? Napiłabym się czegoś.
-No ale przecież na 40 minut to nam się nie opłaca. Przejdźmy się.
Zaczynam być wkurzona. Chce mi się pić. Jest mi gorąco a do tego rozglądam się po całym terenie centrum handlowego i NIE MA GDZIE SIĘ PRZEJŚĆ. Tu jest tylko ogromny PARKING.
-Dobrze Potencjalny, to gdzie chcesz iść na spacer, skoro oprócz parkingu mamy tylko w pobliżu „wylotówkę”???
-To przejdźmy się po parkingu.

I tak dwoje dorosłych ludzi poszło na randkę na spacer po PARKINGU. Między Mercedesem a Oplem wysłuchałam historii o jego byłym związku (!!!) a między wózkami handlowymi a Peugeotem o jego pracy.
Wytrzymałam 30 minut. Dałam facetowi 10 minut na dodatkowy postój w drodze do „pracy”.

Pięknie się zapowiada Chomikowa, PIĘKNIE… Lepiej może odpuść, póki nie masz nerwów zszarganych. Ale jeśli ja odpuszczę, to moja N. mi nie odpuści. Przecież ona już snuje plany wysłania mnie na „szybkie randki”… Tego jeszcze nie było!
Tak czy siak jestem w czarnej d*** 😛

Chomikowa na diecie

źródło: www.demotywatory.pl
źródło: www.demotywatory.pl

Jak już wspominałam dzięki braku asertywności jestem na kolejnej diecie. Nie wiem już której w moim życiu. Przestałam liczyć chyba w wieku 18 lat, kiedy po raz 5-ty w moim życiu podjęłam decyzję o zrzuceniu kilku kilogramów. Piąty raz… Od tego czasu postanowiłam nie liczyć tych wszystkich diet, ćwiczeń, nowych wspaniałych produktów dzięki którym moja talia będzie jeszcze doskonalsza, niż jest 😛 Zamiłowanie do dobrego jedzonka odziedziczyłam po Rodzicielce i ciotce. W sumie można rzec, że też we krwi mam zamiłowanie do próbowania różnych diet. Z zamiłowaniem czytałam o nowej diecie i z zamiłowaniem łamałam jej zasady. Bo JAK TO? Znów mam sobie czegoś odmawiać? Życie jest wystarczająco smutne, żeby jeszcze pozbawiać się takich przyjemności jak choćby kawałek mlecznej czekolady, czy ziemniaczek z sadzonym jajkiem… MNIAM 🙂
Przed kolejnym treningiem z SS-manem otrzymałam od niego tabelkę z rozpiską mojej n-tej diety.
– 7 posiłków  co 2,5 h w ciągu doby (szczerze mówiąc nie wyrabiam aż 7, tylko 6). Okej- do tej pory też jadłam jakoś co 3 godzinki, więc tutaj nie wyrażam sprzeciwu.
– na śniadanie i kolację ciemne pieczywo. Oczywiście, że się zgadzam- chlebek już piekę sobie sama, więc wiem co jest najlepsze.
– owoce z naturalnym jogurtem lub koktajl. Tu muszę się dobrze zorganizować, bo nienawidzę rozstawiać sprzętów kuchennych zbyt często (zbyt często, czyli więcej, niż raz w tygodniu 😛 )
-warzywa wszelkie, tylko NIE GOTOWANE. I tutaj nagle zaczynają się schody. Okej- marchewkę zjem na surowo, pomidora też, ale taki np. mój ukochany KALAFIOREK..????
-Słuchaj, jak a mam jeść te warzywa, skoro zabraniasz mi je gotować? Mogę jeść kalafiora i brokuły, tak?- zadaję na wszelki wypadek pytanie SS-manowi, bo chyba coś mu się w głowie pomieszało a wygląda mi trochę na zakręconego, WYGLĄDA 😉
-No normalnie! Zalewasz je wrzątkiem i jesz prawie na surowo.
A jednak świadomie mi to wpisał w tą cholerną tabelkę…….
-Ty! Jak to na surowo??? Kalafior??? Czy ty chcesz zrobić ze mnie KOZĘ?!- Oburzona jestem i to nie na żarty.
-Ja tak jem! Sparzam wrzątkiem i JEM.
-I skutki są jakie są…- Mruczę pod nosem. Za głośno.
-Chomik! Czy ty zawsze tyle dyskutujesz?
-Gdzieżbym śmiała!
Tylko wtedy, kiedy ktoś mnie chce pozbawić aktualnie jedynej przyjemności w życiu, jaką jest jedzenie i zrobić ze mnie meczące zwierzę.
-A może chłopa ci trzeba, co?
-Sugerujesz coś? Czy tylko przekraczasz granice przyzwoitości?
-Gdzieżbym śmiał!

Tośmy sobie PODYSKUTOWALI. W ramach chyba zemsty trener zafundował mi znów ostrą jazdę po materacu 😛 Starałam się skupić, bo wiedziałam, że kolejnym razem będę ćwiczenia już wykonywać sama albo na siłowni, albo w domu.
No starałam się, ale mi nie szło… 🙁
-Chomik! Ty się skup!
-No przecież się staram… To nie jest mój dzień, nie jest ewidentnie…
-Ustaw się w pionie i złap równowagę!
-Nie mogę! Zawsze miałam na początku problemy z równowagą! Muszę to wyćwiczyć…- Mówię już prawie z płaczem- Czy ktoś już ci się popłakał na zajęciach?
-Pewnie, że tak! I jedna osoba nawet pawia rzuciła.- Mówię Wam z jaką dumą mi to oznajmił! Ten człowiek to ŚWIR!- Jak możesz mieć problemy z równowagą i koordynacją? Przecież samochód prowadzisz. Co prawda z różnym skutkiem jak do tej pory, ale prowadzisz.

I dziękuję. Leżę ze śmiechu. Łzy mi ciekną i nie mogę się pozbierać 😛 Scena wyglądała chyba bardzo drastycznie, bo przybiegł do nas jeszcze jeden trener. Niby z troską dlaczego ja płaczę i czy aby wszystko jest w porządku 😛
SS-man chyba zaczął się powoli poddawać, bo spojrzał na mnie wzrokiem pełnym litości i wdał się z kolegą w rozmowę. Oczywiście o mnie.
-Ale ja WSZYSTKO słyszę! To, że się pozbierać nie mogę, to nie znaczy, że nie CZUWAM! Chłopaki, wystarczy pogaduszek! Ja panu za troskę dziękuję, ale jak się mocno skupię, to ćwiczenia wykonam i jeszcze nie płaczę z bólu. „JESZCZE” podkreślam! Może pan się zająć swoim podopiecznym- wydaję rozkazy, bo widzę, że sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli.
Zajęcia mnie wykończyły. I znów wcale nie czułam żadnych endorfin. To wszystko jest zdecydowanie PRZEREKLAMOWANE. Wychodząc z siłowni muszę wyglądać jak półtora nieszczęścia, bo podbiega do mnie trenerka.
-Dziewczyno, to były ciężkie godziny, prawda?
Co oni się tak uparli? Mało tu ludzi na tej siłowni? Niektórzy wyglądają gorzej ode mnie a jakoś nikt się tak bardzo  nimi nie interesuje…
-Niestety ciężkie, ale podobno na tym mają polegać takie ćwiczenia… Prawda?- gadam już z uśmiechem, bo widzę, że kobitka ma wypisaną troskę na twarzy.
-Ale czy ty naprawdę potrzebujesz aż tyle ćwiczeń? Przecież nie masz ani grama nadwagi, to może nie wyznaczyłaś sobie zbyt odległej granicy?
-Ale ja miałam mieć zajęcia na wzmocnienie kręgosłupa a schudnąć to ja chcę tylko 3 kg… Ja nie wiem czemu to poszło w takim kierunku.
-No i piękne cele! Jak przyjdziesz następnym razem, to zrobię ci badanie masy ciała i zobaczmy czy ty w ogóle musisz te 3 kg chudnąć. Ale co na pewno, to kondycję masz kiepską i o to warto powalczyć.
Ojejku, jejkuuuuuuuu…………

W domu czeka niecierpliwie Rodzicielka.
-I jak tam? Jak tam? Co z tą twoją dietą?- jakaś niewytłumaczalna ciekawość ją ogarnęła.
-Generalnie mogę jeść wszystko, tylko warzywa mają być surowe i mięso byle nie smażone.
-Nie smażone? To znaczy jakie?????
-NIE WIEM. Ja już w ogóle NIC nie wiem!
-To idź dziecko do swojej kuchni. Tam czeka na ciebie zasłużona nagroda.- Powiedziała z niepokojącym błyskiem w oku.

TABLICZKA CZEKOLADY.
FUCK! Własna rodzona matka!

A dzisiaj ledwo chodzę. Już miałam problem ze zwleczeniem się z łóżka. Dobre określenie- „zwlekłam się”, bo na pewno nie wstałam. I przeczołgałam się do łazienki. Nogi bolą mnie po treningu niemiłosiernie. Dobrze, że mam poręcz przy schodach prowadzących do mojego mieszkanka, to chociaż z jej pomocą mogę się jakoś przetransportować z góry na dół. I złapałam kilka bardzo ciekawych figur. Muszę je komuś opchnąć 😛 Medal w jeździe figurowej na łyżwach murowany.