Z czym mi się kojarzy małżeństwo z rozsądku…? Z wpadką. Albo z jakimś układem finansowym. Zresztą prawie na to samo wychodzi 😉 Gdzieś w głowie zawsze miałam obraz materialistek, które wychodzą za mąż za bogatych facetów, żeby mieć w miarę spokojne ustatkowane życie. Czytaj dalej „nie chcę być sama, więc… wyjdę za mąż”
rozłożę bezradnie ręce…
Nie lubię, kiedy ktoś się wtrąca w moje życie. Sama podejmuję decyzje. Z reguły bardzo trafne. Czasem tylko nie potrafię albo nie chcę znów sama być sobie najmądrzejszą. Wtedy z opuszczoną głową i prawdziwą skruchą pytam kogoś o radę, w innych przypadkach bardzo nieprzychylnie odnoszę się do wszelkich „dobrych rad”.
Tak samo ja się staram nie wtrącać w niczyje życie. Póki nikt mnie nie prosi o radę, staram się milczeć. Tylko, czy czasem jednak nie powinnam głośno powiedzieć co myślę i przestrzec kogoś przed zrobieniem czegoś, czego może kiedyś będzie żałować…? A może jednak ja bym chciała, żeby ktoś się wtrącił w moje życie uprzedził, co może mnie czekać…?
Do czego zmierzam…
Wiele razy się zastanawiałam, czy poinformowałabym kogoś znajomego, że wiem, że jest oszukiwany przez kogoś bardzo bliskiego. Czy powiedziałabym bliskiej koleżance, że mąż ją zdradza…? Dziesiątki razy szukałam odpowiedzi na to pytanie i nie znalazłam. Myślę, że BARDZO mocno dawałabym do zrozumienia, że coś jest nie tak, rzucałabym pewnymi zdawkowymi informacjami, czekając aż sama dotrze do sedna sprawy. Tak myślę, ale jak naprawdę bym postąpiła, to NIE MAM pojęcia. Bo może lepiej się nie wtrącać…? Na szczęście nigdy nie byłam i mam nadzieję, że nigdy nie będę w podobnej sytuacji, bo obawiam się, że finalnie cała historia by mnie przerosła. Czytaj dalej „rozłożę bezradnie ręce…”
w drodze powrotnej z imprezy, czyli przed przeznaczeniem nie uciekniesz ;)
W weekend odbierałam Rodzicielkę i Przyszywanego z imprezy. Nawet miło mnie zaskoczyli, bo żadne z nich nie potrzebowało mojej pomocy przy wchodzeniu do Pędzidła 😛 Można? Można 😉
Najspokojniej w świecie pokonywałam trasę do mojego domku, kiedy nagle zauważyłam na części mojego pasa ruchu COŚ. Coś się nagle poruszyło a mnie mało co serce nie stanęło.
Dałam po hamulcach i powoli zbliżałam się do niezidentyfikowanego beżowego czegoś. Z niepokojem podjechałam do ubranej na beżowo kobiety, która z ogromnym wysiłkiem próbuje zwlec swoje ciało a to z ulicy a to z torów tramwajowych…
Nie wierzę.
Awaryjne.
Otwieram drzwi. Czytaj dalej „w drodze powrotnej z imprezy, czyli przed przeznaczeniem nie uciekniesz ;)”
nieodpowiedzialne oswojenie…
Jestem załamana nieodpowiedzialnością ludzi. DOROSŁYCH ludzi. Bo nawet niektóre dzieci potrafią się troszczyć o swoje zabawki, nie wspominając o swoich zwierzątkach, a dorośli… Nie chcę się denerwować, pozostaje mi tylko głośno westchnąć.
Kilka lat temu spotykałam się z pewnym facetem. Spotykałam się, to właśnie zbyt duże określenie w tej sytuacji… Spotkaliśmy się 2 razy, potem wyjechał na 3 tygodnie. Przez te 3 tygodnie z moimi telefonem komórkowym nawiązałam tak bliską relację, że nie rozstawaliśmy się nawet w toalecie 😛 Wszystko przez niego. Nie mogliśmy się doczekać kolejnej wiadomości od siebie, kolejnej rozmowy telefonicznej. Zapewnieniom i tęsknotom nie było końca. A potem wrócił do domu i słuch po nim zaginął… Czytaj dalej „nieodpowiedzialne oswojenie…”
sama, rozczarowana i załamana
Dobra, czas się przyznać przed samą sobą- to nie jest najlepszy okres w moim życiu. Poziom rozczarowań i lęków związanych z przyszłością nabrał tak szerokich rozmiarów, że zaczęłam porównywanie w aptekach cen Xanaxu 😛 Uwierzcie mi- jeśli radość sprawia mi pójście do pacy i czuję lęk poza nią, to znaczy, ze NIE JEST DOBRZE 😛
W sytuacjach beznadziejnych ratunkiem bywa dla mnie Prawie Idealny. Wspominałam o nim już wiele razy. Facet dla kobiety IDEALNY. Całkiem przystojny, zabawny, niegłupi, miły, sympatyczny, ciągle uśmiechnięty, z niesamowitą bajerą i… z jedną wadą. Uwielbia wszystkie kobiety. A kobiety uwielbiają jego. Tylko, że on każdą kolejną wielbi najwyżej 2 miesiące i przechodzi do ubóstwiania kolejnej.
Po jego nieudanych próbach podrywu Chomikowej (przygód na kilka tygodni nigdy nie szukałam) stworzyliśmy bardzo fajną relację. To on mi ratował tyłek (niemały przypominam) w Bułgarii, to ja go kryłam przed byłymi ukochanymi i tylko my nie działaliśmy sobie nigdy na nerwy. Uwielbiam jego poczucie humoru i podejście do życia. Kiedy już mi nic na poprawę humoru nie pomaga (z alkoholem włącznie), dzwonię do Prawie Idealnego. Wiem, że postawi mnie na nogi.
Kilka miesięcy temu, kiedy odwiedzałam go na Mazurach, oznajmił, że czas zaprzestać hulaszczego życia i znaleźć sobie kobietę na stałe. Taką, z którą założy rodzinę, bo on chce mieć dzieci. Kocha dzieci i chce je wychowywać.
Podniosłam lewą brew w oznace ogromnego zdziwienia, niedowierzania i kpiny 😛
Co jak co, ale szybciej ja zostanę panią dyrektor w mojej firmie, zbuduję dom i urodzę dwójkę dzieci, niż on się ustatkuje. I w sumie bardzo dobrze. Kocham go takiego nieustatkowanego 🙂 Dzięki temu jest moją jedyną ostoją w tym singlowym świecie. Dzieci niech sobie płodzi, ale niech reszta pozostanie bez zmian. Czytaj dalej „sama, rozczarowana i załamana”
poświęcili swoje życie
Koleżanka z pracy opowiadała mi o swojej siostrze, która mając lat 32 otrzymała pozew rozwodowy i… świat jej się załamał dokumentnie…
Wzdycham sobie głęboko w pracowniczej kuchni nad kubkiem pysznej kawy.
-Ja się domyślałam, że rozwód to bardzo ciężka sprawa. Mnie każde rozstanie bardzo sponiewierało, więc rozwód to musi być w ogóle tragedia, ale wiesz, że nie ma rzeczy w życiu, której nie da się ogarnąć. Rozwód jest na pewno jedną z nich-wymądrzam się.
-Ale wiesz, Chomik- to jest jedna z tych, które poświęciły się rodzinie…
-Ojej! NIE!-Mówię załamana.
Nienawidzę, jak ktoś się poświęca czemukolwiek lub komukolwiek. To jest jak balansowanie nad przepaścią. Wystarczy tylko jedno małe potknięcie i można stoczyć się na sam dół.
-No właśnie, Chomik. Oni wzięli ślub jakoś zaraz po studiach. Szybko urodziła się Paulinka, a moja siostra nie zdążyła nawet popracować w zawodzie, tylko już tak została w domu.
-I co się stało? Czemu się rozwodzą?
-Rok temu okazało się, że facet sypia z koleżanką z pracy. Moja siostra się o tym dowiedziała, ale próbowała jakoś to małżeństwo ratować. No to on się jednak namyślił i złożył sam pozew o rozwód.
Czytaj dalej „poświęcili swoje życie”
życzenia na wielkanocnego zajączka ;)
KOCHANI 🙂
Cały dzień próbowałam każdą wolną chwilę poświęcić na wymyślenie, czego Wam życzyć.
W pracy zrobiliśmy sobie „jajeczko”. Spędziłam bardzo przyjemnie godzinę. Żartom i miłym słowom nie było końca. Życzę Wam w takim razie takich Świąt, jakie ja miałam dzisiaj „jajeczko” w pracy 🙂 Niech to będą Święta pełne miłych słów, ciepła i radości 🙂
Niech Wam zajączek bryka razem z wesołymi jajkami (jakkolwiek to teraz brzmi 😀 ). Cieszcie się sobą, uśmiechajcie jak najwięcej i ODPOCZNIJCIE 🙂
Czytaj dalej „życzenia na wielkanocnego zajączka ;)”
dni, których nie znamy
Stoję nad blatem w ogromnej kuchni. W ręku trzymam profesjonalny nóż kuchenny. Profesjonalnym kuchennym nożem (takim, którym najlepiej dźgnąć niewiernego męża 😛 ) siekam już którąś z kolei kapustę. Nie przepadam za kuchnią i za gotowaniem a za godzinę rozpocznę szkolenie dla osób, które będą niedługo otwierać lokal gastronomiczny.
Jestem cholernie zaskoczona.
Całym moim dotychczasowym życiorysem.
Jakby mi ktoś podczas moich studiów powiedział, że nauczycielką na pewno nie zostanę do końca życia, to bym mu powiedziała „Bujaj się. Właśnie, że zostanę.” Szybciej bym się spodziewała, że w jakiejkolwiek pracy zostanę doprowadzona do szału przez szefa, który mi zaproponuje szybki numerek, niż przez Oślicę, której wiedza ogranicza się do adresowania kopert. Nie przewidziałam wypadku samochodowego, który wniósł wiele zmian w moje życie. No i na pewno NIGDY nie myślałam, o tym, żeby wyjechać sama za granicę do pracy.
NIGDY.
Czytaj dalej „dni, których nie znamy”
syndrom ofiary
Żyjemy codziennością. Nie mamy czasu zastanawiać się losem innych. Ktoś umiera. To normalne… Ktoś choruje. Cóż… takie rzeczy się zdarzają. Ktoś inny cierpli na chroniczną samotność. Niech się sam ogarnie. Wystarczy nam swoich problemów. To gdzieś daleko, nas w ogóle nie dotyczy. To, że mąż znęca się nad swoją żoną też nie. A już na pewno nie w XXI wieku…
Niedawno spotkałam się ze znajomymi. To są dla mnie nowi ludzie, więc o ich życiu i ludziach, którymi się otaczają wiem niewiele. I po ostatnim spotkaniu już nie wiem, czy chcę wiedzieć więcej…
Ich przyjaciel (bardziej jego, niż jej) poznał swoją żonę jeszcze w liceum. Uczyła go języka polskiego. Wielka, zakazana miłość. Namiętność, łzy, radość. Pełna huśtawka nastrojów. W końcu wygrywa rozsądek. Dziewczyna decyduje się na rozstanie. Oboje próbują ułożyć sobie życie, tylko po to, aby po kilku latach do siebie wrócić. Dzieli ich niecałe 10 lat. To prawie nic w dorosłym życiu. Można tworzyć normalny dom.
Dziewczynę troszkę niepokoi jego towarzystwo i wybuchowy charakter. Ale kocha go. Bardzo kocha. Zachodzi w ciążę. wcale nie nieplanowaną. Marzyła o tej córeczce już od dłuższego czasu. W momencie, kiedy zaczęła poświęcać uwagę dziecku, on zakłada własną działalność. Zatrudnia kilka młodych dziewczyn. Nikt nie wie co ten facet ma takiego w sobie, ale prawie każda z nich staje się jego niewolnicą. W każdym aspekcie życia. Księgowa staje się jego stałą kochanką.
Jego żona przymyka na wszystko oko. Wyszaleje się, to wszystko wróci do normy… Przecież tak bardzo się kochali. Nic nie zniszczy ich miłości. Księgowa bardzo często pojawia się w ich domu. Dochodzi do tego, że małżonka sama odwozi swojego męża do „Cioci Izy” na weekendy. Czy liczy na odrobinę spokoju od wszystkich awantur…? Czy może nadal wierzy, że wszystko wróci do normy…?
Mija wiele miesięcy i okazuje się, że na świat przyjdzie kolejne dziecko. Tym razem już bardzo nieplanowane. On wpada pierwszy raz w prawdziwą furię. Bije ją po twarzy, kopie po udach, nerkach i rękach, które zasłaniają brzuch.
Czytaj dalej „syndrom ofiary”
smutne to… czyli życie na diecie
Wspominałam już nie raz, że jestem na wiecznej diecie. Usilnie próbuję zmienić styl życia i sprawić, aby świat stał się piękniejszy. Jeśli nie te w głowie, to może ten na zewnątrz 😛 Jeśli będę szczupła, to świat stanie się piękniejszy 😛
Z pewnością.
Chyba tylko po przyjęciu kilku opakowań leków przepisanych przez psychiatrę 😛
W październiku odrzuciłam cukier. Przyznaję- NIE BYŁO łatwo. Chodziłam rozdrażniona i zdołowana. Jak narkoman na detoksie 😛 Po dwóch tygodniach detoksu zaczęło być ze mną coraz lepiej. Już nie miałam łez w oczach na widok czekolady, czy batoników, ale moje życie stało się jakieś takie… BEZBARWNE i smutne. Czytaj dalej „smutne to… czyli życie na diecie”